Miłosierny Samarytanin

ks. prof. Mariusz Rosik, współpraca Andrzej Macura, Leszek Śliwa

publikacja 27.05.2010 11:10

Miłosierny Samarytanin   Miłosierdzie nieprzyjaciela :. - Ta przypowieść zaskakuje. Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę nienawiść, która wówczas panowała między Żydami i Samarytanami. Jezus pokazuje, że miłości można uczyć się od… nieprzyjaciela

Niespełnione marzenie :. - Chciał pomagać ludziom. Jego życie potoczyło się jednak inaczej, nie tak jak sobie wymarzył. Swoje marzenie uwiecznił w obrazie namalowanym na dwa miesiące przed samobójczą śmiercią

WARTO WIEDZIEĆ
Genialna kopia :. - Ten obraz to właściwie kopia! Vincent van Gogh namalował miłosiernego Samarytanina prawie dokładnie tak samo jak czterdzieści lat wcześniej sławny malarz francuski Eugne Delacroix.
Spotkanie artysty z Samarytaninem :. - Nie jest łatwo ranną ofiarę napadu posadzić na końskim grzbiecie. Bezwładne ciało mimowolnie się osuwa w ramiona swego dobroczyńcy. Niełatwo być miłosiernym Samarytaninem
Przesłanie opowiadania :. - Historia egzegezy zna liczne interpretacje przypowieści. Według nich, najczęściej pod postacią Samarytanina, który okazuje miłosierdzie, widzieć należy samego Chrystusa.
Samarytanie:. - Grupa etniczna zamieszkująca w czasach Jezusa środkową część Ziemi Świętej, pomiędzy Galileą – w której mieszkał Mistrz z Nazaretu – a Judeą, z jej najważniejszym miastem, Jerozolimą.

CYTAT Z BIBLII
Z Ewangelii wg św. Łukasza:. Łk 10, 30–37

 

Miłosierny Samarytanin  

Miłosierdzie nieprzyjaciela

Ta przypowieść zaskakuje. Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę nienawiść, która wówczas panowała między Żydami i Samarytanami. Jezus pokazuje, że miłości można uczyć się od… nieprzyjaciela.Akcja przypowieści o miłosiernym Samarytaninie toczy się w miejscu dobrze znanym słuchaczom: na drodze wiodącej z Jerozolimy do Jerycha. Za czasów Jezusa Jerycho, położona 230 metrów pod poziomem morza oaza na Pustyni Judzkiej, było dobrze prosperującym miastem.

Prawdopodobnie mieszkało tam wielu kapłanów sprawujących służbę w Jerozolimie. Droga łącząca oba miasta była chętnie uczęszczana przez kupców. Czasownik „schodzić”, użyty przez Łukasza, wskazuje, że Jerycho było położone znacznie niżej niż Jerozolima. Obydwa miasta dzieliła odległość ok. 27 km.

Kapłan i lewita przechodzą obok
Bohater Jezusowej przypowieści wpada w ręce zbójców. Ich czyny, obnażenie – zadanie ran – pozostawienie „na pół umarłego”, ukazują dramatyczną sytuację poszkodowanego i konieczność szybkiego udzielenia mu pomocy. Dalsza część przypowieści opisuje postawy przypadkowych przechodniów. Została ona zbudowana na zasadzie kontrastu: postawa kapłana i lewity (potomka pokolenia Lewiego, przeznaczonego do niższych służb religijnych) została przeciwstawiona postawie Samarytanina.

Kapłan, należący bez wątpienia do klasy o wysokiej pozycji społecznej, minął potrzebującego. Kierunek podróży zwiększa jego winę: o ile bowiem zmierzając do Jerozolimy (a więc do świątyni), mógłby być bardziej zatroskany o czystość rytualną, o tyle kierunek przeciwny (z Jerozolimy do Jerycha) zmniejsza stopień takiej troski.

Jeśli bowiem kapłan przypuszczał, że leżący przy drodze człowiek jest martwy, wówczas mógł usprawiedliwiać swoje zachowanie nakazem Prawa, aby nie dotykać ciał zmarłych przed sprawowaniem kultu (Kpł 21,1–3). Tymczasem przypuszczać należy, że właśnie skończył swą służbę w świątyni. Postawa lewity ukazana jest podobnie.

