Moda klasy zero

Agata Puścikowska

publikacja 23.10.2009 12:14

Gdzie wymalowane na różowo Christiny Aguilery spotykają się z pomalowanymi na czarno Marilynami Mansonami? W prawie każdej polskiej placówce oświatowej.

Moda klasy zero Foto: GN Czy taki strój na pewno pasuje do szkoły?

Pierwszego września ulice Warszawy zapełniły się tłumami młodzieży. Po wypełnieniu szkolnego obowiązku towarzystwo wyległo na ulice, skwery oraz wbiło się do miejskiej komunikacji. Do autobusu linii 520, którym jechałam, wbiegło kilka 15-latek. Wracały z rozpoczęcia roku szkolnego, o czym świadczyły rozmowy o „upierdliwej matematycy, która niestety wróciła po macierzyńskim, i zajefajnym kolesiu z II b”. Niewątpliwą królewną wśród dziewcząt była śliczna, zgrabna brunetka: otoczona koleżankami, radośnie paplała, nie schodząc z wysokiego C. Ale nie wysokie C zwróciło moją uwagę. Dziewczę ubrane było w granatowo-białą suknię. Suknia zakrywała nieco pupę i wcale nie zakrywała pleców oraz ramion. Wdzięku tej szkolnej stylizacji dodały wieczorowy makijaż i dwucentymetrowe paznokcie. Gdy dziewczę napotkało moje zdumione spojrzenie, wydęło czerwone wargi i zrobiło minę, która znaczyła: „jeny, ale stary zgred”. Racja. Osobniki po trzydziestce to z definicji stare zgredy i gatunek wymierający.

Rok modny 2009/2010
Mijał wrzesień. Zgred obserwował młodzież wychodzącą z podstawówek i gimnazjów. I już wie: w sezonie szkolnym 2009/2010 dominują dwa style. Pierwszy charakteryzuje się biustonoszami i pępkami na wierzchu. Z jasnych względów wybierany przez dziewczęta sprawia, że po szkołach paraduje cała armia sobowtórów Christiny Aguilery. Kicz i obciach. Drugi styl, skrajnie różny, nazwijmy roboczo „demonicznym”. W wersji light składa się z wymemłanych, opiętych do bólu (istnienia) jeansów, obszarpanych trampek i rozchełstanych koszul. Całości dopełnia odpowiednia fryzura, czyli włosy zasłaniające całą niemal twarz. W wersji hard styl ten przybiera postać rodem z horroru: czarne krechy wokół oczu, nienaturalnie biała twarz i pomalowane na czarno paznokcie. Młodociane Marilyny Mansony obu płci. Skąd nastolatki czerpią inspiracje do swych „oryginalnych” strojów? Czy należy się lolitkami i mansonami w szkole przejmować? Młodzież zawsze przecież (zgred pamięta te zamierzchłe czasy) próbowała szokować strojem. I trudno nie zgodzić się z tymi rodzicami, którzy twierdzą, że najdziwniejsza nawet nastoletnia moda, jak młodzieńczy trądzik i ospa, kiedyś przejdzie.

Okiem stylistki
Julita Wudarczyk jest stylistką gwiazd, kobiet biznesu i ludzi sukcesu z dziedzin wszelkich. Poproszona o krótką charakterystykę stylów dominujących wśród młodzieży, z grubsza potwierdza umowną, modową klasyfikację starego zgreda. Ale uwagę, że styl „na lolitkę” to zwykły kicz i obciach, komentuje ostro: – Młode dziewczyny (dziewczynki!) nie zdają sobie sprawy, że ubierając się wyzywająco, nie są ani kobiece, ani bardziej wyemancypowane. Wypaczają raczej kobiecość i prowokują, żeby traktować je jako obiekt seksualny.

Według Julity, wszelkie „demonizujące” style, w tym również współczesny styl werterowski, czyli tzw. emo, pokazują, jak bardzo dzieci są zagubione. Wybierają makabryczną stylistykę, by w ten sposób (najczęściej nieświadomie) wymusić zainteresowanie dorosłych. Nie zdają sobie jednocześnie sprawy, że wystawiają się tym samym na działanie... – No właśnie, czyje? – pyta retorycznie stylistka, wymieniając popularne wśród tej grupy młodzieży motywy, takie jak trupie czaszki na tenisówkach czy pentagramy na T-shirtach. Milczeniem pomińmy fascynację żyletkami i zeszyty z zakatrupionym króliczkiem na okładce.

Według Wudarczyk, młodzież zawsze chciała, chce i będzie chcieć się wyróżniać, stąd oryginalne stroje czy fryzury. Ostatnio jednak „oryginalnie” znaczy „wyzywająco” lub „szokująco”. Skala zjawiska jest coraz większa, a przyzwolenie społeczne (również wśród nauczycieli!) na „oryginalne” ciuchy w klasie rośnie. Z kolei dzieci, którym wcale się nie podoba styl „na lolitkę”, „mansona”, czy co tam w szkole jest akurat modne, doświadczają swoistego ostracyzmu. Bywa, że wręcz są wyrzucane poza klasowy nawias. Może więc likwidacja (odgórnie narzuconych) mundurków była złym pomysłem? – Pod grzecznym mundurkiem można świetnie ukryć bluzeczkę z napisem „sex instruktor”. A po zajęciach w szkole łatwo na szyję założyć skórzaną obrożę nabitą ćwiekami – mówi Wudarczyk. – Mundurek bez wy-chowania nie załatwi problemu.

