Z walcem przez pokolenia

Szymon Babuchowski

publikacja 14.01.2011 07:04

W XIX wieku muzyka Straussów była uważana za rozrywkową. Dzisiaj to już klasyka.

Z walcem przez pokolenia Eric The Fish (2010) / CC 2.0 Pomnik Johanna Straussa w wiedeńskim parku

Żeby dostać się na koncert noworoczny w wiedeńskiej filharmonii, trzeba zarezerwować bilety przynajmniej rok naprzód. Tak wielu jest chętnych, by słuchać muzyki, która wyszła spod pióra rodziny Straussów. Skąd dziś takie zainteresowanie klasycznymi utworami?

Z knajpy na salony
Co roku dźwięki „Marsza Radetzky’ego” i walca „Nad pięknym modrym Dunajem”, rozbrzmiewają podczas tych koncertów obowiązkowo. Ich autorami są ojciec i syn. Obaj nazywali się tak samo: Johann Strauss. Ale choć jabłko spadło niedaleko od jabłoni, sława syna szybko przyćmiła popularność ojca.

Janowi juniorowi nie dorównali też muzykujący bracia Józef i Edward ani przedstawiciele kolejnych pokoleń Straussów: Jan III i Edward II, choć wszyscy odnosili sukcesy jako kompozytorzy lub dyrygenci.

Najstarszy z Janów Straussów pierwsze lekcje muzyki odebrał w… ojcowskiej knajpie. To tutaj w dzieciństwie przysłuchiwał się grze na skrzypcach. Po śmierci matki, powtórnym małżeństwie, a potem samobójstwie ojca młody Janek trafił na praktykę do introligatorni.

Jednak jego mistrz prędko zdał sobie sprawę, że chłopak nie nadaje się do tej pracy. Johann Strauss miał już wtedy tylko jedną pasję: muzykę. Na szczęście wkrótce trafił na osobę, która wprowadziła go w tajniki świata dźwięków. Był to Poliszański, polski skrzypek z Tarnowa. To dzięki niemu już jako czternastolatek Johann mógł rozpocząć grę w znanej orkiestrze Pamera. W 1819 roku opuścił ją, by przyłączyć się do zespołu Josefa Lannera, w którym muzykował przez kilka lat. W końcu, po kłótni i bijatyce z Lannerem, założył własny zespół. Granie po knajpach wkrótce zamieniło się w koncerty w najsłynniejszych lokalach Wiednia. Działo się tak głównie dzięki kompozycjom Straussa, które zyskały sławę w całej Europie. Były wśród nich przede wszystkim walce, ale także polki, galopady, kadryle, kotyliony czy marsze. W latach 30. XIX wieku Johann Strauss I stworzył prawdziwe imperium muzyczne. Pod szyldem Orkiestry Straussowskiej występował nie jeden, a liczne zespoły.

Taneczna symfonia
Co ciekawe, kompozytor nie chciał, by synowie poszli w jego ślady. Żona Anna w tajemnicy przed nim posyłała najstarszego syna na lekcje fortepianu, skrzypiec, kompozycji i harmonii. Warto było. Debiut Johanna Straussa syna okazał się wielkim sukcesem. Po koncercie w kasynie Dommayera w Hietzingu, podczas którego młody muzyk dyrygował własną orkiestrą taneczną, wiedeńska prasa witała wschodzącą gwiazdę walca. Po śmierci ojca Johann Strauss młodszy połączył dwa zespoły, tworząc orkiestrę, która nie miała sobie równych w całej Europie. Sam zaś kompozytor w tworzeniu walców osiągnął niespotykany dotąd poziom. Proste, przeznaczone do tańca utwory zmieniały się pod jego piórem w symfoniczne arcydzieła. Jak pisze Józef Reiss, była w nich pogodna atmosfera mieszczaństwa wiedeńskiego z okresu Cesarstwa, poezja życia artysty i uroda naddunajskiej przyrody. Oprócz walców, polek czy marszów Johann Strauss syn tworzył też utwory sceniczne, zwłaszcza operetki. Takie dzieła jak „Zemsta nietoperza” czy „Baron cygański” do dziś grane są na wielu światowych scenach.

