Kino jak symulator

Szymon Babuchowski

publikacja 25.02.2010 10:42

Na razie kino 5D trudno nazwać sztuką filmową. Obcowanie z nim przypomina raczej wizytę w wesołym miasteczku. Ale czy tak będzie zawsze?

Kino jak symulator

Jeszcze niedawno trzeci wymiar w kinie wydawał się czymś niezwykłym. Jednak wkrótce pojawiły się kina 4D, gdzie dodano ruchome fotele, wiatry, deszcze i inne efekty specjalne. Ten eksperyment nie przyjął się na zbyt dużą skalę – oferują go jedynie kina objazdowe. W mediach coraz częściej można za to usłyszeć o kinach 5D. Co to takiego? Postanowiłem sprawdzić.

Tsunami ze spryskiwacza
W tym celu wybrałem się do Kina 5D Extreme w warszawskim Centrum Handlowym Fort Wola. Zdecydowałem się obejrzeć film „Tsunami”, by moje doświadczenie było jak najbardziej ekstremalne. Przy wejściu otrzymałem okulary, takie jak w „zwykłym” kinie trójwymiarowym. Pewnym zaskoczeniem było dla mnie, że na sali jestem sam. Przypisałem to jednak nietypowej porze – w końcu 13.20 w dniu roboczym to niekoniecznie najlepszy czas na chodzenie do kina. Siadłem zatem wygodnie w fotelu, czekając na nadejście pierwszej fali…

Pierwsza scena, przedstawiająca dziadka rozmawiającego na tarasie z wnuczką, nie zrzuciła mnie z fotela. Poczułem na twarzy lekki zefirek, doszedł mnie też chyba zapach fajki palonej przez dziadka, ale naiwna grafika komputerowa i sielska atmosfera nastawiała dość sceptycznie do produkcji 5D. Za chwilę jednak miało się zacząć: ziemia (a wraz z nią mój fotel) zatrzęsła się, uciekające szczury ocierały się o nogi, czułem, że lecę w przepaść, a fala raz po raz pryskała mi na twarz. Ten ostatni efekt, co prawda, budził raczej skojarzenia ze spryskiwaczem do kwiatków niż z tsunami, ale trudno, żeby człowiek wychodził z kina mokry.

W sumie było w tym trochę emocji, może nie ekstremalnych, ale na pewno takich, które odczuwa się, przeżywając jakieś doświadczenie po raz pierwszy. Tyle że przypominało to raczej wizytę w wesołym miasteczku niż obcowanie z dziełem sztuki. Bo sztuka mieści się w niedopowiedzeniach – symbolicznymi obrazami uruchamia naszą wyobraźnię. „Nowoczesne” kino chce wszystko dopowiadać za nas. Wytrzęsie nas, wydmucha, ochlapie, ale czy wyjdziemy z niego bogatsi wewnętrznie? Nie sądzę.

Kino, które pachnie
Być może moje utyskiwania będą za 100 lat wydawać się tak śmieszne, jak pierwsze zżymanie się krytyków na kino dwuwymiarowe. W końcu film jest bardziej dosłowny w przekazie niż książka, a jednak i w nim szukamy tego, co nieuchwytne. Dziś nikt już nie zaprzeczy, że najwybitniejsze produkcje filmowe mogą aspirować do miana prawdziwej sztuki. Może gdy techniki „D” z kolejnymi numerkami z przodu ulegną udoskonaleniu, również i tu znajdziemy wybitne zjawiska artystyczne.

Na razie jednak filmy 5D mają przede wszystkim służyć zabawie: – One bardziej przypominają symulator niż zwykłe kino – twierdzi Michał Rożnowiecki, współwłaściciel sieci Kino 5D Extreme. – Do trójwymiaru dokładamy dodatkowe „wymiary”: ruch, zjawiska atmosferyczne; tak, by widz mógł poczuć przedstawiany świat wszystkimi zmysłami. Kino 5D różni się od 4D tym, że dołożyliśmy jeszcze zapach. Na tym kończą się obecne możliwości technologiczne.

