Słaba płeć historii

ks. Roman Tomaszczuk

publikacja 10.03.2010 08:15

Wbrew powszechnemu przekonaniu, historia polskiej państwowości, kultury i nauki pisana jest nie tylko przez mężczyzn.

Słaba płeć historii ks. Roman Tomaszczuk/GN S. Daniela zapewnia, że w przeszłości Polki zajmowały się nie tylko przędzeniem i kuchnią

Królowie, hetmani, naczelnicy, prezydenci – tworzą historię Polski. Zaraz za nimi całkiem liczne rzesze żołnierzy kolejnych wieków, uczonych kolejnych dyscyplin i duchownych kolejnych diecezji. Potem coraz liczniejsi intelektualiści, reformatorzy, pisarze, a wreszcie także obszarnicy, fabrykanci, rzemieślnicy i chłopi.

To ich portrety obowiązkowo zdobią szkolne gabinety historii. To ich dokonania mają zapadać głęboko w pamięci uczniów. To mityczna pamięć o ich życiu, twórczości i odkryciach ma wyrabiać patriotyzm, poczucie honoru i narodowej dumy. Ale co z matkami, żonami i siostrami bohaterów dziejów? Nie ma lekcyjnego czasu, nie ma papieru i nie ma pustych ścian, które cierpliwie opowiedziałyby o muzach, powiernicach, ostojach i geniuszach Polek.

Prawdziwy feminizm
Gabinet do nauki historii w wałbrzyskiej szkole sióstr niepokalanek wygląda na typowy: regały książek o dziejach Polski i świata, kilka eksponatów, w tym tak cenne i symboliczne jak pojemniki z ziemią z Katynia, Majdanka czy Monte Cassino. To jednak pozory.

Dopiero ponad tym wszystkim zaczyna się strefa budząca zdumienie. Panteon. Feministyczna galeria kobiet nieprzeciętnych, o których próżno szukać informacji w podręcznikach do historii. Polek, których życiorysy są dowodem, że za sukcesami mężów, ojców i braci stoi fundament kobiecego serca, umysłu i pracowitości. Bez niego mężczyźni pozostaliby dużymi dziećmi. Infantylnymi egoistami skazanymi na samozagładę. Bo do życia potrzebne są nie tyle dobrobyt i postęp, co miłość. O ile w tym pierwszym mężczyźni celują i świetnie sobie radzą, o tyle z tym drugim mają poważne kłopoty. Dopiero kobiety uczą ich miłości. A tylko ta naprawdę stwarza człowieka. Daje szczęście.

Pierwsze wskazują kierunek
Galerię portretów Polek otwiera legendarna Wanda. – Nie wiemy, czy wiedziała, czego chce, ale na pewno nie miała wątpliwości, kogo nie chce – uśmiecha się s. Daniela, gospodyni gabinetu. – Zaraz obok niej mamy Nawojkę. Piętnastowieczna białogłowa, która uchodzi za pierwszą polską studentkę, a zarazem nauczycielkę – opowiada siostra od historii. – W 1414 roku naukę w Akademii Krakowskiej rozpoczął piętnastoletni Jakub, syn Dominika z Gniezna. W rzeczywistości była to przebrana za chłopca Nawojka, córka rektora gnieźnieńskiej szkoły parafialnej. Kiedy po kilku latach została zdemaskowana, uniknęła kary, gdyż dawała świadectwo znakomitego intelektu i nienagannej moralności – zastrzega nauczycielka.

Nawojka skończyła w klasztorze, gdzie była wychowawczynią i ksienią. Jej imię może być symboliczne, oznacza bowiem „tę, która się nie poddaje”. Zresztą wszystkie kobiety, których portrety zdobią salę wykładową u niepokalanek, to osobowości wyprzedzające swoją epokę albo heroicznie oddane sprawie. – Musiały walczyć ze stereotypami, ale nie dlatego, że czuły się niespełnione jako matki i żony, ale dlatego, że w konkretnych okolicznościach widziały więcej i głębiej niż mężczyźni – dodaje siostra. Wskazuje przy tym na następne życiorysy: Anny Jagiellonki, Magdaleny Mortęskiej czy Teofili Sobieskiej.

Płeć silna inaczej
– Co do Teofili, to historia przekazuje, że w wieku siedemnastu lat, wraz ze swoją matką i babką, stanęła na czele służby zamkowej, żeby skutecznie odeprzeć atak Tatarów na Olesko. Dzisiaj spokojnie mówilibyśmy o niej jako o „żelaznej damie” – zaznacza siostra i ciągnie wątek militarny.

Joanna Żubrowa, czyli żona Żubra, Macieja, wstąpiła do wojska polskiego! Wszystko działo się w dziewiętnastym wieku! – W męskim przebraniu podawała się za młodszego brata swego męża – zdradza niepokalanka. – Ułatwiała jej to fizjonomia. Miała być dosyć przysadzista, ale i bardzo energiczna. Potem nosiła przydomek „żeńskiego Zagłoby”. Służyła z mężem w 4. kompanii, 4. batalionu 2. pułku piechoty. W 1809 r., po szturmie twierdzy zamojskiej, gdy jako strzelec zaatakowała Bramę Lubelską, udało się jej wedrzeć za mury twierdzy. Za ten czyn sam książę Józef Poniatowski odznaczył ją, jako pierwszą spośród kobiet, krzyżem srebrnym Orderu Vir-tuti Militari – podkreśla z dumą s. Daniela.

