Śmierć w Konstantynopolu

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 04.05.2011 07:18

Otruli go czy zmarł na cholerę? Tego do dziś nie wiadomo. Jedno jest pewne – Adam Mickiewicz konał wśród przypadkowych osób, biedny jak święty turecki, zaangażowany w szaleńczy pomysł polityczny.

Grodno HENRYK PRZONDZIONO/Agencja GN Grodno
Popiersie A. Mickiewicza

Jeszcze dzień przed śmiercią zjadł na obiad niedużego pieczonego kurczaka. Nazajutrz, 26 listopada 1855, około godz. 21 prawdopodobnie już nie żył.

Polski, białoruski i litewski
Na co dzień zainteresowanie Mickiewiczem nie słabnie. Uczą się o nim w szkołach, śpiewają piosenki do jego tekstów, wystawiają dramaty, odwiedzają jego muzea i poświęcone mu wystawy. Do Muzeum Literatury na Rynku Starego Miasta w Warszawie na ekspozycję stałą zaglądają klasy uczniów szkół średnich. – To lepsze niż lekcje z romantyzmu – wyjaśniają. Zgromadzono tu wiele autentycznych pamiątek po autorze „Pana Tadeusza”. Rękopisy utworów, autografy na wydawnictwach, pióro gęsie, modlitewnik z roku 1855 (a więc roku śmierci), listy, w tym ten: „Nie czekać mnie z obiadem...”, wycieraczkę do piór żony Celiny...

Na Białorusi w Nowogródku, gdzie się urodził, przed Dom-Muzeum Adama Mickiewicza prawie codziennie podjeżdżają autokary z turystami. Tyle że sam dworek i wszystkie eksponaty to podróbki. Ten, odbudowany na miejscu domu Mickiewiczów w 1920 r., został zniszczony przez bombę hitlerowską w 1941 r. Oglądamy meble z dworu Wereszczaków w Tuhanowiczach, rękopisy, druciane okulary poety. Ale to wszystko rekonstrukcja. Za to Nowogródek jest ten sam, zaściankowy. I kościół farny, gdzie Adam został ochrzczony, a potem uzdrowiony. I wzgórze z ruinami zamku Mendoga, na które biegał z kolegami. Kościołem opiekują się siostry nazaretanki. Od wiosny do jesieni trzymają stale otwarte drzwi, wietrząc, bo ściany zjada grzyb. A pieniędzy na remont brak.

24-letnia Białorusinka s. Letycja przyznaje, że w szkole w Mińsku uczyli ją, iż Mickiewicz jest największym poetą białoruskim. – Dopiero tu się dowiedziałam, że on polski – mówi. Bo prawo własności do Mickiewicza oprócz Polaków roszczą sobie też niektórzy Białorusini i Litwini. To przecież w Wilnie zaczął studia na Oddziale Fizyko-Matematycznym Uniwersytetu. W Kownie pracował jako nauczyciel. W Zaułku Bernardyńskim w Muzeum Mickiewicza w Wilnie, domu, gdzie redagował „Grażynę”, odtworzono wnętrza, stylowe meble z epoki, wystawiono konterfekty jego ukochanych kobiet. To miejsce stale odwiedzane. Gorzej jest z legendarną „celą Konrada” przy klasztorze bazylianów. Dom należy do niebogatych grekokatolików, którzy odnajęli go firmie niemieckiej. W 1992 r. środowisko tutejszych Polaków, z Czesławem Miłoszem, reaktywowało w celi poetyckie „środy literackie”. Impreza umarła śmiercią naturalną.

Świadkowie sobie przeczą
Tomasz Łubieński, autor biografii Mickiewicza, zwraca uwagę, że poeta pojechał do Konstantynopola realizować swoje idee. Kilka lat wcześniej przestał pisać. Uznał, że poezja nie zmieni świata. Chciał powołać Legion Polski, który mieli tworzyć Żydzi. Jednostkę uformowaną do walki z Rosją w obronie Polski. Wielu uznało to za szaleństwo. Dla Mickiewicza ta misja była próbą powrotu do młodości. Jak uważa Kazimiera Szczuka, autor „Ballad i romansów” prowadził wtedy niezdrowy tryb życia, zachowywał się jak młodzik. Polował z konia na zające, zarzynał kury na rosół, jadł tłusto, pił dużo, spał na sienniku przykrytym tureckim dywanem. Ludwika Śniadecka wypomina mu w listach, że przebywa z nieodpowiedzialnymi mężczyznami, którzy się nim wcale nie opiekują. Ale on nie chciał być niańczony. Razem z przyjaciółmi zamieszkał w drewnianym domku na przedmieściach Konstantynopola. Zajmowali dwa pokoje na piętrze. I właśnie tam umarł powalony cholerą – co konsekwentnie w zapiskach powtarza jego syn Władysław.

