Góra cudów

Marek Szołtysek

publikacja 30.08.2010 06:10

Na Śląsku pozbywanie się nieużywanych już domowych sprzętów napotyka przeszkodę, bo Ślązokowi wszystko może się jeszcze przydać. Przykładowo - sąsiad nie pozwala nawet wyrzucać puszek po konserwach - bo to fest fajno blacha i sie na co przido!

Góra cudów AUTOR / CC 2.0 Sznupanie po śląskich górach to wielka przyjemność i niejedno cudo można tam znaleźć

Kiedy jeżdżę po Śląsku, to czasami przy drogach widzę napisy reklamowe typu: „Zachodnie meble używane” albo „Używane meble holenderskie”. Kiedyś z ciekawości wstąpiłem do takiego sklepu i dowiedziałem się, że w Holandii czy innych bogatych krajach Zachodu ludzi stać na częste zmienianie mebli.

Natomiast swoje dotychczasowe szafy, stoły czy kanapy, często w bardzo dobrym stanie, oddają za darmo lub za symboliczny grosz. I takie właśnie meble trafiają do Polski. Również na Zachodzie ludzie pozbywają się dobrych, choć niechcianych rzeczy, oddając je za darmo na parafialne czy szkolne „flołmarki” albo wystawiają je przed dom - co przykładowo w Niemczech nazywa się „garażynfest” albo „szpermila”.

Ale u nas też ludzie nie są naj biedniej si, więc oddawanie niepotrzebnych w domu rzeczy może stać się elementem dochodowej akcji charytatywnej. Pamiętam, jak sam kiedyś organizowałem w szkole „Dzień starej książki”. Młodzież z liceum przynosiła za darmo swoje niepotrzebne książki. Wyciągano je gdzieś z tapczanów, z garażowych kartonów czy z szafek nieżyjącego już dziadka. Potem te książki były wystawiane na szkolnym korytarzu i każdy mógł je sobie kupić po złotówce. Ile to było radości. Ktoś znalazł śmieszne wiersze na cześć Stalina albo wykroje przedwojennych spódnic, inny kupił instrukcje obsługi trabanta czy gotykiem pisane książki o samolotach. Tego dnia uczniowie szli ze szkoły bardzo obładowani.

Jednak na Śląsku pozbywanie się nieużywanych już domowych sprzętów napotyka przeszkodę, bo Ślązokowi wszystko może się jeszcze przydać. Przykładowo w domu moich rodziców stoją w garażu dwa stare bifyje - bo szkoda wyciepać. Ale to jeszcze nic. Sąsiad nie pozwala nawet wyrzucać puszek po konserwach - bo to fest fajno blacha i sie na co przido! No cóż, Ślązoki bardzo przywiązują się do swoich rzeczy. Widać to zresztą po miejscach ich składowania. A właśnie takim supermagazynem ciągle potrzebnych, choć nieużywanych rzeczy, był i ciągle jest strych, nazywany po śląsku górą. Mówiło się przykładowo dziecku: Idź na góra i zaniyś tam te stare ciotczyne szczewiki,bo sie jeszcze komu na co przidadzą!

Można się oczywiście śmiać z tej śląskiej cech chomikowania wszelkich rzeczy, ale dzięki temu zachowały się u nas niejedne antyki. Bo wyprodukowany w 1925 r. rower od pradziada w 1970 r. był niepotrzebnym gratem, ale w 2008 r. jest już cennym antykiem. Często zresztą było tak, że ludzie dębowe szafy uznawali za staromodne i wynosili na góra, a w to miejsce stawiali meblościanki z trocin Dlatego dla mnie sznupanie po śląskich górach to wielka przyjemność i niejedno cudo można tam znaleźć. Bo po to zresztą nasi przodkowie wynosili to na góra, by się komuś mogło przydać