Pusta noc

Wojciech Wencel

publikacja 08.02.2010 09:30

Higienizm jest gorszy od faszyzmu.

Pusta noc

Kiedy w lutym 1995 roku umarł mój ojciec, jego trup leżał w kostnicy z czerwonej cegły, znajdującej się przy kościele. Kwadrans przed pogrzebem jeden z braci ojca, rolnik z Kaszub, podszedł do otwartej trumny i ze łzami w oczach mocno pocałował trupa w usta. Dla mnie, stojącego obok, było to zdarzenie tyleż wstrząsające, co naturalne, ludzkie i… dotkliwie piękne. Oto przy dźwiękach żałobnych pieśni, wyśpiewywanych przez stare kobiety, miłość odciskała swoją pieczęć na człowieku, który przeszedł na stronę śmierci. W tym prostym geście łączyły się ze sobą pamięć wspólnego dzieciństwa, smutek spowodowany perspektywą rozłąki i obietnica utrzymania braterskiej więzi. Wujek żegnał brata, który nie przestał istnieć, tylko wyruszył w daleką podróż.

Miałem poczucie, że osoba ojca wciąż będzie obecna w życiu wujka. Otoczona wspomnieniami i modlitwami, będzie wpływać na jego codzienne decyzje, kształtować system wartości i rozwijać eschatologiczną wrażliwość. Ale pocałunek w kostnicy był też znakiem wiary, zapowiedzią braterskiego spotkania, do którego dojdzie w zaświatach. Łzy cieknące po surowym obliczu wujka wyrażały jedynie żal, że jego brat wyruszył do miejsca, o którym tak mało wiemy, z którego nie wysyła się listów, tylko czeka się cierpliwie na dzień ostateczny.

Czy gest wujka rzeczywiście był piękny? Scholastycy, którzy piękno, prawdę i dobro traktowali jako całość, nie mieliby co do tego wątpliwości. My żyjemy jednak w epoce, która oderwała estetykę od jej właściwego kontekstu. Czy pocałunek starego mężczyzny, złożony na ciele trupa, jest estetyczny? Oczywiście, że nie. To jeden z tych obrazów, które mogą budzić zachwyt wyłącznie ze względu na swoją egzystencjalną, moralną czy duchową głębię. Głębię, którą świadomie i metodycznie usuwamy z własnego życia.

Kilka lat po śmierci ojca opowiedziałem o zdarzeniu w kostnicy swoim znajomym. Reakcje były jednoznaczne: – Ale przecież to niehigieniczne... Trup wydziela zarazki, które mogą się później rozprzestrzeniać, powodować choroby… Ten człowiek zachował się skrajnie nieodpowiedzialnie! Faktycznie. Biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy, wujek postąpił skandalicznie. Zresztą nie tylko on.

Cała polska tradycja pogrzebowa jest z higieną na bakier. Kto to widział, żeby myciem i ubieraniem zmarłego zajmowała się jego najbliższa rodzina? Od tego są specjaliści. Kiedy umrze któryś z domowników, trzeba zadzwonić do Zieleni Miejskiej sp. z o.o. Oni już wszystko załatwią. Zabiorą ciało do chłodni i zorganizują pogrzeb. Są punktualni i dyskretni. Świadczą usługi wysokiej jakości i mają konkurencyjne ceny. Od chwili zgłoszenia zgonu nawet pies trupa nie powącha, nie mówiąc o bliskich rasy ludzkiej. No i podczas pogrzebu nikt rąk nie ubrudzi, bo specjaliści otoczą dół kordonem, żeby żadna gruda ziemi nie spadła na trumnę.

Albo obyczaj pustej nocy… Zmarły leży we własnym domu, a mieszkańcy wsi schodzą się, żeby zapalić mu gromnicę i pomodlić się o pokój jego duszy. Skandal tym większy, że część sąsiadów przyprowadza dzieci. Nie dość, że maluchy mogą się zarazić, to jeszcze muszą patrzeć na trupa, co naraża je na senne koszmary.

Higienizm jest gorszy od faszyzmu. Ta powszechna dziś tendencja, której symbolem przez lata była maska na twarzy Michaela Jacksona, zdominowała nasze życie. Jej wytworami są wybuchy paniki związane z egzotycznymi chorobami, salony spa, zakazy publicznego palenia papierosów, moda na golenie włosów pod pachami etc. Są ludzie, którzy nawet do restauracji zabierają własne sztućce i talerze, żeby nie jeść po innych. Ale najpoważniejszym znakiem kryzysu naszej cywilizacji jest to, co higienizm robi ze śmiercią.

Zamiast misterium angażującego wielką wspólnotę żywych i umarłych mamy „usługi funeralne”, których celem jest ostateczne wyeliminowanie zmarłego ze świadomości żyjących. W Szwecji i Czechach nikt nie odbiera już urn z prochami bliskich. W Sztokholmie trwa debata, jak najlepiej wykorzystać energię z palonych ciał. Do ogrzewania całych osiedli czy tylko budynku krematorium? Higienizm sprzymierzył się z innym bożkiem naszych czasów – NSNMZ („Nic Się Nie Może Zmarnować”). Tylko czekać, jak wrócimy do zarzuconego ponad pół wieku temu projektu niemieckich ekonomistów. Mydło z ludzkiego tłuszczu pozwoliłoby zaoszczędzić spore pieniądze, a przy okazji podniósłby się poziom higieny ogólnej.

Zwolennicy higienizmu, którzy pragną całkowitego wykluczenia trupów z naszego życia, obawiając się zarazy, potrafią być przekonujący. Nie udzielają jednak odpowiedzi na podstawowe pytanie. Czy dawniej, w epoce pustych nocy, ludzie częściej chorowali niż dzisiaj? Czy w pomieszczeniu z otwartą trumną naprawdę szalało morowe powietrze, którego ofiarami padali żałobnicy? Choć uczestniczyłem w wielu pogrzebach, nie pamiętam ani jednego takiego przypadku. Wiem natomiast, że rytuał pustej nocy ukazywał śmierć jako integralną część ludzkiego losu, dawał nadzieję na wieczność, uczył szacunku dla doświadczeń zmarłego, scalał przeszłość z teraźniejszością i jednoczył wspólnotę. Może byłem nietypowym dzieckiem, ale po wizycie u sąsiadów żegnających kogoś bliskiego nie miewałem koszmarów. Zamiast wampirów śnili mi się aniołowie, którzy prowadzą zmarłego na drugą stronę. W głąb tajemnicy życia.

Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:

  • Film
  • Literatura
  • Muzyka
  • Malarstwo
  • Architektura
  • Zjawiska
  • Sylwetki
  • Teka Jujki