Inne superprodukcje

publikacja 10.06.2005 12:48

Nietolerancja (1916); Reż. David Wark Griffith; wykonawcy epizodu judejskieg: Howard Gaye (Jezus), Lillian Langdon (Maria), Olga Grey (Maria Magdalena), Bessie Love (panna młoda), George Walsh (pan młody); zdjęcia; Billy Bitzer; wykonawcy wątku nocy św. Bartłomieja: Margery Wilson (Ciemnooka), Eugene Pallette (Prosper Latour), Josephine Crowell( Katarzyna Medycejska), Frank Bennett (Karol XI), Joseph Henabery (admirał Coligny); USA

Gigantyczny fresk historyczny, w którym reżyser rozwija równolegle cztery wątki dotyczące różnych epok historycznych. Jeden z nich, najkrótszy, przedstawia życie Jezusa. Leitmotivem montażowym wiążącym poszczególne elementy dzieła jest obraz matki kołyszącej swoje dziecko. W intencji reżysera film był protestem przeciw wszelkim przejawom niesprawiedliwości, hymnem na cześć tolerancji. Poszczególne wątki przeplatają się nawzajem, a ich właściwe znaczenie ujawnia się dopiero w zderzeniu z następnym. Środki formalne zastosowane po raz pierwszy i rozwinięte przez autora filmu sprawiły,że film uważany jest do dzisiaj za jedno z największych osiągnięć w historii kina. Jak twierdzą historycy kina żadne dzieło zrealizowane w przyszłości nie wniosło na ekran tyle nowego. Ta ogromna produkcja zgodnie ze zwyczajem Griffitha powstała bez scenariusza. Film kręcono prawie dwa lata, wszedł na ekrany poprzedzony wielką reklamą, ale okazał się klapą finansową, Griffith długo jeszcze spłacał długi zaciągnięte na konto produkcji. Po premierze reżyser wielokrotnie przemontowywał film tworząc różne warianty dzieła.

W pierwszych kadrach epizodu judejskiego oglądamy Jerozolimę wypełnioną tłumem ludzi, dopiero później na ekranie pojawia się Jezus czyniąc cud w Kanie Galilejskiej, w następnych broni Marię Magdalenę przed ukamienowaniem, czym gorszy faryzeuszy. Epizod judejski kończy Droga Krzyżowa. Epizod ten w filmie Grifftha ma mocne akcenty realistyczne, dopiero obraz Golgoty z trzema nieruchomymi krzyżami pod nocnym, rozświetlonym niebem, gdzie u stóp wzgorza stoi tłum z wyciągniętymi ramionami nabiera wartość symblu.

Pierwsze sceny epizodu nocy św. Bartłomieja przedstawiają konflikty i intrygi polityczne na dworze francuskim, które doprowadziły do krwawych wydarzeń, następne sielankowy obraz protestanckiej rodziny, wymuszenie na królu wydania rozkazu masakry i wreszcie samą masakrę. Znajdziemy tu także wątek katolickiego księdza, który ukrywa pod sutanną hugenockie dziecko.

Wszystkie cztery opowiedziane historie rozgrywające się w różnych czasach i kulturach łączy temat nietolerancji, hipokryzji, dyskryminacji i niesprawiedliwości będących owocem systemów społecznych i politycznych tworzonych przez człowieka.

"Dziesięcioro przykazań" (The Ten Commandments)

Reż. Cecil B. DeMille; wyk: Theodore Roberts (Mojżesz), Charles de Rochefort (Ramzes), Estelle Taylor(Miriam, siostra Mojżesza), Julia Faye (żona faraona); część współczesna - Edythe Chapman (Martha McTavish), Richard Dix (jej syn), Leatrice Joy (Mary Leigh); USA 1923; niemy



Pierwszy film DeMilla z tzw. cyklu biblijnego. Pozostałe to Król Królów i W cieniu krzyża.

Film składa się z dwóch części, biblijnej i współczesnej. Pierwsza z nich poświęcona jest Mojżeszowi. Film przedstawia życie Mojżesza i Żydów w Egipcie pod władzą Ramzesa, ucieczkę z Egiptu w poszukiwaniu Ziemi Obiecanej, przejście Morza Czerwonego, zawarcie przymierza, kult złotego cielca. Sceny przejścia przez Morze Czerwone, zrealizowane z użyciem efektów specjalnych i w kolorze, do dzisiaj robią niesamowite wrażenie na widzu.

W drugiej części reżyser mówi o znaczeniu dekalogu w świecie współczesnym. Akcja rozgrywa się w San Francisco, a jej bohaterami są dwaj bracia McTavish, John i Dan; ciężko pracujący stolarz i bogaty architekt, intrygant. Obaj rywalizują o miłość tej samej dziewczyny, a konflikt potęguje się kiedy John odkrywa, że brat używa przy budowie katedry tandetnych materiałów, co prowadzi do zawalenia się kościoła. Warto przytoczyć ostatnie słowa matki McTavish do synów: „...cokolwiek zrobiliście to był mój błąd. Nauczyłam Was bać się Boga zamiast Go kochać.” W roku 1956 DeMille nakręcił remake filmu.


"Dziesięcioro przykazań" (The Ten Commandments)

Reż. Cecil B. DeMille; wyk: Charlton Heston (Mojżesz), Yul Brynner (Ramzes), Anne Baxter (Nefertiri), Edward G. Robinson (Dathan), Yvonne De Carlo (Sephora), USA 1956


Adpatacja biblijnej opowieści o życiu Mojżesza z posągowym Hestonem w roli głównej. Początkowo DeMille chciał obsadzić w tej roli Williama Boyda, odtwórcę głównej roli w westernach z cyklu popularnych opowieści o Hopalong Cassiy. Boyd nie przyjął propozycji obawiając się, że publiczność identyfikuje go z rolą kowboja, co może zaszkodzić biblijnej opowieści.

W czasie realizacji filmu Cecil B. DeMille doznał ataku serca w czasie realizacji, jednk wbrew radom lekarzy po kilku dniach wrócił do pracy kończąc film.