Czytelnik może jedynie domyślać się, że minięcie potrzebującego pomocy człowieka mogło wypływać z motywów religijnych, wśród których szczególną rolę odgrywała troska o czystość rytualną.

Samarytanin wzruszony do głębi
Kolejnym przechodniem okazał się Samarytanin. Wydawać by się mogło, że wrogość panująca między Żydami a Samarytanami odwiedzie go od zainteresowania się pobitym. Jednak to właśnie mieszkaniec Samarii „wzruszył się do głębi”, widząc człowieka w potrzebie.

Użyty tu czasownik często w Nowym Testamencie dotyczy samego Boga, przez co Ewangelista dodatkowo wzmocnił pochwałę postawy Samarytanina.

Można przypuszczać, że do „opatrzenia ran” Samarytanin posłużył się własną szatą, którą musiał rozedrzeć na części, nadające się do obwiązania zranionych miejsc ciała. Typowym środkiem medycznym, powszechnie stosowanym w takich wypadkach, były oliwa i wino.

Wino służyło do odkażenia ran, oliwa natomiast stanowiła środek kojący. Jako że stan zranionego nie pozwalał mu na samodzielne utrzymanie się na nogach, Samarytanin odstępuje mu własne zwierzę, sam zapewne kontynuując wędrówkę pieszo.

Gospodę, do której dotarli bohaterowie przypowieści, często stanowiło w czasach Jezusa jednoizbowe pomieszczenie, wspólne dla zwierząt i ludzi, w którym można było schronić się na noc. Zaś suma dwóch denarów, którą otrzymał od Samarytanina gospodarz, za wyżywienie i opiekę nad chorym, wydaje się wystarczającą opłatą za opiekę, jeśli wziąć pod wagę fakt, że w tamtych czasach dzienny zarobek przeciętnego robotnika to jeden denar.

 

Miłosierny Samarytanin  

Niespełnione marzenie

Chciał pomagać ludziom. Jego życie potoczyło się jednak inaczej, nie tak jak sobie wymarzył. Swoje marzenie uwiecznił w obrazie namalowanym na dwa miesiące przed samobójczą śmiercią.Vincent van Gogh znał niemal na pamięć ewangeliczną przypowieść o Samarytaninie już jako dziecko. Zadbał o to jego ojciec Theodorus, kalwiński pastor.

Chciał pomagać biednym
Vincent jako młody człowiek czuł w sobie powołanie Samarytanina. „Chcę zostać pastorem. Chcę pocieszać biedaków” – mówił. Biegła znajomość angielskiego i francuskiego nie została dobrze wykorzystana na studiach teologicznych, które przerywa po dwóch latach. Pchany szlachetnym impulsem osiedla się w belgijskim zagłębiu węglowym Borinage, wśród nędzarzy. Pisze w liście do brata: „Są szczęśliwi, gdy w kaskach z lampkami zjeżdżają do szybów. Oddają się Bogu w opiekę, a On widzi ich pracę i czuwa nad nimi”.

Van Gogh zabiera się ochoczo za nauczanie dzieci. Lekcje czytania, pisania, katechizmu, pielęgnacja chorych – wszystko to przynosi mu dużą satysfakcję. O dziwo jednak, gmina protestancka, dla której pracuje, nie przedłuża mu umowy. Van Gogh załamuje się. Odchodzi od Kościoła nie tylko dlatego, że pozowanie do jego obrazów uznane zostaje za niemoralne, ale również dlatego, że przejął się myślą Victora Hugo. Komentując swój obraz „Cmentarz chrześcijański”, powie: „Te ruiny pokazują jak, mimo solidnych podstaw, robaki toczą wiarę i religię. Religie przemijają, Bóg trwa”. Wraca do rodzicielskiego domu w depresji. Theo, młodszy brat Vincenta, ofiarowuje mu pewną sumę pieniędzy, która wystarcza, by Vincent powrócił do Borinage, do swoich biedaków. Pieniądze szybko się kończą, więc Vincent wraca do rodziców. Pod pretekstem opuszczenia nabożeństwa zostaje jednak wyrzucony z domu przez ojca.