W tej chwili mamy w Polsce tylko trzy stacjonarne kina 5D: w Warszawie, Poznaniu i… w niewielkiej miejscowości Zator, między Oświęcimiem a Wadowicami. Wszystkie należą do sieci Kino 5D Extreme, która planuje otworzyć wkrótce kolejne oddziały w dużych miastach Polski. Podobną ofertę przedstawia widzom sieć Cinema Park, nastawiona przede wszystkim na edukację. Tam jednak poszczególne efekty zostały rozłożone na sale kinowe. Jedna z nich, sala ruchu, przypomina kino 5D, ale brakuje w niej trójwymiaru, który pojawia się w innej sali. W Kinie 5D Extreme wszystkie te elementy zostały skumulowane razem. – To bardzo wzmacnia efekt – podkreśla Michał Rożnowiecki. – Emocje, takie jak np. strach, są wtedy znacznie silniejsze.

Rury, robaki, pająki
Jak reagują widzowie? – Są bardzo zadowoleni i pytają, dlaczego tak krótko – uśmiecha się Rożnowiecki. – Bo film 5D trwa tylko kilkanaście minut. Eksperymenty pokazały, że widzowi trudno wytrzymać dłużej taką dawkę efektów. Najchętniej odwiedzają nas młodzi ludzie – do nich ta forma przekazu przemawia najmocniej. Do tego stopnia, że na przykład film „Tsunami” jest wykorzystywany do celów edukacyjnych w krajach zagrożonych tym zjawiskiem. Największe zainteresowanie kina wywołały tuż po otwarciu. Wkrótce czeka je zmiana repertuaru, która powinna wywołać kolejny napływ widzów. Jednak i teraz właściciele sieci nie narzekają na brak klientów.

Czy do wzrostu zainteresowania przyczyni się także powstający film „Asylum 5D”, zapowiadany jako pierwsza polska produkcja tego typu? Całkiem możliwe, bo jego twórcy dokładają starań, by obrazowi towarzyszył dreszczyk emocji. Pewnie dlatego akcję filmu umieścili w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. – To taka wycieczka przez tajemnicze miejsce, w którym dzieją się dziwne rzeczy – opowiada reżyser Daniel Zduńczyk ze studia Virtual Magic. – Nie zależy nam jednak na epatowaniu krwią czy obrzydliwościami. Chodziło jedynie o stworzenie klimatu grozy. Stąd urywające się rury, robaki, pająki… Ale to raczej przeżycie podobne do jazdy górską kolejką, a nie prawdziwy horror.

Widz wewnątrz filmu
Czy tak będzie w rzeczywistości, przekonamy się wiosną. Na razie trwają prace nad ukończeniem obrazu – dość żmudne, bo choć film trwa zaledwie 12 minut, to każda jego minuta wymaga specjalnych obliczeń, które zajmują około miesiąca. – Tworzenie trójwymiaru jest procesem bardzo złożonym – wyjaśnia reżyser. – Przedstawiamy nawet takie szczegóły, jak śmieci leżące na podłodze czy tynk odpadający od ściany. Tutaj widza nie da się oszukać: każda podmalówka będzie od razu widoczna. Film powstaje w formacie 3D, ponieważ nie ma na razie wypracowanego jednego standardu kin 5D. Ale scenariusz zawiera elementy, które mają zostać zsynchronizowane z obrazem.

– To specjalna ścieżka, pokazująca, w którym momencie filmu mają zostać użyte poszczególne efekty – tłumaczy Daniel Zduńczyk. Widz kina 5D ma się poczuć tak, jakby znajdował się w samym środku oglądanego świata. Jeśli choć na chwilę zapomni, że siedzi w bezpiecznym fotelu, będzie to znaczyło, że efekt został osiągnięty. Okrzyki i piski, które towarzyszą projekcjom (niestety, mogłem je usłyszeć tylko w internecie, gdyż, jak wspomniałem, w sali kinowej byłem sam), zdają się świadczyć o tym, że twórcom udało się wywołać u widzów silne emocje. Tyle że u początków historii dwuwymiarowego kina podobne reakcje powodował już sam obraz jadącego pociągu. Jeśli kino 5D będzie chciało kiedyś zamienić się w sztukę, jego twórcy będą nam musieli zaoferować dużo, dużo więcej.