Podobnie jak pierwowzór z 1923 roku, film nakręcony został z rozmachem i zajmuje wysokie miejsce na liście najkosztowniejszych produkcji. Krytyka uznała, że to kicz, co nie przeszkodziło filmowi bić rekordów oglądalności doskonale popularyzując Biblię na całym świecie. Do dzisiaj film często z powodzeniem pokazywany jest w telewizji.
W cieniu Krzyża (Sign of the Cross)

Reż. Cecil B. DeMille; scen: Wilson Barret, Sidney Buchman; wyk: Frederic March (Marcus Superbus), Elissa Landi (Mercia), Claudette Colbert (Popea), Charles Laughton (Neron); USA 1932

Ponad dwugodzinna opowieść z czasów Rzymu Nerona, której bohaterem jest Marcus, wysoki dostojnik wojskowy. Po spaleniu Rzymu Neron rzuca oskarżenie na chrześcijan skazując ich na śmierć na arenie. Między nimi znajduje się para starszych wyznawców Chrystusa, w których pasierbicy zakochał się Marcus, co z kolei nie podoba się cesarzowi i cesarzowej. Chociaż w czołówce nie pojawiło się nazwisko Sienkiewicza, już samo streszczenie filmu wystarczy, by zauważyć, że scenarzyści pełnymi garściami czerpali pomysły i rozwiązania dramaturgiczne z „Quo vadis” polskiego pisarza.

„W cieniu Krzyża" to trzeci film biblijnej trylogii DeMilla, hollywoodzkiego specjalisty od superprodukcji. Film trwał początkowo 124 minuty, ale po wprowadzeniu Kodeksu Haysa, niektóre z bardziej śmiałych scen usunięto. Film nie spotkał się z przychylnym przyjęciem krytyki. Zastrzeżenia budziło nie najwyższego poziomu aktorstwo( z wyjątkiem roli Charlesa Laughtona w roli Nerona) i zbyt duża dawka okrucieństwa. DeMille z detalami przedstawiał szczegóły rzymskiej dekadencji, przejawiając skłonności do epatowania nagością i sadyzmem w scenach rzucania chrześcijan lwom. Podobnie jak w innych filmach reżysera historia i tematy biblijne były dla niego pretekstem do zaoferowania widzowi wielkiego widowiska bez głębszej refleksji.


Król Królów (King of the Kings) 1961

Reż. Nicholas Ray; wyk: Jeffrey Hunter (Jezus), Siobhan McKenna (Maria), Hurd Hatfield (Piłat), Ron Randell (Lucjusz), Claudia (Viveca Lindfors), Carmen Sevilla (Maria Magdalena), Brigid Bazlen(Salome); USA 1961

Poza tytułem i tematem film ma niewiele wspólnego z nakręconym w roku 1927 filmem DeMilla, nie jest to remake w dosłownym znaczeniu tego słowa. To monumentalne, prawie 3-godzinne widowisko również imponuje rozmachem wychodząc jednak poza dosłowną ilustracyjność cechującą wiele superprodukcji o życiu Chrystusa, a niektóre sceny wywierają ogromne wrażenie swoją prostotą i dramatyzmem. Należy do nich m.in. scena pierwszego spotkania Jezusa z Janem Chrzcicielem, czy Kazania na Górze. Na uwagę zasługuje ścieżka muzyczna Króla Królów, którą skomponował Miklos Rozsa. Narratorem jest Orson Welles, a autorem narracji Ray Bradbury. Zdjęcia do filmu kręcono w Hiszpanii, w rolach drugoplanowych zagrało wielu hiszpańskich aktorów.

Jednak Nicholas Ray, autor m.inn. „Buntownika bez powodu”, dosyć swobodnie potraktował niektóre z biblijnych postaci występujących w filmie. I tak np. Barabasza i Judasza przekształcił w rewolucjonistów występujących przeciw rzymskiej okupacji. Z tego też powodu Żydzi żądają uwolnienia Barabasza. Nie wspomina się w filmie o 30 srebrnikach, co sprawia, że zdrada Judasza nabiera zupełnie innego wymiaru. Wydaje się, że już sam scenariusz zawierał w sobie istotne inowacje w podejściu do ewangelicznego przekazu sytuując miejscami centralny konflikt w kategoriach politycznej walki i zdrady. "Ewangelia według św. Mateusza" (Il Vangelo Secondo Matteo)
Reżyseria i scenariusz: Pier Paolo Pasolini; zdjęcia: Tonino Delli Colli; wyk: Enrique Irazoqui (Jezus), Settimio Di Porto (Piotr), Otello Sestili (Judasz), Mario Socrate (Jan Chrzciciel), Mariagherita Caruso (Maria w młodości), Susanna Pasolini (Maria jako staruszka), Marcello Morante (Józef), Rossana Di Rocco (Anioł Pański), Rodolfo Wilcock (Kajfasz), Amerigo Bevilacaqua (Herod I Wielki), Paola Tadesco (Salome); Włochy/Francja 1964; 137 min.


W wersji włoskiej film nosił tytuł „Ewangelia według Mateusza”, w innych zachowano skrót św. przed imieniem Ewangelisty.

Początkowo Pasolini chciał relizować film w Palestynie, pojechał tam nawet, by szukać obiektów zdjęciowych. Ostatecznie zdjęcia nakręcono w południowych Włoszech, częściowo w Materze, której plenery wielokrotnie służyły również później filmowcom przy produkcji filmów o tematyce biblijnej.

Podobnie jak inne filmy Pasoliniego i ten wywołał gorące dyskusje. Już sam fakt, że zadeklarowany marksista i w swoim czasie członek partii komunistycznej, później z niej wykluczony, z przyczyn politycznych i obyczajowych (homosksualizm), zrealizował film według Ewangelii św. Mateusza wzbudził zdziwienie. W komunikacie lokalnej gazety komunistycznej znalazło się stwierdzenie, że Pasolini został wydalony jako „...człowiek moralnie bezwrtościowy. Uważamy fakty, które spowodowały dyscyplinarne usunięcie Pasoliniego z naszych szeregów za przykład zgubnych wpływów pewnych ideologicznych i filozoficznych prądów reperzentowanych m.in. przez Gidea, Sartrea oraz innych poetów i intelektualistów, którzy pozując na postępowych, w rzeczywistości reprezentują najbardziej szkodliwe aspekty burżuazyjnej dekadencji." Mimo wyrzucenia z partii nigdy nie przestał być marksistą.

