Amatorskie 73!

Ks. Tomasz Gierasimczyk

publikacja 31.03.2009 08:32

Krótkofalowcy - mimo rozwoju Internetu, CB-radia i komórek ich pasja wciąż trwa. Patronuje im… św. Maksymilian Maria Kolbe, twórca stacji SP3RN w Niepokalanowie.

Amatorskie 73! Józef Druć, SP3SBY, z synem Mikołajem, SP 3 32144, przy radiostacji. Mikołaj jest nasłuchowcem. To pierwszy stopień krótkofalarskiego wtajemniczenia. Pod okiem operatora może prowadzić łączności z klubu. Foto: Ks. Tomasz Gierasimczyk.

– Uwaga! Tu Stefan Paweł trójka Stefan Barbara Yokohama. Przeprowadzam łączność pokazową. Czy ktoś mnie w tej chwili słyszy? Tu SP3SBY ze Słubic. Over, over – rzuca w eter Józef Druć, twórca Słubickiego Klubu Krótkofalowców PZK „Druciarnia” SP3PJW.
– Tu Stefan Quebec jeden Tadeusz Lucyna Barbara – odzywa się po chwili nieco trzeszczący, ale wyraźny głos.
– OK, Łukasz, witam cię… – łączność nawiązana. Teraz można porozmawiać, a potem się pożegnać.
– Pozdrawiam, amatorskie 73!
– Dzięki, 73!

Dla pań 88!
To próbka krótkofalarskiego slangu. Każde słowo w serii imion lub nazw miast wskazuje na kolejną literę w osobistym znaku wywoławczym. Krótkofalarskie imię otrzymuje się wraz z licencją. To „imię” na całym świecie pozostanie na zawsze unikatem. Ale kodów używanych w łączności jest znacznie więcej. Na koniec zwykle pada „73”. – To znaczy „serdeczne pozdrowienia” – zdradza J. Druć. – Jest także „88”, pozdrowienie kierowane przez mężczyzn do kobiet i odwrotnie – dodaje.

W eterze obowiązuje kodeks etyczny, który reguluje zasady nawiązywania i prowadzenia łączności, a także styl i tematy rozmów. Nie dyskutuje się tu np. o polityce czy biznesie. Nie wolno też nikomu ubliżać. – Tu wszyscy mogą wszystko słyszeć. Jest to nieocenione przy wołaniu o pomoc. Nie ma możliwości telefonem stacjonarnym czy komórkowym połączyć się z morza czy na drugą półkulę, a najprostszy krótkofalowy tarnsceiver, czyli urządzenie nadawczo-odbiorcze może taką pomoc sprowadzić – tłumaczy J. Druć. – W latach 80. nie mieliśmy nawet telefonów. Wystarczyło jednak poprosić o pomoc w eterze i zaraz się znajdowała. Sam szukałem leków dla ciężko chorego ojca – mówi szef „Druciarni”, który uważa krótkofalarstwo za styl życia, a nie tylko za „gadulstwo przez radio”. Kontaktów ma bardzo dużo. Opowiada o swym słubickim koledze Marku SP3GVX, polarniku. Mile wspomina też ks. Kazimierza Długosza, PY5ZHP, misjonarza z Brazylii.

Licencja na nadawanie
Krótkofalowcy tworzą międzynarodową wspólnotę. Ułatwia to fizyka. Fale krótkie odbijają się od jonosfery i ich zasięg jest teoretycznie nieograniczony. W praktyce propagacja, czyli rozchodzenie się fal, zależy od pogody, pory dnia, aktywności słońca itp. Udana łączność to kwestia także sprzętu. I tu krótkofalowcy mają wielkie pole do popisu, bo nadajniki można konstruować samemu. – Kiedyś urządzenia fabryczne były bardzo drogie, więc niemal wszyscy budowali je samodzielnie. Teraz sprzęt jest dużo tańszy, ale wiele rzeczy: zabezpieczenia, podłączenia, antenę trzeba i tak zrobić własnoręcznie – tłumaczy J. Druć. Poza tym konstruowanie sprzętu to szalenie ciekawe zajęcie. Ale do legalnego używania każdego urządzenia konieczny jest egzamin zdany przed Państwową Komisją Egzaminacyjną ds. Radioamatorów w Służbie Amatorskiej i pozwolenie Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty, który nadaje znak wywoławczy.

