Odliczanie nr 1500

ks. Szymon Kiera

publikacja 28.10.2010 06:55

Jest sobotni wieczór 24 kwietnia 1982 roku. Na falach Trójki nieśmiało pojawia się głos Marka Niedźwieckiego. Nikt jeszcze nie przeczuwa, że właśnie rodzi się jedna z najpopularniejszych polskich audycji. 29 października wystartuje 1500 notowanie kultowej Listy Przebojów Programu Trzeciego.

Odliczanie nr 1500 Agencja Gazeta/Maciej Zienkiewicz/gn Dzień dobry wieczór Państwu – rozpoczyna listę Marek Niedźwiecki

Jacek Marcinkowski spod Koszalina wyciąga z szuflady biurka stosik zeszytów. Na pożółkłych kartkach widnieją równe słupki cyferek i kolumny z tytułami utworów. Podobnie jest w starych kajetach księdza Zbyszka Tomasika z Warmii. Równiutko rozrysowane tabele, krótka statystyka i... cała masa śmiesznych błędów. – O, popatrz tutaj – wskazuje młody duszpasterz – zamiast Queen zanotowałem „Kłyyn”, a kilka stron dalej widnieje tajemnicze „Lov Są” De Kjur. To taka moja ówczesna transkrypcja „Love Song” grupy The Cure...

Zaraźliwa pasja
Pojawienie się w eterze zestawienia piosenek wybieranych głosami słuchaczy było pomysłem Andrzeja Turskiego, ówczesnego redaktora naczelnego Trójki. Program Trzeci wracał właśnie na antenę w trudnych czasach stanu wojennego, a świeża formuła audycji miała przyciągnąć nowych słuchaczy. Szybko okazało się, że pomysł był strzałem w dziesiątkę, a prowadzący program Marek Niedźwiecki w krótkim czasie swą pasją zdołał zarazić setki dzisiejszych trzydziesto- i czterdziestolatków. Wielu z nich wciąż jeszcze posiada zapiski notowań z tamtych czasów i ze wzruszeniem wspomina czar Listy z lat osiemdziesiątych.

Sobotnie, a później piątkowe wieczory zamieniały się w polskich domach w istne celebracje. Szczęśliwi posiadacze radiomagnetofonów Kasprzak czy Grundig z wypiekami na twarzach czekali, aż ich ulubiona piosenka pojawi się w zestawieniu, by móc ją nagrać na pamiętnych kasetach „Stilon Gorzów”. Często słuchanie Listy wymagało nie lada poświęceń. – Mój starszy brat manewrował skalą, a ja wykonywałam akrobacje z drutem pełniącym funkcję anteny – wspomina z rozrzewnieniem dawne czasy wokalistka Basia Stępniak-Wilk. – To był rytuał, którego nie można było zaniedbać – dodaje jej koleżanka po fachu Małgorzata Ostrowska. Kiedy wraz z Lombardem wyjeżdżała w trasy koncertowe, kolejne notowania nagrywał dla niej narzeczony. – Prawda, że wart był szalonej miłości? – śmieje się po latach autorka „Szklanej pogody”.

Teatr wyobraźni
Na niebywałą popularność Listy złożyło się wiele czynników. Prezentowana w audycji muzyka z Zachodu niosła w latach osiemdziesiątych powiew wolności, była dla wielu odskocznią od siermiężnej rzeczywistości PRL-u. Utrudniony dostęp do płyt doskonale rekompensowały kolejne kasety z nagraniami LP3. Czy ktoś pamięta jeszcze, jaką furorę robiły na szkolnych dyskotekach składanki własnej produkcji? Zdobyte dzięki Liście piosenki Neny, Limahla i Classix Nouveaux podrywały wszystkich do tańca. Audycja cieszyła się powodzeniem także ze względu na obecność mnóstwa polskich wykonawców. Umieszczenie na Liście piosenki było dla wielu zespołów wyróżnieniem i najlepszym sposobem promocji. Fani Republiki, Perfectu i Lady Pank zasypywali redakcję głosami na ulubieńców, a sami artyści z niepokojem śledzili losy swoich utworów w kolejnych notowaniach.