Pasolini wielokrotnie był oskarżany o obrazoburstwo, miał wiele procesów o obrazę moralności. Należy jednak wziąć pod uwagę, że Pasolini wychowany został w duchu religii katolickiej i również w innych jego filmach znajdziemy - często szokujące i wywołujące oburzenie - do niej odniesienia. Był zafascynowany chrześcijaństwem, a jednocześnie deklarował swój antyklerykalizm, nawołując do powrotu do źródeł chrześcijaństwa z czasów działalności Chrystusa. Zapytany, dlaczego realizuje tematy religijne skoro jest ateistą odpowiedział; „ Jeżeli wiesz, że jestem niewierzący, to znasz mnie lepiej niż ja sam. Być może i jestem człowiekiem niewierzącym, ale takim, który tęskni za wiarą”.

W czasie kiedy włoska cenzura zakazała wyświetlania noweli Pasoliniego „Twaróg” wchodzącej w skład nowelowego filmu „Rogopag”, a on sam został oskarżony o bluźnierstwo i skazany na cztery lata więzienia, których zresztą nie odsiedział, reżyser przystąpił do realizacji „Ewangelii...”. Tym razem Pasolini dokonał wiernej adaptacji tekstu, zmiany są nieliczne, a swoją „Ewangelię według Mateusza” została nawet zadedykowana „słodkiej pamięci Jana XXIII”. Z wypowiedzi Pasoliniego wynika, że idea nakręcenia filmu o Jezusie zrodziła się w czasie jego pobytu we Florencji, gdzie w pokoju hotelowym znalazł Ewangelię według św. Mateusza i natychmiast ją przeczytał.

Pasolini zaangażował do roli Chrystusa amatora, który przedstawiał zupełnie odmienny typ postaci niż występujący w nakręconych do tej pory produkcjach aktorzy. Chrystus w wykonaniu Enrique Irazoqui, baskijskiego studenta, jest stanowczy, zdecydowany, a nawet ostry, przypominając miejscami rewolucjonistę, który realizuje swoistą wizję społeczną. W roli Matki Boskiej w starszym wieku wystąpiła matka reżysera, Susanna Pasolini, a jej wizerunek jako starzejącej się kobiety również odbiegał od tradycji utrwalonej w ikonografii. W pozostałych rolach i jako statyści wystąpili przyjaciele reżysera i wieśniacy z terenów, gdzie kręcone były zdjęcia filmu. Ich surowe, naznaczone piętnem ciężkiej pracy i zmarszczkami twarze współgrają z elementami równie ubogiego krajobrazu, prymitywnych budowli i posępnego, pustynnego pejzażu, fotografowanego, podobnie jak cały film w ostrych odcieniach bieli i czerni.

Niezwykła była koncepcja muzyczna filmu. Prócz Bacha, Mozarta, reżyser używa cytatów z muzyki religijnej Czarnej Afryki, bluesa i pieśni rosjskich. W połączeniu z warstwą obrazową, w której znajdujemy stylizacje malarskie i rzeźbiarskie kadrów (Giotto, Masaccio, Botticelli, El Greco, Donatello) stwarza to poczucie uniwersalności, a zarazem prostoty.


Film Pasoliniego powstał w opozycji do dotychczasowej tradycji widowiskowych produkcji będących najczęściej ilustracją tematów ewangelicznych, pozbawionych jednak duchowej głębi. Zrezygnował z epiki historycznej kładąc nacisk na nauczanie Jezusa a nie rekonstrukcję Jego biografii.

„Ewangelia wg św. Mateusza” jest pierwszą Ewangelią kanoniczną, była najbardziej używanym tekstem Ewangelii w dawnym Kościele ze względu na swą kompletność i bogactwo nauk, zawartych w tzw. wielkich mowach. Pasolini nie chciał uprawiać jakiejkolwiek bieżącej publicystyki, ponieważ całkowicie zaufał tekstowi biblijnemu. Ekranizację Pasoliniego wyróżnia przede wszystkim posunięta do skrajności oszczędność środków wyrazu połączona z ascetyzmem narracji. Niezależnie od intencji deklarowanych przez reżysera, że ekranizując tekst w postaci pierwotnej chciał uwypuklić sprzeczności pomiędzy jego przesłaniem a wykorzystywaniem go w religii, to poprzez skrajny, surowy realizm reżyser osiągnął wymiar transcendencji, dotarł do tego co mistyczne. Przy czym nie jest to realizm przejawiający się w wierności realiom historycznym, obyczajów, strojów czy zachowań. Reżyser nie odtwarza rzeczywistości konkretnej lecz buduje rzeczywistość symboliczną. Jest to raczej wierność wobec ekranizowanego tekstu, co jeszcze bardziej podkreśla paradokumentalny styl narracji, a jego znaczenia ukryte są za faktami. Powolny rytm następujących po sobie obrazów od czasu do czasu przerywają akcenty dramatyczne.

