Nietzsche i głos zza krzesła

Szymon Babuchowski

publikacja 21.08.2009 10:01

Czy człowiek, który ogłosił „śmierć Boga”, był geniuszem, szaleńcem czy opętanym?

Nietzsche i głos zza krzesła Fryderyk Nietzsche w Weimarze na rok przed śmiercią. Ostatnie lata filozof przeżył w całkowitej apatii i oderwaniu od świata fot. East News/H. Olde

W marcu umieszczono go w zakładzie dla chorych umysłowo w Jenie. Jego wypełniana codziennie karta kliniczna za okrągły rok, do marca 1890 roku, jest przejmująca w swej monotonii: zjadł własne ekskrementy, wypił własną urynę, wysmarował się własnymi ekskrementami, wybił szybę w oknie…”.

Taki obraz ostatnich lat życia Fryderyka Nietzschego kreśli na kartach opowiadania „Gasnący Antychryst” Gustaw Herling-Grudziński. Obraz ten, oparty na dokumentach, jest tym bardziej przerażający, że dotyczy człowieka, którego myślą karmi się współczesna filozofia i kultura. Nawet chrześcijańscy myśliciele powołują się na niego, a papież Benedykt XVI polemizuje z nim w encyklice Deus caritas est.

Przede wszystkim jednak za swojego ojca duchowego uważali go postmoderniści Jacques Derrida i Richard Rorty. Wpływ koncepcji filozofa widać także w psychoanalizie Freuda, a w zwulgaryzowanej wersji przejęli niektóre jego założenia naziści. Nietzsche nie mylił się, pisząc w liście do Franza Overbecka z 1887 roku: „…ze mną przygotowuje się katastrofa, której imię znam, ale go nie wyjawię”.

Dionizos kontra Chrystus
Pracował wtedy nad „Antychrystem”. Twierdził, że to dzieło będzie „ciosem burzycielskim przeciw chrześcijaństwu”, wydarzeniem, „które z krańcowym prawdopodobieństwem rozłupie historię na dwie połowy”. „Historia »sakralna« niech nazywana będzie imieniem, na jakie zasługuje: historia przeklęta; słowa »Bóg«, »zbawiciel«, »odkupiciel«, »święty« niech używane będą jako obelgi, jako piętna hańby” – pisał w swoim traktacie.

Czego Nietzsche, syn luterańskiego pastora, tak nienawidził w chrześcijaństwie? Przede wszystkim tego, że jest religią słabych. Chrześcijanin to dla niego „zwierzę domowe, zwierzę stadne, chore zwierzę człowiecze”. Na taki obraz religii miała wpływ atmosfera rodzinnego domu. Po śmierci ojca wychowywany był przez pobożne kobiety, które wszystko, co wiązało się z cielesnością, traktowały jako sferę tabu. Mogło to mieć wpływ zarówno na jego późniejsze homoseksualne skłonności, jak i na postrzeganie chrześcijaństwa. Religia jawiła się Nietzschemu jako zbiór moralnych zakazów. Stąd jego fascynacja Dionizosem jako bogiem wyzwolonej seksualności.

Właśnie Dionizosa postanowił Nietzsche przeciwstawić Chrystusowi. Dionizyjski wzorzec życia, kojarzony z witalnością i twórczym nieładem, miał być przeciwieństwem wzorca apollińskiego, związanego z harmonią, racjonalizmem, klasycznymi kanonami piękna. W ten drugi model miało się rzekomo wpisywać chrześcijaństwo. Rzekomo – bo to przecież tylko część prawdy o naszej religii.

Jak mówi abp Józef Życiński w „Pożegnaniu z Nazaretem”: „Nie widać powodów, aby chrześcijaństwo identyfikować wyłącznie ze wzorcem apollińskim (…). Jezus, ukazywany jako cierpiący »sługa Jahwe« w dramacie skrajnego wyniszczenia, bynajmniej nie przypomina helleńskiego Apollosa, który olśniewał estetyką i skutecznością działania”.

Zauważa nawet, że apostołów po Zesłaniu Ducha Świętego obserwatorzy posądzali raczej o dionizyjskie sympatie, mówiąc: „Upili się młodym winem”… Nietzschemu jednak chrześcijaństwo kojarzy się z czymś zupełnie innym – z biernością, ceremoniami, tandetną uczuciowością.

