Gruzja winem płynąca

Aleksandra Pietryga

publikacja 14.10.2010 07:04

Co może łączyć Polskę i Gruzję, kraje tak oddalone od siebie geograficznie i kulturowo? Oczywiście umiłowanie wolności i gościnność! Choć, jak twierdzi dziennikarz Marcin Meller, rozkochany do szaleństwa w zakaukaskim kraju, polska gościnność do gruzińskiej ma się jak trabant do porsche.

Cminda Sameba HENRYK PRZONDZIONO/Agencja GN Cminda Sameba
Największa gruzińska katedra

W Katowicach odbył się I Festiwal Gruziński, zorganizowany z inicjatywy Stowarzyszenia Projekt Śląsk we współpracy z Biurem europosła Marka Migalskiego. W wypełnionych po brzegi salach  kinoteatru Rialto, zgromadzona publiczność mogła poznać, a nawet dosłownie posmakować kulturę Gruzji. – To największa gruzińska impreza na Śląsku – powiedział Krzysztof Dąbrowski, redaktor naczelny portalu Kaukaz.pl. Na festiwal przybyło ponad 200 fascynatów Gruzją z całej Polski. „Gruzji nie da się nie kochać”, to zdanie chyba najczęściej pojawiało się w kuluarach i w oficjalnych rozmowach. Bogaty program Festiwalu pozwolił choć trochę przybliżyć się do miejsca, które dla większości Polaków wciąż brzmi bardziej egzotycznie od Tunezji.

Ważnymi wydarzeniami wieczoru były dwa panele dyskusyjne. Pierwszy, z udziałem Konstantina Kavtaradze ambasadora Gruzji w RP, dotyczył „Perspektyw rozwoju Gruzji”. Gruzja, której dwadzieścia procent terytorium nadal znajduje się pod okupacją rosyjską, wykazuje aspiracje nie tylko do uzyskania pełnej niepodległości, ale także udziału w grupie państw Unii Europejskiej i NATO. – Gruzja jest starym chrześcijańskim państwem – mówił Kavtaradze – Jeśli dążymy do tego, by być częścią wartości europejskich, to tylko dlatego, że chcemy wrócić tam, gdzie zawsze byliśmy. Obecni na spotkaniu naukowcy, historycy i archeolodzy potwierdzają historyczną wartość Gruzji. – W 1991 roku gruzińscy paleontolodzy odkryli szczątki najstarszych Europejczyków – wyjaśnił dr Przemysław Nocuń z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Jagielońskiego – Badania wykazały, że czaszki mają 1,74 miliona lat. Obecnie wystawione są w Muzeum S. Janashia w Tibilisi. Jest to tylko jeden z licznych argumentów przemawiających za obecnością Gruzji wśród europejskich krajów. Bo to właśnie Gruzja (i sąsiednia Armenia), a nie Rzym, jako pierwsze na świecie, uznały chrześcijaństwo za religię państwową.

Umiłowanie wolności jest w Gruzji akcentowane równie mocno, jak w Polsce. Gruzini nie mogą pogodzić się z utrzymaniem rosyjskich baz wojskowych na terytorium państwa (m.in. w Batumi i Gudaucie), ale także z polityczną sytuacją Abchazji i Osetii Południowej, gdzie państwo rosyjskie, wspierając marionetkowe rządy i działając pod przykrywką sił pokojowych WNP, sprawuje faktyczną kontrolę na tych terenach. –   Odpowiedzią Gruzji na okupację rosyjską jest rozwój gospodarczy i turystyka –  powiedział Konstantin Kavtaradze – Przyjeżdżajcie do Gruzji. To najlepszy sposób, by ją wesprzeć – apelował ambasador.

Ale Festiwal Gruziński to nie tylko trudne polityczne i gospodarcze kwestie. Drugi panel dyskusyjny był rozmową fascynatów Gruzją – prawdziwych szaleńców, którzy potrafią na rowerze przemierzyć ten kraj – z elementami osobistych wspomnień. Tematyka dotykała wielokulturowości Gruzji; charakterystyki ludzi; ich dobrze znanej gościnności; zachowania tradycji. – Kto raz trafi do Gruzji, będzie do niej wracał zawsze, podkreślali uczestnicy panelu.