Utwór Pasoliniego spotkał się z bardzo zróżnicowanym przyjęciem odbiorców. Wielu krytyków uważa, że to właśnie Pasoliniemu udało się dokonać doskonałej adaptacji tekstu biblinego, oddającej w pełni jego metafizyczną siłę. Na festiwalu w Wenecji film zdobył Grand Prix, a jury OCIC (Międzynarodowe Katolickie Biuro Filmowe) uzasadniło swoją nagrodę tym, że reżyser ze wstrząsającą prostotą i napięciem wyraził „społeczne posłannictwo Ewangelii”. Część środowisk katolickich ostro potępiła przyznanie nagrody katolickiej Pasoliniemu, inni dostrzegli w jego filmie przesłanie zgodne z duchem Ewangelii. Z drugiej strony film odbierano jako zaangażowane dzieło marksistowskie, a Chrystus, jak pisze Jerzy Kossak w swojej książce „Kino Pasoliniego”, „jest męczennikiem sprawy społecznej, trapionym przez świadomość swojej przegranej”...Jest to film wyrosły z ideowego zaangażowania po stronie idei społecznej przeciwko ideologii kompromisu i pokoju społecznego. To - pradoksalnie - szczytowy moment zaangażowania twórcy po stronie walczącego marksizmu i ruchu robotniczego." W postaci Chrystusa widziano nonkonformistę i rewolucjonistę walczącego o doskonalszy porządek moralny świata. Tego typu interpretacje wpisywały film w rejony bliskie teologii wyzwolenia wynikające z ówczesnych kontekstów społecznych i politycznych.

Franco Zeffirelli (autor Jezusa z Nazaretu) o filmie Pasoliniego: „Pasolini pokazał historię Jezusa, jakby to była jego własna: jako apostołowie wystąpili najlepsi przyjaciele, Matką Boską była uwielbiana matka. Uważał bowiem, że jedynym sposobem wytłumaczenia owej niezwykłej opwieści jest przeniesienie jej na poziom osobisty”.

"Opowieść wszechczasów" (The Greatest Story Ever Told) 1965

Reż: George Stevens, David Lean; wyk: Max von Sydow (Jezus), Michael Anderson Jr.(Jakub Młodszy), Carroll Baker(Veronica), Ina Balin( Marta z Betanii), Richard Conte(Barabasz), Joanna Dunham (Maria Magdalena), José Ferrer(Herod Antypas), Charlton Heston(Jan Chrzciciel), Martin Landau(Kajfasz), David McCallum (Judasz); USA 1965


Film w wersji pełnej trwał 260 minut, w innych krajach wyświetlano wersję skróconą do 197 minut.

Zdjęcia do filmu realizowano w USA, m.in. w Arizonie, Utah, Nevadzie, Kalifornii(Dolina Śmierci).Nie obyło się bez przygód na planie. W czasie zdjęć w Arizonie, niespotykana tu od dziesiątków lat śnieżyca sprawiła, że śnieg pokrył cały sprzęt i przygotowną scenografię. Kilkuset członków ekipy, aktorzy i statyści łącznie z samym reżyserem, z łopatami w ręku, z użyciem ciężkiego sprzętu odśnieżało zasypany sprzęt. W chwilę po zakończeniu pracy rozpętała się nowa, jeszcze większa zamieć śnieżna zmuszając ekipę do wyjazdu do studia w Hollywood. Realizacja filmu trwała prawie pięć lat.

550 Indian Navajo z pobliskiego rezerwatu miało zagrać rzymskich legionistów, jednak wkrótce opuścili oni plan, by wziąć udział w plemiennych wyborach. Stevens musiał szybko postarać się o nowych statystów.

Część scen reżyserował David Lean(Lawrence z Arabii), którego nazwiska producenci nie umieścili w czołówce.

Film przedstawia życie Chrystusa aż do męczeńskiej śmierci i zmartwychwstania z poszanowaniem przekazów ewangelicznych.

Już sam fakt, że Georges Stevens, jeden z mistrzów amerykańskiego kina, autor tak głośnych filmów, jak „Miejsce pod słońcem”, „Jeździec znikąd” czy „Pamiętnik Anny Frank” zamierza nakręcić filmową wersję Ewangelii wywołał sensację. Stevens nakręcił film z ogromnym rozmachem, a producenci nie szczędzili środków na scenografię.„Opowieść wszechczasów” należała do najkosztowniejszych produkcji lat sześćdziesiątych, a jej budżet wynosił prawie 20 milionów dolarów. W tym czasie Hollywood usiłowało za wszelką cenę oderwać widzów od telewizorów realizując kosztowne superprodukcje pokazywane na coraz większych ekranach kinowych, z gwiazdorską obsadą. „Opowieść wszechczasów” zrealizowano na taśmie 70 mm, a w wersji oryginalnej trwała ponad cztery godziny, chociaż w kinach pokazywano wersję nieco krótszą. W roku 1965 film otrzymał 5 nominacji do nagrody Akademii Filmowej.

Doświadczony reżyser sprawnie, ale bez większego polotu przedstawił życie i śmierć Chrystusa. Wydaje się jednak, że w wypadku tego filmu Stevensa bardziej absorbowała próba zapanowania nad puszczoną w ruch gigantyczną machiną produkcyjną niż sama reżyseria. Sam film to ciąg pięknych, znakomicie skomponowanych obrazów, które pozwala smakować wolna, dająca widzowi czas na refleksję narracja, chociaż brak w nim emocji i głębi przeżycia. Mimo wszystko, znajdziemy w filmie przynajmniej kilka scen tchnących rzadko osiąganym na ekranie autentyzmem, przejmujących, działających na emocje widza, jak np. scena wskrzeszenia Łazarza.

Sporo kontrowersji wywołała obsada aktorska. Stevens postawił na znane nazwiska zatrudniając nawet w rolach epizodycznych gwiazdy światowego kina. Okazało się to niezbyt zręcznym posunięciem, bo niektórzy ze znanych aktorów i aktorek pojawiając się na krótko przed kamerą zagrało jak gdyby w innym filmie. Zdarzają się tu jednak wyjątki, np. Jose Ferrer w roli Heroda.

