Chicago nad Rawą

Piotr Sacha

publikacja 07.10.2011 21:23

Pozazdrościć! - kiwają głowami zachwyceni architekci, którzy odwiedzają południowy skrawek śródmieścia Katowic. Aby odkryć urok miasta, wystarczy popatrzeć ponad sklepowe witryny.

Katowicki drapacz chmur z lat '30 HENRYK PRZONDZIONO/Agencja GN Katowicki drapacz chmur z lat '30
Modernistyczny wieżowiec przy ul. Żwirki i Wigury

Polskim turystom  Kato­wice wciąż kojarzą się często z nieciekawym, szarym pejzażem pozba­wionym rynku z prawdziwego zdarzenia. Ci, którzy pojawiają się z wizytą na Śląsku, szukają orygi­nalnych, unikatowych w ska­li kraju miejsc. 80 lat temu zaczęto stawiać tu najno­wocześniejsze na owe cza­sy obiekty, które przetrwa­ły do dziś w nienaruszonym stanie. Więcej - wcale nie stra­ciły   na   nowoczesności. Obecnie modernistyczna zabudowa z okresu międzywojennego jest jedną z najatrakcyjniejszych tego typu w Polsce. - Zdarza się, że oprowadzam tu architektów z zagranicy. Oglądają dzielnicę i są zachwyce­ni standardem naszej architektury - zapewnia Ryszard Nakonieczny architekt z Katowic.

Śląska Ameryka

Ulica Skłodowskiej-Curie biegnie prostopadle od dworca w kierunku południowym. Nie­którzy zastanawiają się, dlaczego nie nosi nazwy Michejdy, Schayera czy Kozłowskiego. Projek­ty architektów związanych z Ka­towicami były przed wojną wi­zytówką miasta. Dla wielu są nią nadal. Ta ulica to oś, wokół której rozciąga się modernistyczna za­budowa powstała w latach 1929-1939. To właśnie w tym okresie wyrastały w mieście gmachy, szkoły, budynki mieszkalne, wil­le i wieżowce, które nowoczes­nością rozwiązań dorównywały miastom Europy.

Ślady odłamu architektury modernistycznej, jakim był funkcjonalizm, odna­leźć można też w innych częściach miasta, lecz największą reprezenta­cję ma on w południowej części Katowic. „Śląsk, ta najbardziej amerykańska dzielnica Polski, wyprzedził inne dzielnice pod względem pięcia się ku górze” - pisał architekt Witold Kłębkowski w 1932 ro­ku na łamach „Architektury i budownictwa”. Słowa te nawiązu­ją do budowy wysokościowców opartych na konstrukcji stalowej. Najpierw powstał w 1930 r. siedmiopiętrowy dom przy ul. Woje­wódzkiej. Cztery lata później sta­nął katowicki „drapacz chmur”, czyli 12-piętrowy wieżowiec na ul. Żwirki i Wigury przeznaczo­ny dla Urzędu Skarbowego. Był to drugi pod względem wysokości budynek w Europie. Miasto zaś zaczęto określać mianem polskie­go Chicago.

Zielone światło od prezydenta

Na krajobraz Katowic ogrom­ny wpływ miała sytuacja politycz­na w regionie po I wojnie świa­towej. W 1922 roku utworzono autonomiczne województwo śląskie ze stolicą w Katowicach. Go­spodarczy rozwój regionu niósł ze sobą nowe możliwości dla ar­chitektów. Modernistyczna zabu­dowa miasta miała być symbolem polskiego postępu.

- Polska stała się w ten spo­sób prawdziwie nowoczesna, gdyż tworzyła sztukę zgodną z prądami obowiązującymi w całej Europie - mówi historyk sztuki Irma Kozina.

W początkowym okresie dzia­łalności nowego woje­wództwa powstawały projekty budowli nawiązujące do tradycyjnych form. Przykładem jest gmach urzędu wojewódzkiego reprezentujący neoklasycyzm, którego budowa ruszyła w 1924 r. Od 1929 roku niemal wszyscy katowic­cy architekci zachłysnęli się funkcjonalizmem. Nie bez znaczenia był rów­nież fakt, że ówczesny prezydent Polski Igna­cy Mościcki zaintere­sował się tym, co określano stylem międzynarodowym w architekturze. Woje­wództwo śląskie wybudowało mu tzw. zamek prezydenta w Wiśle, z awangardowymi rozwiązania­mi wnętrz, dziękując tym samym za zaangażowanie w tworzeniu chorzowskich „Azotów”. Akceptując nowy styl, prezydent dał zie­lone światło lokalnej władzy i projektantom.