Pacjent szpitala dla obłąkanych
Schronienie znajduje w Hadze. Włócząc się wieczorami po barach, poznaje sprzątaczkę i kurtyzanę zarazem. Znów odzywają się w nim instynkty samarytańskie. Zamieszkuje ze Sien, by opiekować się jej dziećmi. Kobieta jednak nie zamierza chronić się pod opiekuńcze skrzydła malarza z pustą kieszenią.
Vincent pozostaje sam.

W marcu 1886 roku przyjeżdża do Paryża, by systematycznie uczyć się malarstwa. W dwa lata później przyjeżdża do Arles, gdzie poznaje wybitnego malarza Paula Gauguina. Ich przyjaźń zostaje przekreślona przez kłótnie. Pewnego wieczoru Vincent rzuca szklanką w twarz przyjaciela, następnie wyrusza za nim z brzytwą. Później sprawia kłopotliwy prezent swojej przyjaciółce: ofiarowuje jej zamknięty w kopercie kawałek własnego ucha, który wcześniej odciął. Było to w Wigilię 1888 roku. Rachel traci przytomność, a Vincent staje się pacjentem zakładu dla obłąkanych.

Wkrótce samowolnie porzuca leczenie; wyjeżdża do Paryża i tam 29 lipca 1890 roku strzela sobie w serce.
Jeśli kiedykolwiek van Gogh okazał się Samarytaninem, to raczej nie dla górników czy kurtyzany. Okazał się Samarytaninem dla przyszłych pokoleń, dla umysłów i oczu wrażliwych, które patrząc na jego malarstwo, wznoszą swą myśl ku dobru i pięknu.

 

Miłosierny Samarytanin  

Genialna kopia

Ten obraz to właściwie kopia! Vincent van Gogh namalował miłosiernego Samarytanina prawie dokładnie tak samo jak czterdzieści lat wcześniej sławny malarz francuski Eugne Delacroix.

Zmienił tylko kolorystykę, sposób nakładania farby i ułożył postaci jakby w zwierciadlanym odbiciu. Kompozycja, twarze ofiary napadu i Samarytanina, a nawet mała sylwetka oddalającego się lewity są jednak identyczne!

Czemu wielki artysta zdecydował się skopiować cudzy pomysł? Odpowiedź znajdujemy w jego korespondencji z bratem Theo.

„Wiesz, dlaczego obrazy Delacroix mają na mnie taki wpływ? Ponieważ kiedy Delacroix malował Getsemani, wcześniej poszedł, żeby zobaczyć na własne oczy, jak wygląda ogród oliwny. (…) Ludzie, o których mówi nam historia, apostołowie, święte niewiasty, mieli podobny charakter i żyli podobnie jak my, ich obecni potomkowie.

I muszę ci powiedzieć, (…) gdybym tylko miał siłę ciągnąć to dalej, robiłbym z natury portrety wielkich świętych i świętych kobiet, które wyglądałyby jak z innej epoki, a byłyby to zwyczajne, dzisiejsze kobiety, ale miałyby doprawdy wiele wspólnego z pierwszymi chrześcijanami”.

Niestety, van Gogh nie miał już „siły ciągnąć tego dalej”. Popełnił samobójstwo dwa miesiące po namalowaniu „Miłosiernego Samarytanina”.

 

Miłosierny Samarytanin  

Spotkanie artysty z Samarytaninem

Nie jest łatwo ranną ofiarę napadu posadzić na końskim grzbiecie. Bezwładne ciało mimowolnie się osuwa w ramiona swego dobroczyńcy. Niełatwo być miłosiernym Samarytaninem.

Biblijna przypowieść o miłosiernym Samarytaninie była bardzo ważna dla Vincenta van Gogha. Zawsze chciał naśladować Samarytanina. Nie zdołał udźwignąć tego ciężaru, ale namalowany przez niego Samarytanin jest krzepkim mężczyzną. Na pewno sobie poradzi.

Z lewej strony obrazu widzimy otwartą torbę, porzuconą przez złoczyńców. Mija ją spokojnie przechodzień. To lewita, który idzie pogrążony w lekturze, jakby w ogóle nie zauważył tragedii napadniętego człowieka. Kartka papieru, w którą zapatrzony jest lewita, to symbol judaistycznych praw religijnych.

