Kultura to nie luksus

Kazimierz M. Ujazdowski, były minister kultury

publikacja 20.11.2010 06:41

W Polsce kultura wciąż traktowana jest przez rządowych strategów jak obciążenie. Tymczasem oszczędzanie na kulturze to polityka bardzo krótkowzroczna.

Spektakl w chorzowskim Teatrze Rozrywki Henryk Przondziono/Agencja GN Spektakl w chorzowskim Teatrze Rozrywki
W Polsce kultura wciąż traktowana jest przez rządowych strategów jak obciążenie, a wydatki na nią jak luksus

Kazimierz M. Ujazdowski jest posłem na Sejm RP, członkiem PiS, był ministrem kultury i dziedzictwa narodowego w rządach Jerzego Buzka i Jarosława Kaczyńskiego.

Minister kultury Bogdan Zdrojewski budzi szacunek ze względu na styl sprawowania urzędu i unikanie konfrontacji. Chciałbym go chwalić nie tylko za styl, ale także za program i czyny. Niestety, nie mogę tego uczynić, bo w tej sferze mamy do czynienia z brakiem aktywnego mecenatu oraz ze zmarginalizowaniem sfery zabytków, dziedzictwa kulturowego i polityki historycznej.

Bierność zamaskowana
Ponad rok temu w Krakowie odbył się organizowany z wielką pompą Kongres Kultury Polskiej. Pomimo iż zgromadził liczne znakomitości, a stanowiska wyrażone w debatach kongresowych miały twórczy charakter, dziś trudno wskazać, który z postulatów tego zgromadzenia jest rzeczywiście realizowany. Niestety, żaden z głównych ośrodków władzy nie jest poważnie zainteresowany sferą kultury i dziedzictwa narodowego.

Bronisław Komorowski podczas swojej kampanii wyborczej publicznie opowiedział się za wzrostem wydatków państwa na kulturę do poziomu 1 procenta budżetu i podpisał nawet w tej kwestii pisemną deklarację. Po wyborach nie poszły za tym jednak żadne konkretne czyny. Z kolei Donald Tusk przekonany jest, że poparcie „świata kultury” (tego znanego z ekranów telewizji) ma i tak zapewnione, więc nie zachodzi potrzeba udzielania mu dodatkowych koncesji. Zresztą obszar ten nie jest chyba przedmiotem większego zainteresowania premiera, który nad kulturę arty-styczną przedkłada najwyraźniej kulturę fizyczną.

Problemy postawione przez uczestników kongresu: apel o aktywny mecenat, pomysł nowej formuły instytucji kulturalnych, unowocześnienie dyplomacji kulturalnej nie spotkały się z realną odpowiedzią rządu Donald Tuska i ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. Taka polityka uników, chociaż charakterystyczna dla rządzącej ekipy, jest jałowa i anachroniczna. Poza konwencjonalnymi stwierdzeniami, że rola państwa w kulturze w epoce globalizacji i powszechnego dostępu do mediów elektronicznych wymaga nowego zdefiniowania obowiązków władzy publicznej w tym obszarze, nic nie zostało zrobione. Jest to w swej istocie polityka bierna, maskowana jedynie nowoczesną frazeologią i retoryką.

Tymczasem przykłady wielu państw Europy Zachodniej pokazują, że bierny mecenat państwa w kulturze jest anachronizmem. Pomimo kryzysu finansowego obejmującego cały Stary Kontynent edukacja, kultura i nauka traktowane są jako sfery wywierające decydujący wpływ na budowanie kapitału społecznego, w dłuższej perspektywie (mierzonej pokoleniami, a nie kadencjami) niezmiernie istotnego dla tworzenia podstaw dobrobytu ekonomicznego. Dlatego też obszary te są wyłączane z mechanicznych oszczędności wynikających z problemów budżetowych, powstają nowoczesne instytucje, a prawo – także podatkowe – kształtowane jest w sposób, który kieruje przepływ pieniędzy (nie tylko publicznych) w stronę tych dziedzin.

Zabytki zagrożone
W Polsce kultura wciąż traktowana jest przez rządowych strategów jak obciążenie, a wydatki na nią jak luksus. Dlatego krakowski postulat 1 proc. wydatków budżetu na kulturę może zostać poparty w czasie kampanii prezydenckiej, nie jest natomiast realizowany w praktyce. Zdaniem rządu, ludzie zainteresowani kulturą powinni być zadowoleni, że finansowanie tej sfery nie spada. Jeśli jednak przyjrzeć się wewnętrznej strukturze budżetu, okazuje się, że pewne obszary należące do sfery kultury i dziedzictwa narodowego zostały dotknięte nie brakiem realnego wzrostu, lecz znaczącą redukcją wydatków. Nakłady budżetu państwa na ochronę zabytków za rządów obecnej koalicji dramatycznie spadają. W 2007 roku, kiedy pełniłem funkcję ministra kultury i dziedzictwa narodowego, dotacje na zadania z zakresu konserwacji zabytków wyniosły ponad 115 milionów złotych. Był to efekt konsekwentnej polityki na rzecz wyprowadzenia tej sfery z zapaści, do jakiej doprowadziły ją rządy SLD. Początek obecnej kadencji nie zapowiadał jeszcze dramatu.