Tym samym Teofila i Joanna otwierają wielki rozdział kobiet zaangażowanych w walkę z najeźdźcą i okupantem. W wałbrzyskim panteonie wspominane są m.in. Maria Raszanowicz i Antonina Tomaszewska (uczestniczki powstania listopadowego), Anna Putowójtówna (z powstania styczniowego), Helena Marusarzówna i dziesięć wychowanek niepokalanek (kurierki i sanitariuszki powstania warszawskiego). – Dzisiaj ich postawa to nieoceniony przykład, że można walczyć o życie nawet wtedy, gdy ryzykuje się własne – podsumowuje siostra.


Wśród oparów, z kałamarzem i bez obrzydzenia
Poczet kobiet zapomnianych bohaterek stworzyła s. Grażyna, nauczycielka pracująca w Wałbrzychu kilkanaście lat temu. Dzisiaj nie pamięta już klucza, którym się kierowała, wydobywając z mroków zbiorowej niepamięci postaci Polek. Łatwo jednak można zauważyć, że skupiła się wówczas na pionierkach. Kobietach, bez których nie byłoby tak jak jest.

– Kto dzisiaj pamięta, że pierwsze muzeum na ziemiach polskich założyła Izabela z Flemingów Czartoryska? – pyta retorycznie s. Daniela. – Kto wie, że Klementyna z Tańskich Hoffmanowa była nie tylko jedną z pierwszych pisarek dla dzieci, ale także pierwszą kobietą utrzymującą się z pracy twórczej i pedagogicznej. Co ciekawe, to właśnie ona jest duchową matką czasopism dziecięcych. Tym samym jej „Rozrywki dla dzieci” dały początek np. „Małemu Gościowi Niedzielnemu” – wylicza zasługi osiemnastowiecznych działaczek.

Dziewiętnasty wiek to czas emancypacji kobiet w kulturze Zachodu. – Polska odmiana tego prądu miała zabarwienie biało-czerwone – zwraca uwagę niepokalanka. – To czas działaczek społecznych, filantropek i pisarek. Aniela Tułodziecka organizowała polskie kadry pedagogiczne w Wielkopolsce. Jadwiga Sikorska założyła pierwszą szkołę średnią w Warszawie (uczyła się w niej Maria Skłodowska, później Curie), Cecylia Plater-Zyberk zainicjowała warszawskie pensje, czyli szkoły zawodowe kształcące dziewczęta – wylicza, wskazując na kolejne portrety.

Opowiada przy tym o barwnych losach Polek walczących nie tyle na powstańczych frontach, co w szkolnych salach i wśród okaleczonych socjalnie i fizycznie (Róża Sobańska i Ksawera Grocholska na Syberii, św. Urszula Ledóchowska wśród sierot, bł. Marcelina Darowska jako pedagog, Klaudyna Potocka wśród emigrantów w Dreźnie).

Wiek zbrodni – wiek bohaterek
Mężczyźni lubią wojnę. Kobiety leczą jej rany i opłakują jej ofiary. – Nasza historia wciąż daje nam tego dowody – przyznaje siostra. – Ale nawet w okrutnym świecie, w którym „mężczyźni ludziom zgotowali ten los”, kobiety walczą o nadzieję. Dobrym przykładem tego jest położna, zwana matką dzieci Auschwitz. Nawet hitlerowcy przyznawali, że chcieliby mieć tak zorganizowany oddział położniczy jak ten, którym kierowała w fabryce śmierci Stanisława Leszczyńska. A po wojnie w tym samym duchu, ale już w sprzeciwie wobec cywilizacji śmierci, działała Teresa Strzembosz, współtwórczyni i organizatorka ośrodków adopcyjno-opiekuńczych i poradnictwa naturalnej regulacji poczęć – wskazuje s. Daniela, która o bohaterskich Polkach może opowiadać godzinami.

Po co jednak to wszystko? Kto dzisiaj umie podziwiać ich wielkość? Dla kogo stają się one wzorem do naśladowania? Co sobie myślą dziewczęta, gdy zerkają na poczet kobiet polskich? – Na naszej ścianie jest jeszcze sporo miejsca – wyjaśnia nauczycielka historii. – Nawet gdy zawisną tu portrety Wandy Rutkiewicz, Ireny Sendlerowej, Hanny Suchockiej czy Janiny Ochojskiej, wciąż będzie trochę wolnej ściany. Każda z naszych dziewcząt wie, że czeka ono na jej portret – mówi, ale zaraz dodaje. – Wiedzą o tym, że gdyby jednak kolejne pokolenia nie doceniły jej życia, nie będzie tragedii. Wiedzą o tym, że Bóg widzi to, co niewidoczne dla ludzkich oczu i odda każdej według miary, którą sama przykładała do innych – podsumowuje, ale nie kończy, musi jeszcze coś dodać:

– Dzisiaj młodym kobietom jest trudniej nie tylko o heroizm, ale nawet o wzorowe świadectwo codzienności. Być może kiedyś honorowe miejsce będzie się należało żonom wiernym do śmierci swoim mężom, matkom rodzącym czwarte czy piąte dziecko albo siostrom żyjącym w ubóstwie, posłuszeństwie i czystości. Oby takie czasy nigdy nie nadeszły – zamyśla się.