Napędzanie wiary

Marek Szołtysek

publikacja 06.06.2011 07:37

Kultura, jak nic na świecie, nie jest nam dane raz na zawsze. O kulturę trzeba dbać. Trzeba ją jakby podlewać, odkurzać, odświeżać…

Napędzanie wiary Marek Szołtysek/GN Wiara, kultura czy betlyjka sama się nie złonaczy, ktoś ją musi pociść!

Wszyscy chyba wiedzą, że pierwsza stajenka, czyli betlyjka, została w XIII wieku zrobiona przez św. Franciszka z Asyżu.

Ale on nie zrobił tego na polecenie papieża, kurii rzymskiej, biskupa czy rady miasta Asyżu. Franciszek tak po prostu wymyślił i zrobił stajenkę. I jaka bezbarwna byłaby dzisiaj nasza kultura, jakie smutne nasze bożonarodzeniowe świętowanie - jakby nie ten pomysł? A taki sposób działania zawsze był najbardziej owocny. Popatrzmy też na ogromny zbiór kolęd. Przecież tworzyli je ludzie spontanicznie, za darmo, bez niczyich dyrektyw, poleceń i planów marketingowych.

Patrząc na historię Kościoła, rzucają się w oczy wszelkie oddolne inicjatywy ubogacające chrześcijańską kulturę. Zresztą, jak mawiał Jan Paweł II: wiara potrzebuje kultury! Dlatego Godnie Święta - jak mówi się na Śląsku na Boże Narodzenie - bez stajenki, kolęd, choinki, prezentów, opłatków czy makówek - nic nie straciłyby na swojej teologicznej głębi. Ale bez tych kulturowych elementów naszej wiary Boże Narodzenie byłoby tak samo popularne jak Zielone Świątki.

Owszem ważne święto, ale czy z jego okazji myje się w domach wszystkie okna, trzepie dywany, wydaje majątek na prezenty i jedzenie? Nie! Czy na to święto czekamy z utęsknieniem przez kilka tygodni, czy dzieci przebierają nogami, widząc wnoszoną do pokoju choinkę. Nie! To dlaczego tak kochamy tylko Boże Narodzenie? Bo mamy w związku z nim wspaniałą kulturę wiary! Ta kultura napędza naszą wiarę. Bo wiara potrzebuje kultury!

Trzeba jednak pamiętać, że ta kultura, jak nic na świecie, nie jest nam dane raz na zawsze. O kulturę trzeba dbać. Trzeba ją jakby podlewać, odkurzać, odświeżać… i musi nam się tego chcieć. A w związku z tym chceniem, to zawsze fascynowały mnie opowieści o moim pradziadku Alojzie, a właściwie mówiło się u nas na niego – staroszek. On nie tylko potrafił wiele rzeczy zrobić, ale też mu się to chciało robić.

Ponoć nie mógł patrzeć na niepomalowane przydrożne kapliczki. Zwłaszcza na figurki św. Jana Nepomucena. Wówczas brał farbę i przy sobocie po robocie odnawiał te Nepomucki za „Bóg zapłać!”.

Mnie się również trafiło i erbnołech, czyli odziedziczyłem po staroszku kilka cech, między innymi te chcenie. Przykładem jest choćby to, że chce mi się zawsze w grudniu budować betlyjka w ogrodzie koło domu. Robię tak już od prawie ćwierćwiecza.

Zatem odziedziczone chcenie oraz wiara, że jak coś chcesz, to rób i nie pytaj się o zgodę – zawsze każe mi się cieszyć i chwalić wszystko co powstaje w taki właśnie spontaniczny sposób. Pochwaliłbym za to św. Franciszka, ale on już nie żyje a poza tym cały świat już go chwali.