W roli głównej wystąpił Szwed, Max von Sydow, który zebrał bardzo wysokie oceny krytyki. I rzeczywiście, do dzisiaj jego znakomita kreacja należy do najlepszych spośród aktorskich interpretacji postaci Chrystusa, oddając zarazem majestat i dobrowolne poniżenie Syna Bożego.
Jezus z Nazaretu (Jesus of Nazareth, Gesu di Nazareth)

Reż. Franco Zeffirelli; scen: Franco Zeffirelli, Anthony Burgess, Suso Cechi D"Amico; wyk: Robert Powell (Jezus), Olivia Hussey ( Maria, matka Jezusa), Yorgo Voyagis (św. Józef), Anne Bancroft (Maria Magdalena), Ernest Borgnine (centurion)), James Farentino (św. Piotr), James Earl Jones (Baltazar), Stacy Keach (Barabasz), Ian McShane (Judasz Iskariota), James Mason (Józef z Arymatei), , Peter Ustinov (Herod), Christopher Plummer (Herod Antypas), Michael York (Jan Chrzciciel), Laurence Olivier (Nikodem), Anthony Quinn (Kajfasz), Donald Pleasence (Melchior), Claudia Cardinale (cudzołożnica); Wielka Brytania/Włochy 1977


Franco Zeffirelli po nakręceniu filmu o świętym Franciszku z Asyżu „Brat Słońce, siostra Księżyc"nie zamierzał wracać do tematyki religijnej. Kiedy w 1973 r. narodził się pomysł nakręcenia filmu o dziejach Jezusa Chrystusa i zaproponowano mu jego reżyserię, odmówił. Dopiero producent Vincenzo Labella przełamał jego opory i wahania. Zeffirelli zastrzegł sobie pełną swobodę w realizacji, starannie też przygotowywał się do zdjęć odbywając podróże do Egiptu, Grecji, Izraela, Maroka, Tunezji i na Sardynię w poszukiwaniu najodpowiedniejszych plenerów zdjęciowych. Długo kompletował też obsadę szukając aktora do roli Jezusa. Początkowo rozważał kandydaturę Dustina Hoffmana i Ala Pacino, ale ostatecznie wybrał angielskiego aktora Roberta Powella, w którym zafascynowały go przede wszystkim jasne, „krystaliczne" oczy o magnetycznej sile.

W pełnej wersji film trwał 371 minut, w niektórych krajach wyświetlano wersję skróconą do 180 minut. Zdjęcia krecono w Anglii, Tunezji i Maroku. W wielu sprawach dotyczących realizacji reżyser konsultował się z Watykanem. Jego premiera odbyła się w Niedzielę Palmową 1977 roku. Po premierze serial został gwałtownie zaatakowany przez komunistyczną prasę. Film wyświetlano w kinach (w wersji kinowej pominięto szereg epizodów) i telewizji, w Polsce przez wiele lat nie mógł być pokazywany w oficjalnym obiegu, jednak tysiące widzów obejrzało go w czasie projekcji organizowanych w kościołach przez księży.

Monumentalny serial Zeffirellego uważany jest powszechnie za jeden z najlepszych od strony artystycznej film o życiu, nauczaniu i zmartwychwstaniu Jezusa, wierny Ewangelii, zrealizowany z rozmachem i poruszający.

Filmowych wersji Ewangelii powstało sporo. Zeffirelli realizował swój film po „Mesjaszu” Rosselliniego i „Ewangelii wg świętego Mateusza” Pasoliniego, a więc filmach, które starały się znaleźć współczesny punkt widzenia na ten uniwersalny temat. Chociaż „Jezus z Nazaretu” wpisuje się w tradycję wielkiego widowiska, reżyser rezygnuje całkowicie z charakterystycznych szczególnie dla superprodukcji amerykańskich dodatkowych wątków, często o sentymentalnym charakterze.

Tu centralną postacią jest Jezus i na nim oraz jego przesłaniu skupia się uwaga widza. Scenariusz zgodnie z prawdą zawartą w czterech Ewangeliach przedstawia wyłącznie fakty z życia Jezusa, a co najważniejsze i co udało się nielicznym twórcom filmowym, znakomicie podkreśla zarazem boską i ludzką naturę Zbawiciela.

Rewelacyjne zdjęcia, wiarygodne odtworzenie na ekranie życia w Ziemi Świętej z czasów Jezusa, dramatyzm wynikający z rzeczywistych, przedstawionych w Ewangelii wydarzeń, a także pogłębiona charakterystyka występujących na ekranie postaci, jak np. moralna ewolucja Marii Magdaleny, sprawiły, że film do dzisiaj wzrusza i budzi zainteresowanie widza, zachęcając go pogłębienia swej wiary. Dziwić może fakt, że nie znalazł się na tzw. liście watykańskiej, ale brano tam pod uwagę wyłącznie filmy kinowe.

ZEFFIRELLI O SWOIM FILMIE

Fragment wywiadu z Zeffirellim przeprowadzony w czasie realizacji filmu:
- Po św. Franciszku przyszedł czas na Jezusa z Nazaretu. Czy jest pan człowiekiem wierzącym?
- Tak, jestem wierzący , i to nie z powodów mających jakiekolwiek odniesienia kulturalne. ...
- Ale kiedy film o Chrystusie będzie gotowy, nie uniknie pan tego rodzaju pytań.
- Tak, być może. Powiedzmy więc, że chciałbym pokazać niezwykłe przymioty postaci Jezusa odwołując się do faktów oczywistych, oczywistości boskiej i oczywistości istoty człowieczeństwa...Najpiękniejsze w filozofii głoszonej przez Jezusa jest to, że wszyscy jesteśmy częścią Boga... Dzięki ofierze Jezusa stało się możliwe zawarcie nowego układu między człowiekiem a Bogiem. ...Chciałem przywrócić prawdę przykładu Jezusa przy pomocy środków uczuciowych, obiektywnych. Nigdy nie lubiłem rozmawiających aniołów. W scenie Zwiastowania Maryja wysłuchuje słów anioła, ale my słyszymy tylko jej odpowiedzi. Można wierzyć lub nie. Decyzja należy do widza....
...Przed tym filmem byłem katolikiem o wierze dość umiarkowanej. Nie znałem Ewangelii, byłem ignorantem. Studiowanie jej stało się dla mnie wielką rewelacją. Ewangelia nie przytłumia radości życia . Wręcz przeciwnie: Bóg jest tak piękny, że wszystko, co jest piękne na ziemi, zostało stworzone na Jego podobieństwo....(Le Nouvel Observateur, 8.11.1976).

