Szporobliwość

Marek Szołtysek

publikacja 24.01.2011 07:13

Moja babcia nie przeliczała wartości pieniądza na dolary czy franki szwajcarskie w złocie, ale na żymły, czyli bułki.

Szporobliwość Marek Szołtysek/GN Dzisiejsze zachęcania do brania kredytów, pożyczek, chwilówek, debetów, odroczonych płatności... wydają się wprost kpić z tradycyjnej śląskiej szporobliwości

Przykładowo kiedy zgubiła dwa złote, mó­wiła: „Ponboczku, jako strata! Byłyby za to sztyry żymły!”. Gdy zaś ja kupiłem na odpuście plastikową zabawkę za pięć złotych, przestrzegała: „Na co to takie gupoty kupujesz? Wiysz aby, wiela by za to by­ło żymeł? Byś sie lepij nauczył szporować”. Tak oto od dzie­ciństwa poznawałem to ma­giczne śląskie słowo szporowanie, czyli oszczędzanie.

Kiedy moja ciotka budo­wała w 1930 roku dom, brakującą sumę pienię­dzy pożyczyła tylko od najbliż­szej rodziny, od swojej ma­my i sióstr. Oczywiście pienią­dze później były oddane co do grosza, ale bez odsetek. No bo w rodzinie pożyczało się po chrześcijańsku. Takie poży­czanie komuś było formą szporowania na nieoprocentowany kredyt w przyszłości. No bo gdy my komuś pożyczymy, to on potem pożyczy nam. Ale obowiązku oddawania długu nie przeciągano też w nieskoń­czoność, bo pożyczało się ma­łe sumy, których spłacenie by­ło możliwe w kilka miesięcy, a zadłużanie się na wielkie su­my było na Śląsku zupełnie nieznane.

Natomiast gdy mój pradziadek w 1910 roku bu­dował dom, to większość prac wykonywał sam, po robocie. Pomagały mu jeszcze braciki, szwagry i sąsiady. Za to nie brało się pieniędzy, a tylko da­wało się pojeść i jakieś piwko po robocie. Z tej pomocy roz­liczano się w innym terminie, pomagając z kolei pomagierowi przy stawianiu chlewika czy płotu. A zatem pomaganie ro­dzinie i sąsiadom było formą szporowania roboty.

Szporobliwość, czyli sztu­ka oszczędzania, to ele­ment bardzo zacnej filo­zofii życia. Nie polega ona na zbieraniu resztek tych pienię­dzy, których nie udało się wy­dać. Szporowanie to odmawia­nie sobie wszystkiego, co nie jest absolutnie konieczne do życia. Kiedyś chodzono w sta­rych ubraniach po krewnych, posiadano tylko jedną parę butów, w ogro­dach uprawiano warzywa i owoce, a na beszongu, czyli na nasypie ko­lejowym, pasiono ko­zę. Również hodowano króliki i kury, a nawet wieprzka. To zmniejsza­ło wydatki na jedzenie. A dzisiaj? Można prze­cież odmówić sobie te­lewizji satelitarnej, aluminiowych felg do auta czy rozrzutnych imprez koleżeńskich.

Pewien Ślązok powiedział mi kiedyś, że jak nie szorujesz, to marnujesz swo­je życie. A marnowanie życia danego przez Ponboczka - to grzych! No bo jak zmarnujesz sto złotych, to jakbyś zmar­nował kawałek swojego życia, który był ci potrzebny do zaro­bienia tej sumy pieniędzy? Mioł recht! Rozumieją to oszczęd­ni Holendrzy, Niemcy, Szwajcarzy i… mądre Ślązoki! Ale ze szporobliwością trzeba uważać, bo może być niebezpieczna. Dlaczego? Bo szporobliwi nawet przy niskich dochodach dorabiają się z czasem domu czy auta, a wtedy ci, co nie poradzą szporować, zowiszczą im, czyli zazdroszczą. Bestoż Ślązok w życiu niy mo leko!