Zamieszkać w maszynie

Co może zachwycić turystę w pozbawionych zdobień, prostych geometrycznie formach katowi­ckich domów? Architekci wycho­dzili z założenia, że o pięknie budynku stanowi głównie jego funkcjonalność. Charakterystycz­nymi elementami są tu płaskie dachy, które mogą pełnić funk­cję tarasu czy ogrodu, oraz du­że, poziome okna.

Le Corbusier, czołowy przedstawiciel tego sty­lu we Francji, powiedział, że dom powinien być maszyną do miesz­kania, tak jak statek jest maszyną do pływania.

Spacerując  ulicami Katowic, dostrzec można budowle stylizowane na okręty. Balkony z balustradami układają się w formy wygięte z metalu, podobnie jak balustrady mostków kapi­tańskich. Widoczne są opływowe kształty i okrągłe okienka.

- Mamy tu zwarty i jednorod­ny układ architektoniczny, z któ­rego katowiczanie powinni być dumni - stwierdza Ryszard Nakonieczny redaktor naczelny kwartalnika „Archiwolta”.

Awangardowe europejskie wzory pojawiły się również w architekturze sakralnej. W Pol­sce po raz pierwszy zaistniały w Katowicach. Kościół garnizonowy św. Kazimierza (1930 r.) i Opatrzności Bożej w Zawodziu (1931 r.) są przykładami poka­zującymi, jak najnowsze trendy przenikały do Polski przez Śląsk. Pierwotny projekt katedry rów­nież przewidywał nowoczesne rozwiązania. Watykan odrzucił jednak tę propozycję.

Bryły bez ochrony

-  Okoliczne modernistyczne budynki są w nie najlepszym sta­nie. W większości są prywatne, a ich właścicieli nie stać na remont. Dlatego konieczna jest pomoc miasta - mówi Jarosław Lewi­cki, prezes Stowarzyszenia „Kościuszki i okolice”. Jak się okazu­je, w rejestrze zabytków znajdu­je się zaledwie kilka brył architektury funkcjonalistycznej, m.in. „drapacz chmur”. Większość jed­nak nie została objęta ochroną, co stwarza możliwość ingerencji w oryginalny wciąż wygląd zabu­dowy. Jak twierdzi Ryszard Nakonieczny, nie należy obawiać się poważnych problemów związa­nych z uszkodzeniem konstruk­cji tych budowli, gdyż korzysta­no wtedy z bardzo nowatorskich technologii, zwłaszcza w przy­padku tzw. budownictwa luksu­sowego.

– Ta architektura nie wymaga też dostosowania do obecnych potrzeb, ponieważ tamte roz­wiązania są wzorem dla współ­czesności – przekonuje katowi­cki architekt. – Takiego standar­du niejednokrotnie nie jesteśmy nawet dziś w stanie osiągnąć. Kto by na przykład wyginał pół­okrągłe szyby – dodaje.

Jak pokazuje niestety przy­kład Katowic, wykonując reno­wację budynku, można mu jed­nocześnie zaszkodzić. Gdy pada hasło: róg Dworcowej i św. Jana, architekci i historycy sztuki od­powiadają jednym głosem: „To skandal!”. Położony w tym miej­scu modernistyczny obiekt zo­stał ocieplony styropianem, co może całkowicie zmienić jego wentylację i przyczynić się do powstawania pleśni. W dodat­ku pogrubiony budynek stracił swoje dawne proporcje.

W ubiegłym roku Stowarzy­szenie „Kościuszki i okolice” wraz z katowickim oddziałem Stowarzyszenia Architektów Polskich zainicjowały akcję oto­czenia opieką funkcjonalistycznej zabudowy Katowic. Pod li­stem otwartym skierowanym do władz miasta podpisali się znani polscy artyści i architek­ci. „To nie katowicka pseudosecesja jest wizytówką miasta, to właśnie południowy skłon mia­sta jest jego perłą” – przekony­wał w liście jego autor Jarosław Lewicki. Jak dziś przyznaje, apel spotkał się z pozytywnym odze­wem. Wzrosła chociażby świa­domość katowiczan dotycząca urody tej części miasta.

