Feliks z Bagna

Marek Szołtysek

publikacja 05.09.2011 07:30

Choć Feliks był zakonnikiem, to jednak pierwsza wojna światowa nie oszczędziła go i został powołany do niemieckiej armii.

Feliks z Bagna Archiwum Marka Szołtyska Brat Feliks w niemieckim szpitalu polowym w 1916 roku podczas leczenia wojennych ran

Ślązok Sylwester Feliks Sierny urodził się w 1887 roku na terenie parafii Matki Boskiej Bolesnej w Rybniku.

Pochodził z rodziny górniczej i był jednym z dwanaściorga rodzeństwa, dlatego już w wieku 16 lat poszedł do pracy na podrybnicką kopalnię „Szczęście Beaty”, a potem na „Rymer”. Ale na dole przepracował tylko 7 lat, gdyż podczas wyjazdu do Krakowa nawiązał kontakt z tamtejszymi zakonnikami salwatorianami i postanowił zostać bratem zakonnym.

Był jednak problem, gdyż Sylwester był poddanym cesarza Niemiec, a krakowscy salwatorianie byli pod władzą cesarza Austro-Węgier, ale ostatecznie otrzymał odpowiednie zezwolenia. Dzięki nim mógł wyjechać do nowicjatu w Austrii, gdzie w 1912 złożył śluby i przyjął imię zakonne - Feliks. Następnie pracował jako kucharz i ogrodnik w Wiedniu oraz w czeskim Karniowie.

Choć Feliks był zakonnikiem, to jednak pierwsza wojna światowa nie oszczędziła go i został powołany do niemieckiej armii. Walczył na froncie wschodnim w Rosji i na zachodnim we Francji. Tam też był kilkakrotnie chory i ranny, ale szczęśliwie wrócił do klasztoru w Czechach, skąd przyglądał się sytuacji w Polsce i na Śląsku.

Sympatyzował z powstańcami śląskimi, a na głosowanie plebiscytowe wrócił do rodzinnego Rybnika, by oddać głos „za Polską”. Zaś po przyłączeniu Śląska do odrodzonej po zaborach Polski postarał się w rybnickim starostwie o uznanie polskiego obywatelstwa, potem przeniesiono go do klasztoru salwatorianów w Trzebini.

Podczas drugiej wojny światowej władze zakonne skierowały brata Feliksa do klasztoru w Bagnie. Było to koło Obornik Śląskich, za Wrocławiem, na całkowicie zgermanizowanej wówczas części Śląska. Tam bowiem brakowało zakonników, bo wielu powoływano do hitlerowskiej armii.

Ponieważ zaś Feliks mówił płynnie po niemiecku, nie miał kłopotu z porozumieniem się z pozostałymi duchownymi. A tam właśnie, dla bagińskiego klasztoru, okazał się osobą opatrznościową, i to wcale nie tylko z powodu wyjątkowej pracowitości.

A chodzi o to, że w styczniu 1945 roku, kiedy pod koniec wojny wszyscy tamtejsi Niemcy z rozkazu władzy, ale też ze strachu przed Rosjanami, opuszczali tereny – brat Feliks Sierny jako jedyny pozostał w klasztorze. I do dzisiaj salwatorianie z Bagna mają pełną świadomość, że to właśnie brat Feliks – nie bez Ponboczkowyj pomocy – ocalił klasztor przed rosyjskim splądrowaniem i spaleniem.

Ale ten nasz praktyczny Ślązok nie wyszedł Rosjanom na spotkanie w zakonnym habicie i z krzyżem w rękach, bo wtedy byłby męczennikiem, a klasztor poszedłby z dymem. Feliks, znając rosyjską mentalność – bo przecież w pierwszej wojnie walczył na wschodzie – ubrał się w brudne robocze ubranie, w jakąś starą czapkę i odezwał się do nich po rosyjsku. Tak upilnował i ocalił budynki zakonne dla salwatorianów polskiej prowincji. Brat Feliks zmarł w opinii świętości w Bagnie w 1968 roku.