Sandomierskie „Czarne chmury”

ks. Tomasz Lis

publikacja 29.10.2010 07:02

Zamek w Baranowie Sandomierskim, rytwiańska pustelnia to miejsca, które zachwyciły realizatorów „Czarnych chmur”. Po latach Leonard Pietraszak wspomina urocze zakątki i zabytki Sandomierszczyzny.

Sandomierskie „Czarne chmury” ks. Tomasz Lis/gn Leonard Pietraszak przed rytwiańską Pustelnią Złotego Lasu

Kogóż z nas nie zachwyca­ły żołnierskie dzieje bo­haterskiego pułkownika Krzysztofa Dowgirda i jego wachmistrza Kacpra Pilcha w serialu „Czarne chmury”? Mało kto wie, że wiele scen z tego tak popularnego serialu nagrano na ziemi sandomierskiej.

– Trzeba pamiętać, że wybór miejsc do po­szczególnych scen zawdzięczamy wspaniałemu malarzowi i sceno­grafowi Bolesławowi Kamykowskiemu. On znał polskie zabytki jak nikt inny i wiedział, że jeśli będzie można wykorzystać zamek w Baranowie i klasztor pokamedulski w Rytwianach, to będzie to dla filmu wielka sprawa – opowia­da Leonard Pietraszak, odtwórca roli pułkownika Dowgirda.

Rytwiańskie więzienie

38 lat temu ekipa filmowców zajechała na zdjęcia do rytwiańskiej parafii, by tam zrealizować wiele scen, szczególnie te, które miały się dziać w klasztornym klimacie. – Było to niezwykłe wydarzenie, ożywiło całą wioskę – wspomina jedna z mieszkanek Kłody. Wiele osób zagrało w nie­których scenach jako statyści. Nawet ks. Łęcki, nasz proboszcz, zagrał jednego z zakonników – dodaje. Odwiedzając Rytwia­ny podczas tegorocznej „Leśnej apteki”, pan Pietraszak nie krył rozrzewnienia i zdumienia, bo tak wiele zmieniło się tu od czasu filmowej przygody. – Wtedy klasztorbył w ruinie, scenografowie mieli wiele pracy, by przystosować go do zdjęć. Wykorzystywaliśmy także niektóre pomieszczenia w koście­le, dzięki wielkiej uprzejmości ks. proboszcza, który wielokrotnie gościł nas na plebanii – wspomi­na serialowy pułkownik Dowgird.

Przybywając po prawie czterech dekadach do Pustelni Złotego Lasu, pan Pietraszak ofiarował do kro­niki fotografię, która upamiętniła postacie „Czarnych chmur” na tle pokamedulskiego kościoła. – Sto­imy tutaj wraz z niezapomnianym księdzem kanonikiem Łęckim, który jakoś tolerował naszą obec­ność przez cały czas kręcenia scen w klasztorze – wskazuje z sentymentem postacie na fotografii pan Leonard.

– Pamiętam, jak na koniec zdjęć słynny więzienny po­wóz elektora brandenburskiego, którym zostałem przywieziony do klasztoru, został „aresztowany” przez ks. Łęckiego, na szczęście wszystko dobrze się skończyło – z uśmiechem wspomina aktor. Mało kto wie, że sale pokamedulskiej biblioteki posłużyły filmowcom jako klasztorny refektarz, gdzie kapitan Khnote ucztował ze swymi rajtarami, kosztując za­konne wino.

– Dziś, zwiedzając temiejsca, nie mogę pojąć, jak ekipa filmowa wtaszczyła cały sprzęt po tak wąskich schodach – dodaje. W odnowionych budynkach rytwiańskiego klasztoru pozostało wiele pamiątek po filmowcach. – Cela, gdzie więziono pułkownika, dziś jest pomieszczeniem biuro­wym, ale krata w oknie nadal jest krzywa jak przed laty – pokazuje szczegóły ks. Kowalewski, dyrek­tor Pustelni. – W archiwum po­zostało wiele rekwizytów, które przetrwały cztery dziesięciolecia. Szczególnie stara, wyszczerbiona kosa, która posłużyła do uwolnie­nia się pułkownika z elektorskich więzów – dodaje dyrektor.

Hetmański Baranów

Zamek Leszczyńskich w Bara­nowie Sandomierskim, nazywa­ny „małym Wawelem”, posłużył filmowcom do kręcenia scen roz­grywających się na krużgankach siedziby hetmana Jana Sobieskie­go. – Jest to cudowne miejsce bliź­niaczo podobne do krakowskiej budowli. Pamiętam przezabawną sytuację, która wydarzyła się pod­czas kręcenia zdjęć na tych kruż­gankach. Jest to scena z czołówki filmu.