Ale jest też druga wersja – otrucie. Pierwszą dyskusję na temat okoliczności jego śmierci podjęto dopiero w 1932 z inicjatywy Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Do tego czasu obawiano się, że wszelkie domniemania będą uznane za szarganie narodowej świętości. Tylko nagła śmierć mogła przeciąć nie przez wszystkich akceptowaną działalność polityczną poety. Tworzenie Legionu nie musiało się podobać żydowskim bankierom ani środowiskom skrajnie katolickim. – Szczegóły śmierci Mickiewicza są niejasne, zagadkowe, nawet sensacyjne. Relacje świadków przeczą sobie – podkreśla prof. Witkowska.

Ostatni dzień
– Aż trzynaście osób kontaktowało się z Mickiewiczem w dniu śmierci, a więc każda z nich mogła mieć okazję, by go otruć – przypuszcza Jarosław Marek Rymkiewicz. To on pokusił się o rekonstrukcję wydarzeń dnia zgonu, ułożoną z zapisków towarzyszących odejściu. Mickiewicz obudził się w nocy, kazał sobie podać herbatę i usnął. Kiedy około godz. 10 przyszedł do niego płk Bednarczyk, zobaczył świeżo startą podłogę, znak, że rano poeta „womitował”. Inni odwiedzający nie zanotowali, że podłoga było świeżo starta. Około południa, według towarzysza Mickiewicza, Służalskiego, poeta wypił kawę ze śmietanką i zjadł kawałek chleba. Potem się zdrzemnął. Około godz. 13 Bednarczyk ze strachem spostrzegł pierwsze objawy końca. Zastał Mickiewicza stojącego w drzwiach w samej tylko rozpiętej koszuli, obiema rękami trzymającego się futryny. Nie chciał iść ani do „wygódki”, ani wrócić do łóżka.

Po południu obejrzał go lekarz. Obłożył ciało plastrami z gorczycy, smarował. Ale, według świadków, już zaczęła się agonia – pojawiły się odruchy konwulsyjne, bełkot, jąkanie, zanikający oddech. Jeszcze gospodyni próbowała mu wlać przez zaciśnięte zęby spirytus z rumiankiem. O 19.00 przyszedł ze świętymi olejami ks. Ławrynowicz, ale trudno powiedzieć, czy konający był świadomy. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział do Bednarczyka, brzmiały jak przesłanie: „Powiedz tylko dzieciom, niech się kochają. Zawsze”. Następnego dnia ciało pokrajano, wypełniono trawą morską i zamknięto w trzech trumnach, ostatniej dębowej. Po kilku miesiącach przewieziono do Paryża i pochowano na cmentarzu polskim w Montmorency. W 1890 sprowadzono je na Wawel.

Pytanie
Cyprian Kamil Norwid stał się mimowolnym kronikarzem śmierci Mickiewicza. Był na Mszy pożegnalnej w kościele św. Magdaleny w Paryżu. Ubolewał, że rodacy nie przeżyli tego pogrzebu jako narodowego, ale jako parafialny – stali mało skupieni, w ścisku, zajęci kłanianiem się sobie, patrzeniem przez lornety. Doszło do skandalu: kpt. Jaźwiński pobił na schodach gen. Zamoyskiego z zachowawczego Hotelu Lambert, oskarżanego o dużą niechęć do Mickiewicza. A może i o pomysł jego otrucia? Nikt tego jednak głośno nie powiedział. Norwid napisał wtedy dwa wiersze sugerujące tę ewentualność. Jeden – „Coś ty Atenom zrobił Sokratesie?” – kończy się zapytaniem: „Coś ty Polakom zrobił Mickiewiczu?”. Sokrates został otruty cykutą. A Mickiewicz? Norwid kolejne linijki tekstu pozostawia wykropkowane.