Bush Mały

Edward Kabiesz

publikacja 25.03.2009 07:56

„W” to trzeci film fabularny Olivera Stone’a poświęcony amerykańskiemu prezydentowi. Po biografiach J.F. Kenedy’ego i R. Nixona Stone zrealizował film o G. W. Bushu. Jest on zdecydowanie najsłabszy.

Bush Mały Foto: Henryk Przondziono

Oliver Stone nie boi się podejmować tematów tabu, często idzie pod prąd. Nakręcił kilka znakomitych filmów, jak np. „Pluton”, „Wall Street” czy „Urodzeni mordercy”, który wbrew intencjom reżysera przez wielu widzów został odebrany jako gloryfikacja przemocy. W istocie było to totalne oskarżenie środków masowego przekazu, a przede wszystkim telewizji, które, według niego, odpowiedzialne są za narastającą w społeczeństwie, nie tylko amerykańskim, przemoc.

Prezydencka trylogia
„W”, kolejny film „prezydenckiej trylogii” Stone’a, w odróżnieniu od poprzednich filmowych biografii, „JFK” i „Nixona”, nakręconych z dużego dystansu czasowego, powstawał w chwili, kiedy jego bohater pełnił jeszcze kadencję. Głośny, lecz krytykowany za wybiórcze przedstawianie faktów „JFK”, w 1991r. rozbudził na nowo dyskusję na temat zamachu na prezydenta Kennedy’ego. Film odniósł sukces kasowy, ale, co ważniejsze, skłonił administrację do przyjęcia ustawy odtajniającej mnóstwo niepublikowanych dotąd materiałów rządowych dotyczących zabójstwa Kennedy’ego.

Można to porównać z kampanią medialną zainspirowaną przez TVN, która w rezultacie doprowadziła do ekshumacji ciała gen. Władysława Sikorskiego. W obu przypadkach nie doszło do żadnych sensacyjnych odkryć, które rzuciłyby nowe światło na śmierć Kennedy’ego i Sikorskiego. „Nixonem” z kolei znany z lewicowych przekonań reżyser zaskoczył widzów, bo w filmie jedyny amerykański prezydent, który musiał odejść ze stanowiska przed czasem, to postać niemal tragiczna. W dużej mierze to jednak zasługa występującego w roli tytułowej Anthony’ego Hopkinsa.

Alkoholik wierzący w Jezusa
Chociaż Stone nie jest typowym reprezentantem hollywoodzkiego środowiska, to, podobnie jak jego większość, nie lubi partii republikańskiej. Przystępując do realizacji filmu o George’u Walkerze (stąd W, w odróżnieniu od ojca) Bushu, deklarował co prawda, że będzie fair wobec bohatera filmu, ale wyszło jak zwykle. Zresztą czy mogło być inaczej w przypadku twórcy z takim temperamentem politycznym? W 2002 roku pojechał na Kubę, gdzie w ciągu trzech dni nakręcił dokument będący zapisem spotkania z Fidelem Castro. Nagrał 30 godzin rozmów. W przeciwieństwie do krytycznego obrazu amerykańskiego politycznego establishmentu, z którym rozprawia się ostro w swoich filmach, Stone nie wykazał podobnej drapieżności w stosunku do najdłużej rządzącego amerykańskiego dyktatora. Odwrotnie.

Pozwolił mu się wygadać, nie kontrując propagandowych, często absurdalnych wypowiedzi idola południowoamerykańskiej lewicy. W wywiadzie dla BBC na pytanie dziennikarza, czego chciałby się dowiedzieć od Busha, gdyby miał okazję do takiej rozmowy, odpowiedział: „Myślę, że on się boi kamery. On nigdy nie patrzy w oczy. Castro to co innego. Castro rozmawia. To człowiek w pełni. Busha postrzegam jako człowieka z plastiku. Jak już raz powiedziałem, to były alkoholik wierzący w Jezusa. Cóż może być bardziej niebezpiecznego?”. Po takich deklaracjach trudno spodziewać się w miarę chociażby obiektywnej wizji prezydenta na ekranie. I nie dziwi już fakt, że bohaterem następnego dokumentu Stone’a został uczeń Castro, prezydent Wenezueli, Hugo Chavez, nazywany przez reżysera wielkim człowiekiem.