Anna Ostrowska, grana przez przesympatyczną Elżunię Starostecką, biegnie po krużgan­kach, by powitać ukochanego pułkownika. Otóż z Elżunią na planie był jej maleńki synek, który biegał za nią, wołając: „mamuniu, moja mamuniu”, lecz gdy zobaczył mamę w objęciach pułkownika, za­wołał zdziwiony: „ale ty nie jesteś mój tatuś”, to rozbawiło całą ekipę – z uśmiechem wspomina pan Pie­traszak. Baranowski zamek gościł ekipę zdjęciową kilka tygodni. Sce­ny kręcono w zamkowych salach oraz na krużgankach i dziedzińcu. – W Baranowie po zakończeniu zdjęć byłem kilkakrotnie i zawsze napawa mnie on zachwytem – do­daje aktor.

Film kilku pokoleń

„Czarne chmury” to jeden z pierwszych polskich seriali podejmujący historyczną tema­tykę. Zrealizowany z wielkim rozmachem, osiągnął niebywały sukces. Serial wielokrotnie emi­towała TVP, a jeszcze większym powodzeniem cieszy się nadal wśród amerykańskiej Polonii. – Krytyka przyjęła nas różnie. Pisano, że niby to tylko film z ga­tunku płaszcza i szpady, że nic nie ma do przekazania. Jednak oprócz przygód pułkownika Dowgirda i jego wachmistrza przedstawia on cały szereg ważnych tematów: wal­kę o polskie ziemie, patriotyzm, bohaterstwo, miłość. Myślę, że z biegiem lat nabierał on szlachet­nej patyny – opowiada Leonard Pietraszak.

Można śmiało powie­dzieć, że jest to klasyk swojego ga­tunku. Niewiele tego typu filmów powstało w polskiej kinematografii. Nowe pokolenia, mimo dużej konkurencji innych seriali, z zacie­kawieniem śledzą losy bohaterów filmu pojawiającego się prawie co­rocznie na szklanym ekranie.

– Ostatnio rozbawiła mnie sytuacja, która zdarzyła się przypadkowo na ulicy – wspomina pan Pietra­szak. – Gdy pewien mężczyzna podchodzi do mnie i pyta: nie poznaje mnie pan? Razem grali­śmy w „Czarnych chmurach”. Ja nie bardzo kojarzyłem, kogo mógł grać. A on dodaje: grałem małego chłopca, który pilnował jednej bra­my i jak pan konno nadjeżdżał, to krzyczał do mnie: Otwieraj, głup­cze, pułkownika nie rozpoznajesz? – z uśmiechem opowiada aktor.

Siedząc w zaciszu rytwiańskiej pustelni, aktor wspomina ludzi tworzących film. Dzieło reżysera Andrzeja Konica, bazujące na sce­nariuszu Antoniego Guzińskiego i Ryszarda Pietruskiego, tworzone pod okiem najlepszych fachowców polskiej kinematografii, zyskało od początku uznanie publiczno­ści. Spośród wielu aktorów, którzy podbili serca widzów, dziś wielu już nie żyje, jak choćby Ryszard Pietruski – grający niezapomnia­nego wachmistrza Kacpra Pilcha, Mariusz Dmochowski – wcielający się w rolę hetmana Sobieskiego, Stanisław Niwiński jako rotmistrz Zaremba czy Janusz Zakrzeński, który zginął w katastrofie pod Smoleńskiem, występujący w serialu jako przebiegły i bezwzględ­ny namiestnik Erick von Hollstein.

Wspominając chwile związane z filmem, pan Pietraszak nawią­zuje do momentu angażu do ekipy filmowej. – Dziś robi się casting, dawniej nazywano to zdjęciami próbnymi. Ja byłem aktorem te­atru, do tych zdjęć namówili mnie koledzy. I po paru próbach reżyser oraz Rysio Pietruski, współtwór­ca scenariusza, wybrali mnie, za co jestem im wdzięczny do dziś – mówi pan Leonard.

W marszu na Wiedeń

Serial kończy się sceną, w której pułkownik i Kacper wyruszają bro­nić Rzeczypospolitej przed nawałą turecką. – Gdzieś mi coś świta, że po realizacji „Bitwy Warszawskiej 1920” Jerzy Hofman nosi się z myślą nakręcenia bitwy pod Wiedniem. Byłby to wspaniały temat, kontynu­acja „Czarnych chmur”. Pułkownik Dowgird z wachmistrzem Kacprem w bitwie pod Wiedniem, z klasz­torem pokamedulskim w Kahlen­bergu w tle – snuje pan Leonard Pietraszak.