Poza muzyką Lista przyciągała słuchaczy niezwykłą charyzmą Marka Niedźwieckiego. Najważniejsze bywało często to, co dzieje się pomiędzy piosenkami. Radiowy Niedźwiedź z pasją tworzył prawdziwy „teatr wyobraźni”: spadał z krzesła, głośno chrupał jabłka, wcinał „torcik koczeladowy”, wbiegał zdyszany do studia, zawadiacko przekręcał tytuły utworów, a słuchacze... prosili o więcej! – Zastanawiam się, czy teraz większej wartości nie stanowiłyby kasety będące zbiorem wejść na antenę Marka Niedźwieckiego? Jego sposób prowadzenia audycji i wyjątkowe poczucie humoru są jednym z największych atutów programu – przyznaje Jakub Jarosz, który jako pierwszy w historii słuchacz współprowadził Listę z jej założycielem. Dziś już na stałe współpracuje z prowadzącymi kultową audycję Markiem Niedźwieckim i Piotrem Baronem.

Cenzura i statystyki
„Stan wojenny nie nastrajał optymistycznie. Może właśnie dlatego uciekaliśmy w muzykę, by nie myśleć o prozie życia?” – notuje w swoim dzienniku Niedźwiecki. Szara rzeczywistość dawała się jednak od czasu do czasu we znaki, a czujne oko (i ucho) cenzury nie ominęło nawet Listy. Gdy w 1984 roku Maanam odmówił występu na koncercie dla „czerwonych towarzyszy”, do Tróki przyszedł prikaz natychmiastowego zdjęcia zespołu z anteny. Przed redaktorem muzycznym stanął nie lada problem: w zestawie hulały akurat aż trzy piosenki grupy. Jak je „odgórnie” usunąć, skoro słuchacze wciąż przysyłają głosy? Z impasu wybawił Niedźwieckiego wymyślony naprędce fortel: w miejsce utworów na Liście pojawiał się przygotowany specjalnie jingiel! Dziesięć razy głucho dudniły werbelki z „To tylko tango”, a słuchacze, domyślając się, o co chodzi, nadal głosowali na Maanam.

Niepostrzeżenie mijały lata, a Lista nie traciła popularności. Doskonale wyselekcjonowana muzyka i spontaniczny, pełen ciepła styl Niedźwieckiego skutecznie przyklejały słuchaczy do radioodbiorników. Zamiast oglądać „Miasteczko Twin Peaks”, fani Listy zamykali się w pokojach, by po raz kolejny usłyszeć znajomy głos mówiący: „Dzień dobry wieczór Państwu! Jest już 15 milionów po dziewiętnastej. Dziś mamy 4 nowości, 2 piosenki zajmują pozycje sprzed tygodnia, 13 idzie do góry a 11 w dół”. Te suche, wydawać by się mogło, statystyki są dla fanów źródłem prawdziwych emocji. – Coś przesunęło się o kilka miejsc wzwyż, coś spadło, coś jest już tyle tygodni w zestawie, coś debiutuje. Od początku fascynowały mnie te zestawienia liczbowe – przyznaje Jakub Jarosz – i stąd też wzięło się moje zainteresowanie Listą. Muzyka przyszła dopiero później...