Było to w dużej mierze zasługą zmarłego tragicznie w katastrofie smoleńskiej śp. Tomasza Merty, w ocenie środowisk związanych z ochroną zabytków najlepszego generalnego konserwatora po 1989 roku, powołanego przeze mnie w 2005 roku i kontynuującego swą misję w nowym rządzie. Jednak już przeprowadzona przez koalicję rządową w 2009 roku nowelizacja budżetu przyniosła niezrozumiałą redukcję wydatków w obszarze ochrony zabytków. Rok 2010 i projekt budżetu na rok 2011 przyniosły dalszy regres. Zgodnie z propozycją rządu Donalda Tuska w przyszłym roku inwestycje związane z konserwacją zabytków będą dofinansowane kwotą jedynie 35 milionów złotych, a zatem trzykrotnie mniejszą niż w roku 2007. Wszystko to przy stałym, choć niewielkim, wzroście ogółu nakładów budżetowych na sferę kultury. Kryzys dochodów państwa i konieczność cięć wydatków nie mogą zatem w tym przypadku być usprawiedliwieniem. To efekt świadomych, choć wstydliwie skrywanych decyzji.
Kolejnym poważnym błędem obecnej ekipy jest zaniechanie wprowadzenia w życie przygotowanej w czasie mojego urzędowania reformy systemu konserwacji zabytków. Oczekiwane przez całe środowisko konserwatorów zmiany polegać miały między innymi na wydzieleniu służb konserwatorskich z nadzorowanej przez wojewodów administracji zespolonej i stworzeniu jednolitych w skali kraju standardów ochrony zabytków. Zamiast tego pozostawiono stary, niefunkcjonalny model, z którego najbardziej niezadowoleni są zwykle słabo opłacani pracownicy urzędów wojewódzkich.

Błędy i zaniechania
Po trzech latach kadencji jasne jest, że do jej zakończenia nie zostanie udostępnione publiczności żadne nowe muzeum historyczne. Projekt Europejskiego Centrum Solidarności boryka się z poważnymi problemami, Muzeum Historii Polski nie otrzymało środków europejskich (za przeznaczenie których odpowiedzialny jest polski minister kultury), Bogdan Zdrojewski odebrał fundusze na budowę Muzeum Ziem Zachodnich we Wrocławiu, zaś projekt Muzeum II Wojny Światowej jest jeszcze w zbyt wczesnej fazie zaawansowania. Przyczyny wstrzymania bądź opóźnienia w realizacji tych inwestycji są różne, nie zawsze zależne od decyzji ministra. Ale efekt jest niestety jednoznaczny – mijają kolejne lata, do Polski przyjeżdża coraz więcej zagranicznych gości, a jedyną dobrze działającą instytucją tego typu pozostaje stworzone przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego (jako prezydenta stolicy) Muzeum Powstania Warszawskiego. Inne placówki funkcjonują głównie jako biura ds. inwestycji, a nawet w tak niesprzyjających warunkach są w stanie przygotowywać wartościowe projekty – jak zorganizowana przez Ośrodek „Pamięć i Przyszłość” wysoko oceniana wystawa „Solidarny Wrocław”, udowadniająca sens i potrzebę stworzenia Muzeum Ziem Zachodnich.

To niestety nie koniec listy błędów i zaniechań. Pula środków na cieszący się bardzo dużym zainteresowaniem, kierowany do organizacji pozarządowych program wspierania inicjatyw z zakresu edukacji historycznej „Patriotyzm Jutra” została zredukowana pięciokrotnie do niespełna miliona złotych rocznie. Od lat słyszymy o stworzeniu nowego systemu polskiej dyplomacji kulturalnej, zapowiadany projekt ustawy o Instytucie „Kultura Polska”, mającym zastąpić Instytut Adama Mickiewicza, do tej pory nie ujrzał światła dziennego. Podobnie jest z projektem dotyczącym Narodowego Instytutu Audiowizualnego – według szumnie ogłaszanych założeń, nowej, silnej instytucji odpowiedzialnej za gromadzenie, digitalizację i upowszechnianie dzieł kultury polskiej utrwalonej w postaci dźwiękowej i wideo. Nie ma reakcji na postulat środowiska bibliotekarskiego, aby wpływy budżetowe wynikające z objęcia podatkiem VAT sprzedaży książek przeznaczyć na zakup nowości dla bibliotek, szczególnie w mniejszych miejscowościach.