„Respektuję pracę moich kolegów, ale najpiękniejszym, najbardziej prawdziwym filmem o Jezusie jest dla mnie Golgota Julien Duvviera z 1935 roku. Ta Golgota wywarła na mnie ogromne wrażenie, kiedy byłem dzieckiem. Udało mi się znów ją zobaczyć przed nakręceniem Jezusa z Nazaretu. To jedyny film, którego sposób potraktowania tematu mi odpowiada. Chciałem być wierny tekstowi Ewangelii, co było poważnym problemem, ponieważ ten tekst to ogromny materiał. Mój Jezus z Nazaretu nie jest filmem religijnym. To film historyczny, historia dusz i miłości, historia, w której odnajduje się Boga.”(Le Monde, 11.1.1978)

KRZYSZTOF ZANUSSI

o Jezusie z Nazaretu Zeffirellego i Ewangelii według św. Mateusza Pasoliniego: „Szczególnym dziełem Pasoliniego była jego(Pasoliniego ) Ewangelia według św. Mateusza, stawiam ją wyżej od Jezesa z Nazaretu Zeffirellego, który jest dla mnie zbyt wiktoriański, zbyt akcentuje „sceny cudowne”, np. połowu; wolałbym gdyby Zeffirelli przydał aspekt materialny tekstowi, którego sens leży gdzie indziej i ma inny wymiar. Oczywiście, film jest zrobiony rzetelnie i z poszanowaniem praw sztuki, choć w wielu momentach nie wzrusza, a w innych rozdrażnia przez niepotrzebne ucieleśnienie tego, co funkcjonuje nie w materialnym wymiarze.°(Film na świecie” nr 337-338, str.9)
Jezus (1979)

Reż. John Krish, Peter Sykes; wyk: Brian Deacon (Jezus), Rivka Neuman(Maria), Joseph Shiloach(Józef), Niko Nitai (Piotr)), Mosko Alkalai(Mateusz), Kobi Assaf (Filip), Eli Cohen (Jan Chrzciciel), Eli Danker (Judas Iscariot), Peter Frye(Piłat), Nisim Gerama(Thomas); USA 1979


Inspiratorem powstania filmu był Bill Bright, który doszedł do wniosku, że skoro tak wielu ludzi na świecie nie potrafi czytać, to właśnie film może pomóc przedstawić postać Chrystusa tłumom. Bright zwrócił się z propozycją zrealizowania filmu do Cecila DeMielle‘a, jednak nic z tego nie wyszło, bo nie było pieniędzy na jego produkcję. Po latach film jednak powstał, sfinansowany został całkowicie ze środków prywatnych. Fundusze wyłożyło małżeństwo Bunker i Caroline Hunt, przekonane o ewangelizacyjnej roli filmu o Jezusie.

Przygotowania do realizacji filmu trwały prawie pięć lat, gdyż jego autorom zależało na wiernym przedstawieniu obrazu życia w Palestynie z czasów Chrystusa. Przygotowania objęły między innymi badania dotyczace tkanin i sposobu ubierania się, pożywienia i zwyczajów. I tak na przykład dla zapewnienia autentyczności postanowiono, że przy produkcji kostiumów wykorzystane będą tylko ręcznie tkane płótna barwione jedynie 35 barwnikami, jakie stosowano w tamtych czasach. Producent kierował się ideą przyblizenia człowiekowi dwudziestego wieku nie tylko samego ewangelicznego przesłania, ale także kontekstu społecznego i kulturowego.

Film reżyserowali John Krish i Peter Sykes, a rolę Jezusa powierzono Brianowi Deaconowi, 30-letniemu angielskiemu aktorowi specjalizującemu się w repertuarze szekspirowskim. Wiele znanych z Nowego Testamentu postaci zagrali aktorzy niezawodowi, Żydzi i Palestyńczycy zamieszkujący tamte tereny. Ogółem w realizacji filmu wzięło udział prawie 5000 aktorów i statystów, a dla potrzeb filmu wykonano 4000 kostiumów. Zdjęcia do „Jezusa” nakręcono w tych samych miejscach, gdzie miały miejsce wydarzenia opisane w Nowym Testamencie. Film wyprodukowany przez Johna Heymana, amerykańskiego producenta żydowskiego pochodzenia, oparty jest ściśle na tekście Ewangelii wg św. Łukasza.

Wierność słowom Ewangelii św. Łukasza stanowi największą wartość tego filmu, bo sami twórcy zdawali sobie sprawą, że co do strony artystycznej tego obrazu można mieć wiele zastrzeżeń. Scenanriusz wierny jest przekazowi biblijnemu bez żadnych upiększeń i dodatkowych wątków. Wszystkie słowa, które padają w filmie znajdziemy w tekście Ewangelii św. Łukasza.

Premiera „Jezusa" odbyła się w roku 1979. Od chwili premiery podczas projekcji telewizyjnych, kinowych czy na kasetach video film obejrzało ponad 3 miliardy widzów na całym świecie. Jest to prawdopodobnie jedyne w historii światowej kinematografii dzieło filmowe, które przetłumaczono na ponad 600 języków, a dla wielu widzów film stał się inspiracją powrotu lub odkrycia Boga. Film wykorzystywany jest przez wiele organizacji zajmujących się ewngelizacją w krajach rozwijających się. Planuje się zrobienie ścieżki dźwiękowej w 1153 językach.

W roku 2000 opracowano nową wersję filmu dokonując znaczmych skrótów w stosunku do pierwotnej, która trwała prawie dwie godziny. Nie jest to oczywiście pełny zapis Ewangeli, werset po wersecie, ale obraz bardzo wierny tekstowi Ewangelii wg św. Łukasza, który stara się przybliżyć jej przesłanie. „...Film ten z pewnością ma wartość ewangelizacyjną. Jako jedno z nowoczesnych środków przekazu, pozwala przybliżyć współczesnemu człowiekowi wychowanemu na telewizji tajemnice wiary na sposób jemu bliski i zrozumiały. W dzisiejszym bałaganie idei postmodernistycznych, film ukazuje Jezusa głoszącego naukę, która wyzwala i wskazuje jasno drogę życia. Jest to więc propozycja dla wszystkich i każdy może ten film z pożytkiem obejrzeć.” - napisał w swojej opoinii o filmie ks. prof. Józef Kudasiewicz.

