Śmierć Jacksona

S.L.

publikacja 09.07.2009 19:12

Czym jest fenomen Michaela Jacksona i zamieszanie rozgorzałe wokół jego nagłej śmierci? Przecież tak na dobrą sprawę nie był dla fanów nikim bliskim.

Śmierć Jacksona Foto: tipoyock/www.flickr.com (cc)

Śmierć każdego człowieka wywołuje w nas smutek. Odejście bliskiej osoby często przeżywamy przez wiele miesięcy, lat, czasami w ogóle się z tej tragedii nie otrząsamy, ale czym jest fenomen Michaela Jacksona i zamieszanie rozgorzałe wokół jego nagłej śmierci? Przecież tak na dobrą sprawę nie był dla fanów nikim bliskim. Michael Jackson - geniusz muzyczny, prekursor wysokobudżetowych teledysków fabularnych, znakomity showman i wulkan energii na scenie. Z drugiej strony ktoś nieszczęśliwy, samotny, otoczony fałszywymi przyjaciółmi, pozbawiony wolności, zaszczuty przez prasę zwyczajny człowiek.

Jaki był naprawdę w życiu prywatnym? Kim był człowiek, który krył się pod czarną fedorą i błyszczącymi marynarkami? Odpowiedzi na te pytania, znają jego najbliżsi, tymczasem dla nas był on przede wszystkim artystą, twórcą muzyki i „człowiekiem medialnym”. Skąd, więc ta histeria i żałoba po jego śmierci?

Jak pisze Jamie Manson z magazynu „National Catholic Reporter” „powszechna żałoba i obsesyjne zainteresowanie towarzyszące śmierci i pogrzebowi Michaela Jacksona pozwala uświadomić sobie, jak bardzo kultura amerykańska przesiąknięta jest kultem idoli i gwiazd […] Ta kultura pochłania naszą uwagę i kształtuje wartości i przekonania. Ma wyjątkową siłę zdolną pociągać nas do działania na rzecz dobra”. Widać to nie tylko w kulturze amerykańskiej, w Polsce ten kult też się rozszerza.

W dzisiejszych czasach nie trzeba być artystą, wystarczy mieć dobrego managera i siłę przebicia. Świat oferuje nam jednosezonowe gwiazdeczki, „do których się uciekamy”, jednak bardzo szybko w miarę upływu lat o nich zapominamy. Ludzie często wolą tworzyć sobie jakąś postać, kogoś w rodzaju wyimaginowanego przyjaciela niż kontaktować się z prawdziwymi ludźmi, którzy często mogą sprawiać ból i rozczarowanie.

„Nie ma chyba wśród nas nikogo, ktoby żyjąc dostatecznie długo, nie zawiódł się na człowieku. Zawody na ludziach są naszym chlebem codziennym” – konstatował gorzko ksiądz Tischner w książce „Wędrówki w krainę filozofów”... Fani to przede wszystkim ludzie samotni, szukający kontaktu z osobami w rzeczywistości niedostępnymi dla nich. Te wyidealizowane postaci często bywają swoistą "ucieczką" od problemów życia codziennego. Marzenia o spotkaniu swego idola zastępują pustkę w życiu czy też pozwalają na chwilowe i złudne zapomnienie o prawdziwych problemach.

„Amerykańscy idole oferują nam spełnienie marzenia o tym, by być powszechnie znanym, a jednocześnie odciągają nas od wyzwania, jakim jest głębsze poznanie” – pisze wspomniana tu już Jamie Manson. Na takie właśnie potrzeby tworzy się popkulturowych herosów. Jednak idol idolowi nierówny. Jak to się stało, że niektórzy pompatycznie wchodzą na scenę, a po krótkiej chwili znikają i nikt o nich nie pamięta, natomiast Michael Jacksona jest idolem wielopokoleniowym? Przede wszystkim Jackson był artystą-geniuszem, który dawał z siebie na scenie wszystko. Być może dzięki temu nie był tylko jednosezonową gwiazdką popu, a jego królem?

Śmierć Michaela Jacksona to wielka strata dla świata muzyki, choć od wielu lat nie dawał z siebie zbyt wiele - a dowiedzieć się czegoś na temat jego osoby można się było tylko z tanich brukowców - to już za życia stał się prawdziwą legendą, a może i całym rozdziałem w historii muzyki rozrywkowej.

W „National Catholic Reporter” można było przeczytać, iż „znani są złotymi cielcami, które odciągają nas od rzeczywistych problemów”. Wiele osób nawet nie zdając sobie z tego sprawy, ustawiło Jacksona na piedestale, na pierwszym miejscu, odstawiając Boga na bok. To Michael stał się dla nich bogiem i dlatego właśnie oni odczuli jego stratę najbardziej. Stracili bóstwo, stracili nadzieję, pseudo-wiarę, punkt odniesienia i osobę, która pomagała im żyć, a przecież tak naprawdę on nawet nie zdawał sobie sprawy z ich istnienia.

Histeria po śmierci artysty dochodziła do takiego absurdu, że fani zaczęli popadać w depresję, a siedmioro z nich odebrało sobie nawet życie. Inni zaczęli doszukiwać się rzekomych cudów, jakie miały się za sprawą piosenkarza dokonać po jego zgonie.

„Mnie się zdarzyło coś dziwnego w tą pierwszą noc po jego śmierci. Przeglądałyśmy z koleżanką wszystkie możliwe strony z Michaelem, poczynając od świeżych wiadomościach, kończąc na starych newsach i zdjęciach. W pewnym momencie laptop całkowicie mi się zaciął. Nie mogłam nic zrobić ani go wyłączyć, ani zresetować. Nie działała klawiatura, myszka. Nigdy przedtem mi się tak nie zdarzyło. Od razu sobie to wytłumaczyłyśmy, że Michael do nas mówi: ‘Dość tego. Zostawcie to wszystko. Idźcie odpocząć’” – można przeczytać na pewnym forum internetowym poświęconym piosenkarzowi. W internecie opublikowano także zdjęcie, na którym Jackson miał się w 11 godzin po swej śmierci ukazać na... masce samochodu osobowego.

Nie ukrywam, sama jestem fanką Michaela Jacksona od ponad 20 lat. Cenię jego twórczość i jego postać jako muzyka. Dla mnie jednak nigdy nie był on bliski - bliska mi była natomiast, jest i będzie jego muzyka. Zresztą, tak naprawdę nic się nie zmieniło... Dalej mogę słuchać jego utworów gdzie tylko zechcę i oglądać jego teledyski, kiedy tylko zechcę. Śmierć tego artysty była bolesnym wydarzeniem dla całego świata showbiznesu, bo miała miejsce nagle i niespodziewanie, tuż przed jego hucznie zapowiadaną nową trasą koncertową. Jedno jest jednak pewne - on nie umarł, on jedynie zmienił publiczność, a nam wypada tylko żałować, że niczego nowego już tu nie stworzy... *** Cytaty z tekstu Jamie Manson napisanego dla „National Catholic Reporter” podajemy za KAI.



Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA: