Sto lat dla dwudziestolatka

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 11.09.2010 07:36

Katowicki Korez to jeden z pierwszych niepaństwowych teatrów w kraju. Właśnie świętuje on swoje 20-lecie.

Sto lat dla dwudziestolatka Józef Wolny/Agencja GN Bogdan Kalus i Mirosław Nejnert to twarze teatru Korez. Aktorzy podczas uroczystego jubileuszu

I może się cieszyć, że nie tylko na kultowym „Cholonku” w reż. Mirosława Neinerta i Roberta Talarczyka, granym od sześciu lat, ma pełne sale. – Raz na wiek trafia się sztuka, która jest wydarzeniem nie tylko kulturalnym, ale i społecznym – mówi Mirosław Neinert – jego dyrektor. – Opowieść o Ślązakach i dla nich. Kiedy wystawiali ją na opolskiej wsi, publiczność dośpiewywała kawałki prezentowanych piosenek. Warszawski Teatr Na Woli pełen był mieszkających w stolicy Ślązaków.

Repertuar Koreza nie ogranicza się do tematyki regionalnej. Jego założyciele: Grzegorz Wolniak, Bogdan Kalus i Mirosław Neinert zaczynali od „Scenariusza dla 3 aktorów” Bogusława Schaeffera. W 2002 zrealizowali oni spektakl muzyczny „Ballady kochanków i morderców” w reż. Talarczyka, który odbił się echem w kraju. Złożyło się na niego kilkanaście utworów Nicka Cave’a, które po raz pierwszy artyści zaprezentowali, doprawiając tragizm szczyptą czarnego humoru.

Z piosenek czeskiego barda Jaromira Nohavicy ułożyli cieszący się powodzeniem spektakl „Kometa, czyli ten okrutny wiek XX wg Jaromira Nohavicy”, wyreżyserowany przez Talarczyka i Neinerta. Po spektaklu „2” Jima Cartwrighta, w którym Neinert z Grażyną Bułką wcielają się we właścicieli wyimaginowanego baru, między którymi dochodzi do rękoczynu, trzy razy za kulisy przyszły kobiety, zwierzając się, że bił je mąż. W praktyce okazało się, że sztuka ma moc katartyczną. – Nie mamy kompleksu prowincji – mówi Neinert. – Każdy hoduje go w sobie.

Z powodzeniem gramy w Warszawie, Berlinie, Chicago. Zarówno spektakle, jak i ich aktorzy wielokrotnie byli uhonorowani nie tylko regionalnymi nagrodami. Przez te lata utrzymują się z biletów i dofinansowania prywatnych sponsorów. Na etacie mają jedynie dwie osoby zatrudnione w biurze i czterech aktorów pracujących na umowę-zlecenie. Przydałby się stały budżet. – Dla mnie i kolegów nasz teatr to oaza wolności – mówi Neinert. W teatrze nie ma kurtyny, aktorzy sami sprzedają bilety, rozmawiają z widzami, sprawiając, że czujemy się tu jak wśród dobrych znajomych.