Wystawa "Wybierz życie" To moja wina

Ks. Roman Tomaszczuk

publikacja 01.04.2009 07:45

Co jakiś czas pytamy samych siebie o wierność Janowi Pawłowi II. O wierność kulturze życia, którą głosił nieustannie.

Wystawa "Wybierz życie" To moja wina ks. Roman Tomaszczuk/GN

Ksiądz Andrzej Jerie jest moim kolegą jeszcze z seminarium. To przez niego na trzecim roku zająłem się redagowaniem kleryckiej gazety. Dzisiaj razem pracujemy w „Gościu Niedzielnym”: ja w świdnickim, on we wrocławskim. Przez niego poznałem Marka Plotzke, z Fundacji Pro. Fundacja z kolei odpowiada za wystawę: „Wybierz życie”. Słyszała o niej cała Polska, gdy wytaczano jej organizatorom kolejne procesy o naruszenie porządku publicznego. Wszystkie zakończyły się uniewinnieniem. Tak, oni nie są winni.

W ubiegłym miesiącu po raz pierwszy świdniczanie zobaczyli „sławne” i przejmujące zdjęcia na własne oczy. Właśnie wtedy, gdy kolejne wiece feministek, paradowały ulicami polskich miast z transparentem głównego hasła: „Mój brzuch, moja decyzja”.

Przez dwa tygodnie, dzień w dzień, nieubłaganie, zdjęcia ludobójstwa domagały się odpowiedzi na pytanie o sens tego, co przedstawiają. O winnych tej masakry. O to, gdzie jest sumienie ludzi dwudziestego pierwszego wieku. Dzień w dzień. Do granic wytrzymałości.
Niektórzy nie wytrzymali. To moja wina. Bardzo mi zależało, żeby ten dokument stanął na świdnickim Rynku. Nie żałuję, że do tego doszło.

Publicznie niewygodne
„Kiedy Kościół stwierdza, że bezwarunkowe poszanowanie prawa do życia każdej niewinnej osoby – od poczęcia do naturalnej śmierci – jest jednym z filarów cywilizowanego społeczeństwa, pragnie po prostu przyczynić się do budowy państwa o ludzkim obliczu” (Jan Paweł II, Evangelium vitae (EV), nr 101).

Pamiętam pierwszą papieską pielgrzymkę w wolnej Polsce. Papież przywiózł nam wówczas Dekalog i Osiem Błogosławieństw. Przypomniał, że budowanie demokracji musi mieć solidny fundament. Część Polaków jednak nie była zadowolona. Papież chciał przemówić do sumień. Nie rozumiano tego. Posądzono Gościa z Watykanu o mieszanie polityki z religią i brak wyrozumiałości dla liberalnej demokracji. Komentarze prasy i awantura o koszt papieskiej pielgrzymki wymusiły rezygnację z planowanego wypoczynku w Tatrach. Potem sam Papież w liście do Jerzego Turowicza oceniał, że wtedy, w roku 1991, mieliśmy do czynienia ze „wzmożonym atakiem sił lewicy laickiej i ugrupowań liberalnych na Kościół, na Episkopat, a także na papieża”.

Rzeczywiście Papież zburzył nam „święty spokój”. I wtedy straciliśmy dla niego serce. Charakterystyczne, że nauczyliśmy się potem oklaskiwać Papieża, jeździć za nim, budować mu pomniki, ale go nie słuchać. On swoje, my swoje. Wydaje się, że świdnicka wystawa podrażniła schizofreniczny „święty spokój”. „Święty spokój” dzisiaj także jest bardzo cenny. Szczególnie tam, gdzie oznacza: religia i jej wartości nie mają prawa do przestrzeni publicznej.

Fundacja Pro nie jest organizacją kościelną. Jest jednak organizacją katolików, którzy na swój sposób głoszą prawdę, która wyrasta z prawa naturalnego i Bożego. Ich działanie całkowicie wpisuje się w budowanie „cywilizacji życia”, o którą walczył przez cały pontyfikat Jan Paweł II.

Prasa prawdę ci powie
„Wśród wszystkich przestępstw przeciwko życiu, jakie człowiek może popełnić, przerwanie ciąży ma cechy, które czynią z jego występek szczególnie poważny i godny potępienia. (…) Akceptacja przerywania ciąży przez mentalność, obyczaj i nawet przez prawo jest wymownym znakiem niezwykle groźnego kryzysu zmysłu moralnego, który stopniowo zdolność rozróżniania między dobrem a złem” (EV, nr 58).

Jak to działa, łatwo zauważyć analizując dwa teksty: Anity Odachowskiej-Mazurek: „Mężczyznom dyskusja zakazana” oraz jej koleżanki redakcyjnej, Violetty Zdziechowskiej-Mazurek. Dodać trzeba: jedyne znaczące objętościowo teksty na temat świdnickiej prezentacji.
Pani Odachowska-Mazurek napisała felieton wewnętrznie sprzeczny i to na wielu płaszczyznach. Z jednej strony jest przekonana, że na temat aborcji „mężczyznom powinno się zakazać dyskutować”. Z drugiej domaga się, by pieniądze wydawać nie na akcje antyaborcyjne, ale raczej uświadomienie mężczyznom, jaka jest ich rola przy poczęciu dziecka.

Najpierw oświadcza, że aborcja jest czymś strasznym, a nawet „niewyobrażalnym”. Zaraz potem przytacza do znudzenia powtarzane argumenty zwolenników aborcji o ciążach, przez które matki osierocają już narodzone dzieci, o gwałcicielach zwyrodnialcach i ich dzieciach, o konsekwencjach pożycia z mężem tyranem. Argumenty mające skandal aborcji nie tylko usprawiedliwiać, ale czynić zbawiennym dla skrzywdzonych kobiet.

Wprawdzie pani redaktor swoje życie poświęciłaby dla swojej córeczki, ale kilka linijek wcześniej pyta: Jaką ochroną życia jest pozbawić życia matkę, by ocalić życie dziecka, którego nie ma kto wychować? No i może jeszcze to: aborcja jest według pani redaktor „traumatycznym wyborem, dokonywanym w skrajnej sytuacji, z którym większość kobiet nie może sobie poradzić do końca życia”, ale potem uznaje za zasadne rozwijanie szerokiego wachlarza pomocy, jakiej trzeba udzielić kobiecie w trudnej sytuacji emocjonalnej czy socjalnej.
A wszystko poparte autorytetem Pisma Świętego (sic!), które zdaniem autorki jednak „nie zostało napisane po to, by się go ślepo trzymać”.

Spacer po Rynku
„Wielka i poważna odpowiedzialność spoczywa na pracownikach środków przekazu: mają oni troszczyć się o to, aby treści przekazywane w sposób tak skuteczny służyły kulturze życia” (EV, nr 98).

Drugi tekst pt. „Kontrowersyjna wystawa” to odpowiedź na „falę” głosów sprzeciwu i dezaprobaty wobec organizatorów wystawy. Zdaniem pani Zdziechowskiej-Mazurek, świdniczanie przeżyli „krwawe” dni. Cały tekst dotyczy estetycznej strony prezentacji. Oto całe mnóstwo czytelników tygodnika skarży się, że wystawa zepsuła im niedzielny spacer, który zawsze z małżonkami odbywają po Mszy w swoim kościele. Mało tego, obiad także im tego dnia nie smakował jak zawsze. Inni natomiast stawali przed dylematem: – O Boże, co ja mam teraz dziecku powiedzieć? Gdybym wiedziała, że są tak drastyczne (zdjęcia), to bym tędy nie przechodziła.

Pani redaktor pyta także o to, jakim prawem wystawa stanęła na świdnickim rynku. Rzecznik Urzędu Miasta tłumaczy, że organizatorzy spełnili wszystkie wymagane procedury dotyczące dzierżawy przestrzeni Rynku dla tego rodzaju prezentacji. Natomiast urzędnicy nie mają prawa recenzowania treści wystawy „ponieważ naruszałoby to prawo do wolności wyrażania poglądów”.

Mnie jednak uderzyła jednak cytowana w tekście wypowiedź. Marta, jedna z uczennic, na widok zdjęć miała wyznać ze łzami.
– Szok. Szok. Nigdy tego nie zrobię. Nie wiedziałam, że dziecko w czwartym tygodniu od poczęcia ma już tak dobrze wykształcone rączki i nóżki. Tych zdjęć nigdy nie zapomnę!
Nic dodać nic ująć.

Co dalej?
„Zdobądźmy się zatem na pokorę i odwagę modlitwy i postu, aby sprowadzić Moc z wysoka, która obali mury oszustwa i kłamstwa, zasłaniające przed oczyma wielu naszych braci i sióstr niegodziwość czynów i ustaw wrogich życiu” (EV, nr 100).
Kiedy oglądałem wystawę z chłopakami z poprawczaka, żaden z nich nie miał wątpliwości co do zbrodniczego charakteru aborcji. Prostolinijność, z jaką wyrażali swoje zdanie, nie nadaje się do publicznego cytowania. Jednak ich wrażliwość wobec nienarodzonych i ich matek była zaskakująca.

Poruszająca wystawa staje się zadaniem dla wszystkich, którzy ją udostępnili świdniczanom. Wszystkich, którzy, świadomie lub mimo woli, zmierzyli się z jej przesłaniem.
Fundacja Pro organizuje m.in. kampanię społeczną wokół Narodowego Dnia Życia, prowadzi portal pomocowy: codalej.pl, będzie nadal prezentować wystawę „Wybierz życie”.
Urząd Miasta domaga się rzetelnej debaty na temat ludobójstwa dokonywanego w murach klinik. Chce także wesprzeć wydawnictwo, które podpowie matkom w trudnej sytuacji socjalnej, gdzie znajdą pomoc.

Nasza redakcja przygotuje treść ulotki. Chcemy także poprosić świdnicki oddział ginekologiczno-położniczy o zgodę na umieszczenie w szpitalu „łóżeczka życia”. Jesteśmy także gotowi zorganizować profesjonalne szkolenie dla ginekologów, pielęgniarek, salowych i położnych, w jaki sposób mogą pomóc kobiecie w podjęciu decyzji o urodzeniu dziecka, mimo że nie jest chciane, by oddać je do adopcji.

Chłopaki z poprawczaka zaraz po powrocie za kraty poprosili o Mszę św. w intencji dzieci zagrożonych aborcją.