Julita, zawsze jest „zrobiona”: nie wychodzi z domu bez makijażu, perfekcyjnie dobranych butów do ciuchów, a ciuchów do dodatków. Widzi to jej córka, 11-letnia Emilka, i też chce wyglądać.
– I bardzo się z tego cieszę. Sama uczę ją ładnego, modnego, a zarazem poprawnego ubierania się. Emilka wygląda dobrze, ale, co ważne, stosownie do jej wieku i do miejsca – mówi. Julita tłumaczy Emilce, że „oryginalnie” nie oznacza „tak jak koleżanki”. A gdy pojawiają się argumenty, że „wszyscy to noszą”, tłumaczy, że klasowa moda, nie ma z prawdziwą klasą wiele wspólnego. – Pokazuję córce, również na własnym przykładzie, że można wyglądać dobrze, nie odsłaniając bielizny i nie wydając na ciuchy kroci. Kupujemy więc m.in. w lumpeksach, w których można wygrzebać perełki. Dobieramy ciekawe dodatki – mówi Julita. – Córka chętnie słucha i uczy się. Jestem pewna, że do czasu, gdy stanie się zbuntowaną nastolatką, zdążę zaszczepić w niej prawdziwie dobry gust. A Emilka stworzy swój naprawdę ciekawy i niepowtarzalny styl.

Okiem modowego szkoleniowca
Lidia Tkaczyńska jest właścicielką firmy Activena, zajmuje się nauką kreowania wizerunku. Od lat prowadzi szkolenia z modowego savoir-vivre’u dla pracowników różnego rodzaju firm. Coraz częściej jednak zgłaszają się do niej... szkoły: gimnazja i licea, a także nieformalne grupy młodych dziewcząt.
– Dziewczyny zaczynają dostrzegać wagę kreowania własnego wizerunku. Zdają sobie sprawę, że w przyszłości wygląd będzie miał duże znaczenie. Wiedzą, że w wielu firmach obowiązuje dress code, czyli ściśle określone zasady dotyczące ubierania się – opowiada. – Dziewczyny chcą wyglądać dobrze, kobieco, ale nie bardzo wiedzą, co to tak naprawdę, oznacza. Na warsztaty organizowane przez Activenę trafiają często dziewczyny w pstrokatych, kusych i opiętych ubraniach, z wyzywającym makijażem. Nikt im jednak nie mówi: „wyglądacie koszmarnie”, „przebrać mi się natychmiast”... W trakcie zajęć najpierw uczą się kilku praktycznych zasad, jak poprawić ubraniem proporcje, jak dobrać kolor do typu urody. Przekonują się, że ubrania należy dobierać do sylwetki, więc nie każda modna nowinka nadaje się dla wszystkich.

– Staramy się, żeby dziewczyny same odkryły swoje ubraniowe błędy. Wtedy, bez nudzenia i moralizowania, możemy przejść do dalszego ciągu zajęć – opowiada Tkaczyńska. Dziewczęta oglądają zdjęcia bardzo różnie ubranych kobiet. Zastanawiają się, co komunikuje strój każdej z nich. I gdy widzą nagie pępki i wystającą bieliznę, najczęściej bezbłędnie odczytują przekaz. I patrząc potem na swoje dekolty czy makijaż, nie są zachwycone. Szczególnie, gdy styliści z Activeny każą im się wcielić… w płeć przeciwną. – Kilkunastoletnia dziewczyna całą sobą chce wywołać zainteresowanie: pozytywne i głębokie. Uświadamiamy więc dziewczynom, że jeśli „wabikiem” jest ogromny dekolt, zainteresowanie u płci przeciwnej będzie powierzchowne. Będzie dotyczyć tylko ich seksualności i nie stworzy prawdziwych relacji, głębszej więzi – opowiada Lidia. – Po zajęciach nasze młode kursantki zawsze dziękują. Mówią, że nikt z nimi w ten sposób nie rozmawiał ani o modzie, ani o... godności. I że nie będą już mylić pojęć „kobieca” z „wyzywająca”.

Skąd (anty)style?
– Matki nie są dla córek wzorcami. Same często oscylują między skrajnościami: są albo (np. w imię skromności) zaniedbane i wyglądają jak własne babcie, albo też ubierają się w myśl klasycznego „z tyłu liceum...” – twierdzi Wudarczyk. Z braku rodzinnego laku, pierwszymi kreatorami młodzieżowej, a więc i szkolnej mody, stają się portale internetowe, reklama i młodzieżowe pisma. Ich masowości i siły przekazu opisywać nie trzeba. Dziewczyny często korzystają też z zachodnich programów o modzie, w których niezbyt męsko wyglądający stylista radzi paniom, jak wyglądać kobieco (czyt. wyzywająco)...
– Prawdą jest, że klasowa (anty)moda przejdzie kiedyś jak trądzik czy wietrzna ospa – mówi Julita. – Ale na kogo? I jakie zostawi blizny?