Z okazji Roku Jubileuszowego opracowano nowy materiał ewangelizacyjno-katechetyczny, kórego film stanowił znaczącą część. Swoją inicjatywę ewangelizatorzy nazwali „Chcę widzieć Jezusa”. Ewangelizatorzy uznali, że film będzie doskonałym doskonałym narzędziem do ewangelizacji i katechezy. Teologowie, którzy go weryfikowali, zalecili jego wykorzystanie w parafiach lub szkołach np. w trakcie rekolekcji.Film może być wykorzystany w trakcie katechezy, gdyż jest złożony z wielu odrębnych części, którymi są poszczególne perykopy.

W Polsce projekcje filmu organizuje Ruch Nowe Życie we współpracy z Kościołem katolickim i innymi kościołami chrześcijańskimi. Film dostępny jest również na kasetach video w kilku wersjach.

Przykłady podobnych scen można byłoby mnożyć, wystarczy jednak zastanowić się nad przedstawieniem w filmie postaci Judasza. Judasz w opozycji do Chrystusa jest w filmie zdecydowanym i szlachetnym człowiekiem, najważniejszym z apostołów, który czuwa nad wypełnieniem misji Jezusa, którego wielokrotnie sam poucza. Jezus musi go usilnie błagać, by zechciał go zdradzić, bo w przeciwnym wypadku nie wykonałby swojej misji. Judasz wyrasta tu na tragicznego bohatera poświęcającego się dla zbawienia ludzkości.

Najwięcej wątpliwości i największe oburzenie wzbudziły końcowe fragmenty filmu przedstawiające osławione „ostatnie kuszenia”. Fakt, że autor poświęcił tej części ponad jedną piątą całości oraz sam tytuł filmu wskazują, jaką wagę przykładał do tych sekwencji. Tym bardziej, że te końcowe fragmenty filmu mają zupełnie inną, bardziej zwartą dramaturgię, niż wcześniejsze, które rozpadały się na szereg niezbyt spójnych, chaotycznych momentami epizodów.

W filmie Scorsese wiszący na krzyżu Chrystus zmierza się z pokusą, tytułowym ostatnim kuszeniem. Pojawia się przed nim dziewczynka, która przedstawia się jako jego Anioł Stróż. Twierdzi, że Bóg nie chce, by Jezus więcej cierpiał i Jezus schodzi z krzyża. Spotyka Marię Magdalenę, poślubia ją, a po jej śmierci poślubia Marię, siostrę Łazarza, którego kiedyś wskrzesił. Spotyka św. Pawła, który głosi jedno ze swoich kazań. Zarzuca mu, że fałszuje prawdę mówiąc o jego śmierci i zmartwychwstaniu. Pracuje jako cieśla, wiedzie życie zwykłego człowieka, otoczony gromadką dzieci dożywa późnej starości.

Złożonego chorobą odwiedzają byli apostołowie, wśród nich Judasz, który nazywa go zdrajcą i tchórzem. Anioł Stróż był fałszywym aniołem, którego postać przybrał szatan. Jezus podnosi się z łoża, z wysiłkiem wspina na Golgotę i ponownie wisi na krzyżu. Okazuje się, że to był tylko sen, jak gdyby alternatywna wersja wydarzeń, pokusa, której nie uległ. Jezus umiera na krzyżu wołając „Wypełniło się!”. Film kończy się tą właśnie sceną, nie ma w nim sceny Zmartwychwstania.

Deklaracje reżysera, że jego film jest zaproszeniem do dyskusji na temat ludzkiej natury Chrystusa, nie znajdują oparcia w ekranowej wizji. Widz odbiera film wyłącznie w kategoriach prowokacji, ale nie myślowej, bo zabrakło w nim spójnej i wypracowanej do końca, logicznej i filozoficznej zwartości. Reżyser bezpardonowo usiłuje narzucić widzowi jałową i prostacką w konsekwencji, momentami drastyczną obyczajowo historię, pomijając całkowicie świadectwa Ewangelii o boskiej naturze Zbawiciela.

Wydaje się, że całkowicie zgodzić się można ze słowami Maciej Pawlickiego, który recenzując film napisał m.in..„Gdy od strony psychologicznej, obyczajowej, teologicznej twórca ma do zaproponowania tak niefrasobliwą trywialność - to niewiele. Dlatego jedynym silniejszym uczuciem, które towarzyszło mi podczas oglądania „Ostatniego kuszenia Chrystusa” było zażenowanie.

Jezus (Jesus) 1999 - zobacz fragment filmu

Reż. Serge Moati; wyk: Arnaud Giovaninetti, Hippolyte Girardot, Christophe Malavoy, Faudel, Tom Novembre, Yann Collette, France Zobda, Franrois Negret, Bernard Verley; Francja; 106 min


Scenariusz filmu nie został opracowany na podstawie przekazów ewangelicznych, lecz na podstawie kontorwersyjnej książki Jacquesa Duquesne, francuskiego dziennikarza i pisarza, autora wielu książek o tematyce religijnej, współzałożyciela i redaktora naczelnego tygodnika „Le Point".

Znakomite, nasycone barwą i słońcem zdjęcia do filmu powstały w plenerach Maroka.

Film pomija wiele istotnych dla chrześcijaństwa faktów zawartych w Ewangeliach eksponując jednocześnie wyłącznie ludzką naturę Jezusa.

