Mam odwagę straceńca

GN 09/2018 |

publikacja 01.03.2018 00:00

O metafizyce, Kieślowskim i szatanie, który nie ma ostatniego słowa, opowiada Krzysztof Zanussi.

Mam odwagę straceńca Jakub Szymczuk /foto gość

Barbara Gruszka-Zych: Czy kino moralnego niepokoju, które robił Pan w minionej epoce, można nazwać chrześcijańskim?

Krzysztof Zanussi: Chrześcijanie nie mają monopolu na moralność. Choć muszę przyznać, że nie znalazłem lepszego źródła moralności od tego wynikającego z przesłanek religijnych.

A zatem jak należy nazywać kino dotykające spraw wiary i ducha?

Istnieją dwa rodzaje takiego kina – metafizyczne i wyznaniowe, katechetyczne.

To drugie nie najlepiej się kojarzy.

Bo to jest kino szkolne, wykładające, oparte na pewnościach. Takie podejście wyklucza wymiar artystyczny, ponieważ sztuka zasadza się na poszukiwaniu. A to jest kino o rzeczach znalezionych.

O jakich filmach Pan myśli?

Dostępne jest 6% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.