Psychoanalityczna wiwisekcja
Czy film pozwala nam dowiedzieć się czegoś nowego o najgorszym, zdaniem wielu liberalnych środowisk i komentatorów, amerykańskim prezydencie? Nie. Większość mediów, zarówno w USA, jak i za granicą, bezustannie atakowała Busha, przypisując mu cechy niemal diaboliczne. W tym kontekście Saddam Husajn, mający na rękach krew dziesiątków tysięcy ofiar, mógł uchodzić za niewiniątko. Stone nie posuwa się aż tak daleko. Powtarza jedynie to, co od dawna można było przeczytać, czy usłyszeć w nieprzychylnych Bushowi mediach. „W” nie trzyma się chronologii wydarzeń, koncentruje się przede wszystkim na wydarzeniach związanych z podjęciem decyzji o inwazji na Irak.

W retrospekcjach oglądamy kluczowe, zdaniem reżysera, momenty w życiu prezydenta. Według twórcy filmu, motywem wszystkich działań Busha była chęć rywalizacji z osiągnięciami ojca Busha, wiceprezydenta, a później prezydenta USA. W porównaniu z ojcem, jawiącym się w filmie jako wytrawny polityk, syn wypada żałośnie. Zasługuje na to, by nazwać go Georg Bush Mały. Ten alkoholik wierzący w Jezusa, w filmie Stone’a budzi przede wszystkim politowanie. To człowiek zagubiony w świecie, a jednocześnie przekonany o historycznej roli, jaką ma odegrać w dziejach świata, manipulowany przez realizujące swoje polityczne interesy otoczenie. Nie dowiemy się, dlaczego prymitywny kowboj z Teksasu został dwukrotnie prezydentem. Dowiemy się tylko, że poniósł klęskę w Iraku. I nic za nim nie przemawia. Nawet to, że zapewnił bezpieczeństwo Ameryce przed terrorystami. Za jego kadencji nie doszło tam do żadnego poważnego ataku.

Marionetki z noworocznej szopki
W roli Busha wystąpił Josh Brolin, znany z nagrodzonego czterema Oscarami filmu braci Coen „To nie jest kraj dla starych ludzi” i „Obywatel Milk”, gdzie zagrał politycznego przeciwnika tytułowego bohatera. Robi, co może, ale nie jest to najlepsza rola w jego dorobku. Trudno zresztą zagrać postać, która, co prawda w nieco mniejszym stopniu niż inne w tym filmie, przypomina marionetkę z jakiejś satyrycznej szopki politycznej.

Ze szczególną zajadłością Stone wyżywa się na Condoleezzie Rice, która w okresie pierwszej prezydentury Busha była przewodniczącą Narodowego Komitetu Bezpieczeństwa USA, a później zastąpiła Colina Powella na stanowisku sekretarza stanu USA. W filmie zagrana przez Thandie Newton to kompletna, niemająca nic do powiedzenia idiotka, która kręci się wokół Busha z przyklejonym do twarzy głupawym uśmiechem. Jedynym politykiem przedstawionym w miarę w pozytywnym świetle jest wątpiący w sens interwencji militarnej w Iraku właśnie Powell.

Druga kadencja Busha upłynęła rzeczywiście w cieniu irackiej wojny, przed którą przestrzegał go także papież. Jednak film w ogóle nie podejmuje innych problemów związanych z rządami następcy Clintona. Jego wiary, zdecydowanych poglądów w sprawie aborcji, czy stosunku do żądań środowisk homoseksualnych. A to przecież także budziło wściekłość i ataki środowisk liberalnych.

„W”; reż. Oliver Stone, wyk.: Josh Brolin, Elizabeth Banks, Thandie Newton, Richard Dreyfuss, James Cromwell, USA 2008