A pamięta pan, panie Marku?
Początek lat dziewięćdziesiątych miał na chwilę zachwiać solidną pozycją audycji. Powstające w nowych warunkach komercyjne stacje radiowe próbowały konkurować z Listą Trójki własnymi zestawieniami przebojów. Odpływ słuchaczy nie był jednak drastyczny, a program Niedźwieckiego wciąż przyciągał nowych fanów. Jacek Marcinkowski wspomina te czasy wyjątkowo ciepło: – Pamiętam, że właśnie wtedy spędzałem piątkowe wieczory na wspólnym słuchaniu Listy z moją narzeczoną, a dziś już żoną, Agnieszką. To był czas, kiedy trzymaliśmy kciuki za „Kochać inaczej” De Mono, „Losing my Religion” R.E.M. oraz za nikomu wcześniej nieznaną Beverley Craven i jej „Promise Me”. Być może właśnie umiejętność lansowania przez Niedźwieckiego coraz to nowych, ciekawych artystów zapewniła audycji niegasnące zainteresowanie fanów. Wspomniana piosenka Beverley Craven, przypadkiem „wynaleziona” przez pana Marka w Holandii, tak spodobała się słuchaczom, że w zestawieniu spędziła... ponad 60 tygodni! Istotne znaczenie dla popularności Listy miało w końcu zaangażowanie samych fanów w tworzenie się programu. Formuła audycji jest wyjątkowo interaktywna: słuchacze telefonują, biorą udział w konkursach, odwiedzają studio, by zapowiedzieć piosenkę ulubionego artysty. A Lista niepostrzeżenie staje się ważną towarzyszką ich życia. Niekiedy ktoś z fanów zagadnie: – A pamięta pan, panie Marku, co było na pierwszym miejscu w 272. notowaniu Listy? Bo mnie właśnie wtedy urodził się syn!

Każdy głos na wagę złota
Pan Marek, rzecz jasna, nie pamięta, ale od czego technika! Wszystkie statystyki i zestawienia można bez problemu odnaleźć w specjalnym internetowym archiwum www.lp3.pl. Pomysł stworzenia takiej bazy danych zrodził się w głowie Jacka Kmiecika, który Listy słucha od samego początku. – Jeszcze na studiach dostaliśmy do wykonania projekt z elektronicznej techniki obliczeniowej. Jednym z tematów był ranking utworów, taka pseudolista przebojów – opowiada Jacek. Projekt zaliczyłem, ale inspiracja została... Po latach wróciłem do tego pomysłu i już w okolicach tysięcznego notowania obecne archiwum było gotowe. Ta prawdziwa kopalnia wiedzy o Liście Przebojów szybko została uzupełniona o internetowe forum, na którym fani regularnie komentują kolejne audycje. Dzięki prowadzonym zapisom wielu słuchaczy może zapoznać się z bieżącymi rankingami. Tak jest w przypadku Krzysztofa Konaszewskiego, który od czterech lat pracuje jako nauczyciel angielskiego w Chinach. – Kilka razy zdarzyło mi się słuchać Listy na żywo, ale jest to dość karkołomne przedsięwzięcie. Gdy w Polsce rozpoczyna się audycja, u mnie w Hangzhou jest już pierwsza w nocy. Zamiast czuwać aż do czwartej, mogę po prostu sprawdzić wyniki na forum – mówi Krzysztof i każdego tygodnia skrupulatnie typuje internetowo dziesięć swoich ulubionych utworów w zestawie. Jak mawia pan Marek, każdy głos jest na wagę złota! I chociaż dawne wysyłanie pocztówek do Trójki już dawno zostało wyparte przez system internetowy, to jednak emocje towarzyszące oczekiwaniu na wyniki notowania wciąż są takie same.

The Final Countdown
– Pamiętam, że kiedyś w seminarium koledzy tuż przed Listą schowali mi radio. Wiedzieli, że w piątki po 19.00 Zbyszkowi się nie przeszkadza. Na szczęście miałem w zanadrzu plan B, czyli zapasowe radyjko na baterie, ukryte w szufladzie –opowiada z błyskiem w oku ksiądz Tomasik. W najbliższy piątek na pewno nie zabraknie go przy odbiorniku. W tym samym czasie Jacek i Agnieszka Marcinkowscy będą trzymać kciuki za swych faworytów, Jacek Kmiecik zasiądzie przy Forum LP3, a Jakub Jarosz w studiu Trójki będzie odbierać telefony słuchaczy. Kto wie, może nawet w dalekich Chinach Krzysztof Konaszewski wytrwa do czwartej nad ranem? Kolejne notowanie Listy, współprowadzone przez Marka Niedźwieckiego i Piotra Barona, przejdzie wszak do historii. Odliczanie numer 1500 rozpocznie się lada moment!

Korzystałem z książki „Lista Przebojów Trójki. Notowania 1301–1330” autorstwa Jakuba Jarosza i Jacka Marcinkowskiego.