Lewita tak bardzo jest skupiony na ich przestrzeganiu, że nie dostrzega prawdziwego świata i rzeczywistych problemów. Kapłan, o którym mowa w przypowieści, przeszedł już wcześniej. Jego sylwetka majaczy na horyzoncie.

Przesłanie opowiadania

Historia egzegezy zna liczne interpretacje przypowieści. Według nich, najczęściej pod postacią Samarytanina, który okazuje miłosierdzie, widzieć należy samego Chrystusa.

Przez długie stulecia posługiwano się w Kościele propozycją Augustyna, według której człowiek napadnięty i pobity to Adam; rozbójnicy to diabeł i jego aniołowie; kapłan i lewita reprezentują kapłaństwo i służbę świątynną Starego Testamentu, które nie mogą posłużyć do zbawienia; Samarytaninem jest sam Chrystus.

Wydaje się jednak, że zasadnicze przesłanie przypowieści ma bardziej wymiar moralny. Jezus, opowiadając o zachowaniu Samarytanina, wywołuje w żydowskim słuchaczu odczucie bycia prowokowanym. Słuchacz bowiem jest zmuszony do zestawienia w jednym zdaniu pojęć miłosierdzie i Samarytanin, sprzecznych z przekonaniami i mentalnością żydowską.

Zestawienie to prowadzi do szokującej konkluzji, że Samarytanin może okazać się bliźnim. Więcej jeszcze, że należy go naśladować w okazywaniu miłosierdzia. Jego czyn staje się wzorem życzliwości i miłości, która winna istnieć między ludźmi bez względu na różnice etniczne czy religijne. Ale czy chodzi tylko o miłość bliźniego? Gdyby tak było, wystarczyłoby skorzystać ze zwykłej zasady potrójności: dwóch pierwszych przechodniów mija poszkodowanego, a zatrzymuje się jedynie trzeci, który staje się wzorem miłosierdzia. Nie musiałby pojawić się ani kapłan, ani lewita.

Gdyby chodziło o tendencje antyklerykalne, wystarczyłoby sługom świątyni przeciwstawić zwykłego świeckiego Żyda, nie Samarytanina. Przesłanie byłoby jasne: ci, od których wymaga się okazania miłosierdzia, zaniedbali swój obowiązek, a zwykły, być może żyjący z dala od Boga człowiek, spełnił Jego wolę. Gdyby chodziło o ukazanie przykładu miłości wobec nieprzyjaciół, wówczas to Samarytanin byłby poszkodowany. To on musiałby leżeć przy drodze. Tymczasem tu chodzi o coś innego – by uczyć się miłości od nieprzyjaciela.

 

Miłosierny Samarytanin  

Samarytanie

Grupa etniczna zamieszkująca w czasach Jezusa środkową część Ziemi Świętej, pomiędzy Galileą – w której mieszkał Mistrz z Nazaretu – a Judeą, z jej najważniejszym miastem, Jerozolimą.

Byli potomkami Żydów, których ominęła deportacja do Babilonii po zdobyciu Jerozolimy przez Nabuchodonozora w 587 roku przed Chr. (większość Żydów wtedy przesiedlono), oraz mieszkańców Mezopotamii, przybyłych na miejsce deportowanych. Kiedy w 539 r. Żydzi zostali wypuszczeni z niewoli, zamierzali odbudować świątynię.

Mieszkańcy Samarii pragnęli włączyć się w ten projekt, jednak Zorobabel odrzucił ich ofertę. Uznał, że nie są prawdziwymi spadkobiercami religii Mojżeszowej, skoro wiązali się przez małżeństwa z poganami. Pomiędzy Żydami a Samarytanami panowały wrogie stosunki.

Wrogość ta osiągnęła punkt kulminacyjny w roku 128 przed Chr., gdy Jan Hirkan zniszczył świątynię Samarytanów. Z kolei w latach 6–9 po Chr. Samarytanie zbezcześcili świątynię w Jerozolimie, rozrzucając w niej ludzkie kości.

Z Ewangelii wg św. Łukasza
Łk 10, 30–37

Jezus (…) rzekł: „Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców.

Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.

Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.

Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: »Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał«. Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?”. On odpowiedział: „Ten, który mu okazał miłosierdzie”. Jezus mu rzekł: „Idź, i ty czyń podobnie!”.