Młody Strauss nie mógł podołać wszystkim propozycjom, które spadły na niego po osiągnięciu popularności, dlatego postanowił wciągnąć do muzycznego interesu swoich braci. Józef, który nie miał wykształcenia muzycznego ani nawet specjalnej ochoty, by stać się kompozytorem, wkrótce został „geniuszem wbrew woli”. O kunszcie jego kompozycji świadczyć mogą słowa samego Johanna Straussa syna: „Z nas dwóch, Pepi [Józef] jest bardziej utalentowany, ja jestem tylko bardziej popularny”. Jest w tej muzyce coś, co przenosi nas do lepszego świata. W pozornie prostych kompozycjach udało się autorom zawrzeć wiele emocji.

Nazwisko zobowiązuje
Grający na harfie Eduard Strauss zyskał najmniejszą popularność spośród trzech braci, za to właśnie on przyczynił się do rozszerzenia tradycji rodzinnej na kolejne pokolenie. Był bowiem ojcem Jana Straussa III – kompozytora i dyrygenta. Eduard, podobnie jak wcześniej Jan ojciec, nie chciał, by jego syn związał swoje życie z muzyką. Tym razem Janowi pomógł wuj – Johann Strauss syn, który dobrze rozumiał problem młodego artysty. Po przeglądnięciu młodzieńczych kompozycji był już przekonany, że Jan III powinien pójść w jego ślady. Mimo to utwory Straussa wnuka nie zyskały zbyt pochlebnych recenzji. Za to jako dyrygent odniósł on duże sukcesy i dawał koncerty w całej Europie. O jego kunszcie świadczyć może fakt, że sam cesarz Franciszek Józef przez 5 lat zatrudniał go do dyrygowania podczas nadwornych bali.

Drugi z synów Eduarda – Josef Eduard – sam, co prawda, nie komponował, ale za to stał się ojcem ostatniego z muzykujących Straussów, Edwarda Straussa II. Ten z kolei był nauczycielem i korepetytorem w klasie opery Wiedeńskiego Konserwatorium. Jako dyrygent debiutował w 1949 roku, podczas uroczystości z okazji 100. rocznicy śmierci Jana Straussa ojca i 50. rocznicy śmierci Jana Straussa syna. Rok później ożenił się ze swoją studentką. Elizabeth Ponthes, urodzona i wykształcona w Polsce, była dobrze zapowiadającą się śpiewaczką, jednak dla męża i syna poświęciła własną karierę. Sam Edward II nie był zadowolony ze swoich kompozycji i postanowił je zniszczyć. „Nie jest łatwo nosić w Wiedniu nazwisko Straussa” – mawiał. Poszedł natomiast w ślady Jana Straussa III, stając się światowej sławy dyrygentem i popularyzując utwory swoich wielkich przodków.

Elegancka rozrywka
Ostatnim żyjącym potomkiem rodziny Straussów jest dr Edward Strauss – syn Elizabeth i Edwarda II. Mieszka w Wiedniu, mówi po polsku, a część rodziny ze strony jego matki nadal żyje w Krakowie. W Wieliczce działa natomiast Polskie Towarzystwo Straussowskie – jedyne w kraju, a 10. na świecie. Zrzesza 350 osób. Jego prezes, krakowski kompozytor i dyrygent Jerzy Sobeńko, tak wyjaśnia fenomen niegasnącego zainteresowania muzyką Straussów:

– To przede wszystkim kwestia pięknych melodii i elegancji obecnej w tej muzyce. Jest w niej coś, co przenosi nas do lepszego świata. Warto pamiętać, że były to utwory pisane do tańca. W XIX wieku muzyka ta była uważana za rozrywkową. Fakt, że to rozrywka pierwszej jakości, ale jej cel nie był szczególnie wyszukany: miała dawać ludziom relaks. Grano ją początkowo w ogródkach, restauracjach, na salach balowych. Okazała się jednak ponadczasowa. W pozornie prostych kompozycjach udało się autorom zawrzeć wiele emocji. W tym tkwi siła tej muzyki.