W spotkaniu z gruzińską kulturą nie mogło zabraknąć słynnych piętrowych toastów. W rolę tamady, czyli człowieka odpowiedzialnego za przebieg supry (tradycyjnej biesiady), dobry nastrój biesiadników, a przede wszystkim za wygłaszanie toastów i pilnowanie, by kielichy były pełne, tym razem wcielił się Giorgij Maglakelidze, autor książki „Toasty gruzińskie”. We wstępie do książki, czytamy: „Tradycja biesiadna – kultura wina i słowa. Boskie początki tej tradycji pozostawiły w niej trwałe ślady: sakralny aspekt biesiady, dominujący nad jej wymiarem doczesnym, oraz podobieństwo przebiegu uczty do porządku nabożeństwa...” Gruzińskie supry nie są zwyczajnym imprezowaniem, ale mają w sobie coś niezwykle uroczystego, niespotykanego w innych kulturach. Uczestnicy festiwalu mieli okazję usłyszeć kilka tradycyjnych toastów – muszą być długie, pomysłowe, z morałem. Trunki wychyla się z kielichów lub rogów i ten sposób właśnie zaprezentował tamada. Toastom towarzyszyła ogólna degustacja wina. – Gruzja jest kolebką wina, twierdzą znawcy. Kraj położony jest w regionie, w którym wszystko – mikroklimat, gleba, wilgotność powietrza, sprzyja produkcji najlepszych gatunków wina. W ten sposób przez tysiąclecia, wyrób wina był głównym źródłem dochodowym dla Gruzinów.

Gospodarze Festiwalu zachęcali, by do wina spróbować smaku tradycyjnych potraw gruzińskich. Sztuka kulinarna zajmuje ważne miejsce w tradycji i tożsamości mieszkańców Gruzji. Supry, to przecież nie wyłącznie picie wina, ale także degustacja przygotowanych, domowych posiłków. Gruzińska kuchnia charakteryzuje się wielością aromatycznych przypraw, często bardzo ostrych, jak również bogactwem warzyw, owoców, gatunków mięsa czy serów. Wiele potraw przygotowuje się na bazie bakłażanów – badridżani, które podaje się duszone, pieczone lub nadziewane. Zupy rzadko goszczą na gruzińskich stołach, częściej spotykane są gęste mięsne gulasze z dodatkiem warzyw. I taką potrawę spróbować można było podczas degustacji potraw, na festiwalu w Katowicach.

Ostatnimi punktami programu I Festiwalu Gruzińskiego, były wydarzenia na wskroś kulturalne. Najpierw słuchacze zostali zabrani w dwugodzinną podróż muzyczną po zakaukaskich rejonach, której realizatorem był CzessBand, warszawski zespół akustyczny, grający głównie muzykę folkową z różnych stron świata, choć jak sami twierdzą – nie wyłącznie. Wykonują muzykę dobrą, czerpiąc inspirację z wielu gatunków muzycznych i różnych zakątków ziemi. Tym razem publiczność dzięki nim, mogła odnaleźć poczuć autentyczne zakaukaskie klimaty.

Na koniec bogatego w doznania, gruzińskiego wieczoru, odbyła się projekcja filmu „Cierpkie wino” w reżyserii Otara Losselianiego. Gruziński reżyser, wielokrotnie na cenzurze radzieckiej, w słodko – gorzkiej komedii stworzył ciepły obraz Gruzji lat 60-tych ubiegłego wieku. Fabuła sączy się powoli, jak gruzińskie wino, a widz zapadając w miękki fotel, zatapia się w osobliwej atmosferze Gruzji i panujących w niej relacjach. Mistrzowskie ujęcie obrazu w filmach Losselianiego, jest wyrazem nie tylko jego talentu, ale zdradza wielką tęsknotę reżysera za wolnością, którą bohaterowie manifestują w drobnych sprawach i gestach; za normalnością; apolitycznością; wreszcie za samą Gruzją, którą opuścił na początku lat 80-tych. Spontaniczność i anegdotyczny styl opowieści zachwycają także w „Cierpkim winie”. Projekcja filmu była więc, jak wisienka na torcie, efektownym ukoronowaniem Gruzińskiego Festiwalu.