Film Serge Moati rozpoczyna się sceną ukrzyżowania, której świadkiem jest również Baruch, młody rzezimieszek, jak się później okazuje szpieg policji arcykapłana, który śledzić miał poczynania Jezusa. Film ma formę rozbudowanej retrospekcji: Baruch, ubogi, ale sprytny chłopak, który z mistrzowską wprawą kradnie bogatym sakiewki, opowiada Pawłowi z Tarsu, nieprzejednanemu wrogowi chrześcijan, który doznawszy widzenia na pustyni, stał się gorliwym wyznawcą nowej wiary, o swojej znajomości z Jezusa. Przyłapany na kradzieży przez samego dowódcę policji żydowskiej, Baruch, chcąc uniknąć kary, zgodził się na jego polecenie przyłączyć do uczniów Jezusa i zdawać regularne raporty z Jego działalności. Z pozbawionego wszelkich zasad złodziejaszka przemienił się stopniowo w wyznawcę i przyjaciela Jezusa, był świadkiem Jego czynów i męczeńskiej śmierci na krzyżu.


Tak więc historię działalności Jezusa poznajemy z opowiadania Barucha. I jest to historia odmienna od tej którą przekazują cztery Ewangelie. Autorzy filmu rozpoczynają swoją opowieść słowami: „Oto historia człowieka imieniem Jezus". I rzeczywiście w ich interpretacji to przede wszystkim tylko historia człowieka, a nie Syna Bożego, chociaż i te słowa kilkakrotnie w filmie się pojawiają.

Jezus w filmie pojawia się już jako dorosły młody człowiek, pełen radości życia, który wraz ze swymi przyjaciółmi i uczniami chętnie słucha muzyki, śpiewa i ucztuje. Nie ma w sobie nic nadprzyrodzonego. Wydaje się zdziwiony i zaskoczony, kiedy Jan Chrzciciel mówi mu o jego misji słowami: „Przez Twoje usta przemawiać będzie Bóg”. Odpowiada: „jestem tylko cieślą”. Jednak od tej chwili podejmuje działalność nauczycielską.

W filmie słyszymy od czasu do czasu o tym, że czyni cuda, ale na ekranie widzimy tylko jeden cud (wskrzeszenie córki Jaira) przedstawiony jak wszystko co związane z boską naturą Chrystusa w sposób pozwalający na różnorodną interpretację. W Nazarecie, w czasie spotkania z Matką słyszy od niej, że musi się ożenić, a później, że musi zajść dalej niż Jan Chrzciciel. Z filmu wyłania się obraz Jezusa do końca niepewnego swej misji i swej tożsamości, co wyraźnie widać w interpretacji grającego główną rolę Arnauda Giovaninetti. Wielokrotnie zwraca się do Boga, by do niego przemówił i odpowiedział co ma robić, ale za każdym razem wydaje się, że Bóg milczy. Nie jest pewien swoich dalszych losów, w rozmowie z Piotrem tylko przypuszcza, że go zabiją. Nie jest przekonany, że jest Mesjaszem na którego wszyscy czekają. Pod wpływem jego rewolucyjnej, źle zrozumianej nauki chłopi zaczęli napadać na właścicieli, urzędników itp.

Może najbardziej znaczącym zdaniem charakteryzującym podejście twórców filmu do postaci Chrystusa są włożone w jego usta słowa, że „ Muszę iść swoją drogą, nawet jeżeli doprowadzi mnie do śmierci. Być może śmierć nie jest końcem”. W scenie w Getsemanii z kolei Jezus skarży się „...Ojcze, już Cię nie słyszę”.

Podobnie jak na początku, również ostatnie sceny filmu przedstawiają śmierć Jezusa na krzyżu. Ostatnie słowa Chrystusa autorzy przytaczają za św. św. Markiem i św. Mateuszem: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”. W kontekście całego przewodu myślowego prezentowanego w filmie słowa te tylko podkreślają specyficzne podejście autorów do postaci Chrystusa. Zabrakło też obrazów związanych ze Zmartwychwstaniem. Na ekranie najpierw widzimy Barucha i Marię Magdalenę zmierzającą do Grobu, by namścić olejkami ciało Chrystusa, a następnie samą Marię Magdalenę, która mówi, że w grobie nie ma ciała, bo Chrystus zmartwychwstał.

Autorzy filmu postać Barabasza wykreowali na świadomego żydowskiego nacjonalistę, który walczy z rzymskimi okupantami o wyzwolenie Izraela.

W filmie Serge Moati szczególne miejsce zajmuje postać Judasza Iskarioty, który w pewnym momencie przyłącza się do grupy towarzyszącej Jezusowi w czasie wędrówki po Ziemi Świętej. Powodem jego akcesu była rozszerzająca się pogłoska, że Jezus ogłosi się królem żydowskim, co Judasz rozumiał jako zapowiedź zbrojnej walki z Rzymem i wyzwolenia spod okupacji. Wielokrotnie domaga się podjęcia zdecydowanych działań, a jego zdrada jest konsekwencją rozczarowania postawą Jezusa. Wydaje mu się, że działalność Jezusa szkodzi Żydom, osłabia ich wolę walki. W dosyć zdawkowych scenach Ostatniej Wieczerzy Judasz wyrasta na postać tragiczną. Sam Judasz zostaje oszukany przez kapłanów, którzy obiecali mu, że Jezus nie zginie.

Autorzy filmu odzierają postać Jezusa z pierwiastka boskiego, jawi się on nie jako Mesjasz, ale jako człowiek, który usiłuje poprzez swoją naukę zmienić człowieka. Uczy dobra, pokazuje, jak żyć, by podobało się to Bogu, przekonuje, że ludzie są sobie równi, wszyscy tak samo zasługują na szacunek i szczęście, uczy tolerancji i wybaczenia. Jest samotnym, gotowym oddać życie za swoje przekonania człowiekiem, którego rewolucyjne podejście do tradycji i relacji międzyludzkich sprawia, że zostaje ukrzyżowany. To inni widzą w nim Boga. W scenie z arcykapłanem, kiedy ten usiłuje wydobyć z niego wyznanie, że jest Synem Bożym, jeden z kapłanów sprzyjający Jezusowi mówi, że przecież „wszyscy jesteśmy dziećmi Boga”. Nic więc dziwnego, że takie podejście do tematu wzbudziło w momencie premiery w roku 1999 poważne kontrowersje, co do intencji jego autorów.