Poza dobrem i złem
„Krytykował je jako religię nieszczęśliwych ludzi, pocieszających się przyszłą nagrodą w niebie lub przestraszonych groźbą wiecznego piekła” – pisał w poświęconym Nietzschemu numerze „Znaku” (nr 8 z 2002 roku) o. Wacław Hryniewicz OMI. W pewnym sensie pisma filozofa mogą być, wbrew intencjom jego samego, oczyszczające dla nas, chrześcijan. Pokazują bowiem nasze słabości. Zdanie o śmierci Boga, zapisane w „Wiedzy radosnej”, jest tak naprawdę tragiczną diagnozą świata, który przestał odczuwać obecność Stwórcy, a kultywuje pozory. Pomyleniec z tekstu Nietzschego przyszedł w biały dzień z zapaloną latarnią między ludzi, którzy nie wierzyli już w Boga, i pytał ich, gdzie podział się Bóg.

„W odróżnieniu od nich znał odpowiedź: Myśmy Go zabili – pisze wybitny czeski teolog Tomáš Halík. – Przyszedł z latarnią, ponieważ w odróżnieniu od nich dostrzegał noc, w którą świat runął po tym wydarzeniu”. Halík porównuje nawet pod tym względem Nietzschego z Małą Tereską: „Oboje przeszli przez powierzchowność optymizmu swojej epoki, końca XIX wieku, oboje w czasach tryumfu dziedzictwa oświeceniowego doświadczyli ciemności, Bożej ciemności”.

O ile jednak ich odczuwanie i diagnoza choroby świata były podobne, to środki zaradcze wybrali skrajnie przeciwstawne. Tereska obrała „małą drogę” – ufności i dziecięctwa Bożego. Nietzsche stworzył koncepcję „nadczłowieka” i przewartościował pojęcia dobra i zła. Chrześcijańskiej moralności, którą uważał za „niewolniczą”, przeciwstawił „moralność panów”, w której dobre jest to wszystko, co wzmaga poczucie mocy jednostki. Według tej filozofii, dobrem może być zarówno udzielenie pomocy potrzebującemu, jak i zabójstwo.

Ta straszna figura
Czy stąd już prosta droga do nazizmu? Postawienie znaku równości między filozofią Nietzschego a faszystowską ideologią byłoby zapewne nadużyciem, ale nie da się zaprzeczyć, że autor „Antychrysta” stworzył dla niej solidne podstawy. Nie bez znaczenia okazał się też fakt, że spuścizną po filozofie opiekowała się jego siostra, Elżbieta Förster-Nietzsche, znana ze swej sympatii do Adolfa Hitlera.

Hitlerowcy do swoich celów wykorzystali koncepcję nadludzi (Übermenschen), którzy wyznając moralność panów, mają prawo być władcami życia i śmierci podludzi (Untermenschen). Warto zaznaczyć, że w pismach Nietzschego nie pojawia się ani razu termin „podczłowiek”. Filozof był też zdecydowanie przeciwny antysemityzmowi, a nawet uważał, że należy wspierać Żydów jako „jedyną potęgę międzynarodową zainteresowaną instynktownie zniszczeniem chrześcijaństwa”. Jednak demony, które uwolnił Nietzsche, zebrały w czasie II wojny światowej swoje żniwo.

Czy to właśnie przewidywał, kiedy pisał w liście do Paula Deussena: „Jeszcze kilka lat, a ziemia zatrzęsie się od piorunów”? Trudno powiedzieć, ale nie można odmówić jego wizjom jakiegoś straszliwego geniuszu. Czytając pisma tego nieprzeciętnego człowieka, który w wieku 25 lat został profesorem filologii klasycznej uniwersytetu w Bazylei, odnosi się wrażenie, że przemawia przez niego demoniczna siła. On sam zresztą mówił o sobie: „antychryst”, „zapozywca Boga”, „rzecznik diabła”. „Czego się boję, to nie strasznej figury za moim krzesłem, lecz jej głosu; i nawet nie słów, lecz straszliwie nieartykułowanego i nieludzkiego tonu tej figury. Gdybyż mówiła chociaż jak mówią ludzie!” – zanotował Nietzsche ponad 30 lat przed śmiercią.

Jak wyglądała końcówka jego życia? Z zakładu w Jenie matka zabrała go w 1890 roku do rodzinnego Naumburga. Po jej śmierci ostatnie trzy lata życia spędził z siostrą w Weimarze, w apatii i oderwaniu od świata. Umarł w sierpniu 1900 roku „w stanie kompletnego rozkładu fizycznego i umysłowego”.

Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:

  • Film
  • Literatura
  • Muzyka
  • Sztuka
  • Zjawiska kulturowe i społeczne
  • Sylwetki
  • Rodzina i społeczeństwo