Ciekawy przypadek Benjamina Buttona

Mateusz Hofman

publikacja 10.03.2009 12:02

„Ciekawy przypadek Banjamina Buttona” jest filmem pięknym. Ten fakt należy od razu zaznaczyć. Nie zmienia tego nic co poza tym można o filmie tym napisać.

Ciekawy przypadek Benjamina Buttona

Obraz Davida Fichera jest piękny w najprostszym, najbardziej podstawowym tego słowa znaczeniu. Widać, że miliony dolarów na ten film przeznaczone zostały wydane jak uczciwie.

Można więc w tym filmie zobaczyć gdy trzeba pełne przepychu, gdy trzeba skromne, realistyczne, zawsze jednak przede wszystkim dopracowane scenografię i kostiumy, znakomite zdjęcia. Można usłyszeć przepiękną muzykę. Dopracowane w najdrobniejszym szczególe efekty specjalne i charakteryzacja nie są – jak to się często przecież zdarza wielkim, hollywoodzkim widowiskom – sztuką samą dla siebie. Służą opowiadaniu, podkreśleniu tego co w nim najważniejsze – wyrażeniu jego idei.

Ideą zaś tego obrazu jest przemijanie. Reżyser pokazuje, że choćby nie wiadomo w jak dziwnym zjawiskiem (tytułowym ciekawym przypadkiem) był człowiek, jego podstawowym pragnieniem będzie powstrzymanie przemijania. Nawet jeśli – tak, jak główny bohater tej opowieści – człowiek mógł się nie starzeć, a młodnieć, będzie „mijał się” w czasie z ludźmi, których kocha, na których mu zależy. Będzie musiał ich, gdy nadejdzie na to pora, utracić.

Idea więc mądra, piękna, a do tego wyrażona w jakże pomysłowy sposób. Tu jednak zaczyna się jednocześnie dzieła tego problem. Problem wielki i niebagatelny. Przemijanie jest w tym filmie jedynie wyrażone, pokazane. Bywa, że w sposób zaiste przejmujący (np. w scenie porannego pożegnania po ostatniej, wspólnie spędzonej przez głównych bohaterów nocy kiedy na ciele Daisy widać wszystkie zaczynające się tworzyć zmarszczki, a jej kochanek wygląda młodziej niż kiedykolwiek wcześniej).

Jednak reżyserowi udało się doskonale przemijanie jedynie ukazać (właśnie w cielesności bohaterów). Nie udało się natomiast owego zjawiska zgłębić, opisać, opowiedzieć o jego konsekwencjach, ukazać jego natury.
Idea zostaje wyrażona, nie - zgłębiona.

To właśnie powoduje, że cała wielka produkcyjna machina, wielkie pieniądze, gwiazdy, maestria reżyserska, doskonałość wykonania nie zmieniają tego filmu w wielkie arcydzieło. Pozostaje on płytki intelektualnie. Markuje tylko głębię.

O ileż głębiej o przemijaniu opowiadał Andrzej Wajda w filmach kręconych na podstawie prozy Jarosława Iwaszkiewicza. W „Brzezinie”, czy „Pannach z Wilka”. W obrazach, w których poza pokazaniem przemijania udało się zawrzeć właśnie także namysł nad jego istota, próbę jego zdefiniowania.