Te procedury ma za sobą Barbara Druć, żona SP3SBY. Na co dzień jest polonistką, pedagogiem i instruktorką teatralną. Kieruje też Szkołą Nowej Ewangelizacji przy słubickiej parafii pw. Ducha Świętego. Ale od czasu do czasu, jako członkini „Druciarni”, zmienia się w operatora stacji SP3WVU. A kobiet w tej branży jest jak na lekarstwo. – Widziałam, jak pasjonuje się tym mąż. Zaczął mnie interesować ten tajemniczy język. Najbardziej imponowało mi, że Józef zna alfabet Morse’a – mówi. Ale do samodzielności potrzebne były owe egzaminy. Pisemny z elektroniki i międzynarodowych przepisów poszedł gładko. Potem był etap ustny. – Wszyscy się zbiegli, bo byli ciekawi, co powiem. Na którymś pytaniu potknęłam się i wtedy pan z komisji zapytał: „a co pani zrobi, jak pani się radio zepsuje?”. Odpowiedziałam: „Jak to co? Ja nic. Od tego, to mam męża, jego proszę zapytać”. Rozległ się gromki śmiech, no… i zdałam – opowiada.

Polowanie w eterze
Aby się połączyć, trzeba się usłyszeć. – To jest trochę jak loteria, ale są przy tym emocje. Jeśli stacja jest rzadka, a chce się zaliczyć z nią łączność, siedzi się wiele godzin, a nawet dni i poluje – tłumaczy J. Druć. Materialnym śladem łączności są karty QSL przesyłane pocztą. Szef „Druciarni” ma ich mnóstwo. Z lądu i z morza. Od osób prywatnych, klubów i stacji okolicznościowych nadających z okazji szczególnych wydarzeń. A skoro w krótkofalarstwie jest element polowania i loterii, organizuje się też zawody. Wygląda to na ogół tak: W określonym czasie pracują stacje nadawcze. Nikt nie wie, ile ich jest ani kiedy i na jakich częstotliwościach się odzywają. – Uczestnik konkursu musi monitorować pasmo częstotliwości, aby nawiązać łączność z jak największą liczbą operatorów tych stacji, najlepiej ze wszystkimi – wyjaśnia J. Druć. W takich zawodach startuje też „Druciarnia” i ma już kilka sukcesów i trofeów, a na co dzień szkoli młodych adeptów sztuki operatorskiej.

Księża na falach
W eterze można spotkać też księży. Ks. Ryszard Fido, SP3WVX, dziś proboszcz w Bobrówku, zdał swój egzamin w 1993 r. Był wtedy wikariuszem w Ośnie Lubuskim. – Jestem humanistą i z technicznych spraw poszło mi gorzej, ale pewien starszy egzaminator z wąsem i w oficerkach, gdy zobaczył księdza, wstał, ukłonił się i powiedział: jestem byłym oficerem AK – wspomina swe zaliczenie. Po dawnej pasji pozostały karty QSL. – O matko! Jak je oglądam, wszystko mi się przypomina. To były wspaniałe kontakty. Miałem kolegę Luciano z Rio de Janeiro. Nigdy się nie widzieliśmy, ale on mnie uczył mówić po hiszpańsku, a ja jego uczyłem po polsku – opowiada. Ks. Fido żałuje, że dziś wszystko wypiera Internet i nie ma wielu nowych krótkofalowców. – Sprzęt oddałem młodemu pasjonatowi spod Gorzowa. Niech go używa – mówi o swym rozstaniu z eterem.

Ks. Andrzej Nowak, SP3WVQ, zaraził się bakcylem od klubowiczów z Kostrzyna n. Odrą, gdzie był kiedyś wikariuszem. – Nie było wtedy komórek, a krótkofalarstwo umożliwiało łączność z całym światem i szlifowanie języka angielskiego – mówi dzisiejszy proboszcz w Osiecznicy. Opowiada o kontaktach z polskimi misjonarzami w Afryce i Ameryce Południowej oraz o przygodzie, która miała związek z Papieżem. – Z okazji wizyty Jana Pawła II w Gorzowie w 1997 roku z gorzowskimi kolegami uzyskaliśmy możliwość uruchomienia stacji okolicznościowej SN3IHS – wspomina. – Było mnóstwo łączności z całego świata. Jako QSL manager potwierdzałem je kartą własnego projektu – dodaje. Dziś już używa tylko radia ręcznego o małej mocy i zasięgu. – Duże radio wciąż mam, ale anteny leżą w pudełku – mówi. – Trzeba je będzie kiedyś rozciągnąć...

Połącz się!
Polski Związek Krótkofalowców istnieje od 79 lat. Dziś skupia kilkanaście tysięcy członków. Informacje dla zainteresowanych m.in. na stronie lubuskiego oddziału: www.otpzk32.vgh.pl.