Dziesięciolatek z cegłą

Na liście zabytków znajduje się budynek stojący przy ul. PCK. To jedyny tego typu obiekt nale­żący dziś do prawowitych właś­cicieli. Jerzy Wędlikowski dba o to, aby jego kamienica zachowa­ła oryginalny wygląd z 1938 ro­ku. – Budowa trwała zaledwie kilka miesięcy. Kładłem tu pierw­sze cegły na ławie fundamento­wej. Miałem wtedy 10 lat – opo­wiada. Karta pocztowa, która trafia do jego rąk, przedstawia funkcjonalistyczny budynek ro­dziny Wędlikowskich i pochodzi z lat 40. – W czasie okupacji ta­kie pocztówki szły na całą Euro­pę – zapewnia pan Jerzy.

Podczas wojny to miejsce zajmowali Niemcy. Później, po 1945 roku, mienie zwrócono właścicielom. W PRL-u, co pod­kreśla Jerzy Wędlikowski, trud­no było zapewnić odpowiednią ochronę zabytku. Miasto wpro­wadzało lokatorów, a ci mogli robić ze swoim lokum, co chcie­li. – Raz wszedłem do jedne­go z mieszkań i oniemiałem – wspomina właściciel. – Stojąc w drzwiach, w miejscu ściany zo­baczyłem pół Katowic. Nawet mury konstrukcyjne były wybu­rzone. – Na całe szczęście w czasie wojny budynek oberwał tylko jedną kulę, w okno na sa­mej górze – kończy Jerzy Wędlikowski.

Dziś obiekt przy PCK jest świadectwem nowoczesności przedwojennych Katowic. W holu wszystko jest oryginalne, począwszy od windy, a skończywszy na sztukaterii listwowej na suficie. – Takiego cha­rakteru stolarki już się nie uzy­ska – ocenia Ryszard Nakonieczny, spoglądając na okna.

Szlakiem moderny

Warto porównać archi­tekturę dwudziestolecia mię­dzywojennego Katowic i Gdy­ni. Tam właśnie najprężniej roz­wijał się przed wojną funkcjonalizm. – Były to młode miasta, nie mające własnej, polskiej tra­dycji, do której można by nawiązać. Wobec tego postawiono na nowoczesność, co miało pokazać, że Polska nie będzie zaściankowa, ale progre­sywna - mówi Irma Ko­zina. Duże znaczenie dla architektonicznego krajo­brazu miał również rozwój go­spodarczy obu miast.

Jak mówi doktor Irma Kozina – historyk sztuki z Uniwersytetu Ślaskiego - „architektura historyzmu XIX wieku także ma inte­resujące osiągnięcia w tkance urbanistycznej Katowic. To jednak zupełnie inna jakość. Fenomen funkcjonalizmu katowickiego polega na tym, że na Górnym Ślą­sku pojawia się on wcześniej niż w innych częściach Polski. W Warszawie i Krakowie przez długi czas prym wiodły konserwatywne środowiska architektów polskich, działających tam jeszcze w czasach zaborów. Katowice otworzyły się na młodych absolwentów Politechniki Lwowskiej, którzy bardzo wcześnie opowiedzieli się za nowoczesnością.

Po II wojnie obowiązywał w gruncie rzeczy tylko funkcjonalizm, który był tani i gwarantował Europie łatwość odbudowy. Znaczenie miał też prestiż Bauhasu – szkoły niemieckiej, która stworzyła ten kierunek, a która stała się pewną ikoną oporu wobec hitleryzmu.

Zainteresowanie modernizmem dopiero ruszy. Powstała dokumentująca tę architekturę międzynarodowa organizacja Docomomo. Zawsze jest tak, że pewna forma architektoniczna powoduje najpierw krytykę i dystans, bo jest współczesna, a dopiero z czasem – gdy się zestarzeje – zaczyna budzić zainteresowani powszechne".                                               

ARCHITEKTURA FUNKCJI - styl międzynarodowy (inaczej funkcjonalizm) to jeden z odła­mów modernizmu w architekturze, rozwijający się mniej więcej od ro­ku 1922 w Europie. Zgodnie z nim wszelkie zdobnictwo było prze­żytkiem, niegodnym nowoczesno­ści, najważniejsza była natomiast funkcja budowli. Generalną zasa­dą było optymalne wykorzystanie każdej części budynku.