Pastor w Sodomie i groby olbrzymów

KOSZALIŃSKO-KOŁOBRZESKI GOŚĆ NIEDZIELNY

publikacja 08.09.2011 07:51

O paleniu na stosie, cudach w Kościele i szlachetnym cieśli z Marcinem Barnowskim, autorem książek historycznych i usteckim badaczem dziejów regionu, rozmawia Jacek Cegła.

Marcin Barnowski Jacek Cegła/GN Marcin Barnowski
Autor podczas promocji swojej wcześniejszej książki, „Twierdza Ustka”

Jacek Cegła: Lada dzień do rąk czytelni­ków traf kolejna Pańska książka, w której opisuje Pan zagadkowe, nikomu nieznane wydarzenia z dziejów przedwojennej Ustki. Mieszkańcy będą mogli poznać m.in. historię pastora, który został spalony na stosie.

Marcin Barnowski: – Przyznam szczerze, że sam byłem mocno zdumiony, gdy zupeł­nym przypadkiem natrafiłem na tę historię. Z zapisków, do których dotarłem, wynika, że w XVII wieku miejscowy pastor Christian Wirker został spalony na stosie. W powszech­nej opinii wciąż pokutuje stereotyp, że tylko inkwizycja dokonywała takich egzekucji. Nic bardziej mylnego. W przywoływanych przeze mnie latach władzę na Pomorzu niepodzielnie dzierżyli ewangelicy. Co ciekawe, zanim pastor zginął, odnotował „cud”, który miał się wyda­rzyć w kościele św. Mikołaja w Ustce.

Na czym ten „cud” miał polegać?

– W XVII-wiecznych księgach parafialnych wspomniany pastor odnotował dwa nadzwy­czajne wydarzenia. Oto w nocy, w okresie Wiel­kiego Tygodnia w 1647 roku, gdy świątynia była zamknięta, jakieś tajemnicze światło, od któ­rego zapaliły się świece, rozświetliło ołtarz. To dziwne zjawisko powtórzyło się jeszcze rok później. Trzeba podkreślić, że w obu wpisach podani są z imienia i nazwiska świadkowie, którzy gasili świece zapalone w ów tajemniczy sposób.

Protestancki pastor zapewne został oskar­żony o czary i zabobony, dlatego skończył na stosie?

– Trudno to jednoznacznie ustalić. Niewy­kluczone, że Wirker został skazany za herezję. A dokładnie za to, że był kryptokatolikiem.

Są na to jakieś dowody?

– Nie tyle dowody, ile przesłanki. Pastor miał ganić z ambony sprzeczne z naturą, bezbożne życie ówczesnych mieszkańców Ustki. Powiem więcej, swoje listy podpisy­wał: „Christian Wirker, pastor w Sodomie”. To ważna wskazówka, wynika z niej, że du­chowny uważał, iż otaczają go grzesznicy. Tacy jak ci z biblijnej Sodomy spalonej przez Boga deszczem ognia i siarki. „Bożej pomsty” można się dopatrzyć w pożarze, który nawiedził Ustkę w tych latach. Wiem, że trudno jest w to uwierzyć, ale spaliły się wszystkie chaty, a kościół ocalał. To właśnie po tej pożodze wydarzyły się owe dwa  „cuda” ze świecami zapalającymi się od ołtarza. W tym też może tkwić symboliczny przekaz, wskazujący na kontakty Wirkera z katolikami. Blask, od którego zapalały się świece, pochodził wszak od miejsca, w którym przechowuje się hostie. Dla nas, katolików, są one święte, wierzymy bowiem, że w momencie Przeisto­czenia stają się one Ciałem Chrystusa. Dla protestantów to zwykłe opłatki spożywane na pamiątkę Ostatniej Wieczerzy. Czy „cud” rzeczywiście się wydarzył i miał skłonić ustczan do powrotu do katolickiej wiary? Bóg jeden raczy wiedzieć.

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że obecny skwer Jana Pawła II, gdzie tury­ści bardzo często przysiadają na chwilę, by odpocząć i zjeść lody, był kiedyś wielkim cmentarzyskiem, obok którego znajdo­wał się kościół św. Mikołaja.

– To prawda. Przez ponad pół tysiąca lat ów­cześni ustczanie grzebali tam swoich bliskich. Można przyjąć, że w całym tym okresie pocho­wano tam dwa, może nawet trzy tysiące osób.

Pozostając przy historii usteckich kościołów – czy to prawda, że naprzeciwko parafii pw. św. Ojca Pio znajdował się kiedyś kamienny grobowiec?

– Wiele wskazuje na to, że tak. Powiem więcej, jest coś takiego jak zadziwiająca ciągłość, jeśli chodzi o miejsca kultu. Przecież nikt od tysięcy lat nie przewidywał, że w tym miejscu stanie kiedyś świątynia. Z za­chowanych map wynika, że na łące nieopodal kościoła znajdowały się kiedyś tzw. groby olbrzymów, czyli kamienne konstrukcje z epoki przed narodzeniem Chrystusa. To mo­gły być albo megality, albo kamienne kręgi z okresu, kiedy na naszych ziemiach pojawi­li się Goci. Były to miejsca nie tylko pochówku, ale i kultu. Odbywały się tam pogańskie obrzę­dy. Zbieg okoliczności? Są tacy, którzy uważa­ją, że nie ma zbiegów okoliczności, że są tylko symboliczne znaki...

Takim symbolem może być fakt, że kościół pw. Najświętszego Zbawiciela został zbudo­wany przez cieślę.

– Nie tylko cieślę, ale też syna cieśli... Cie­sielską robotę Franza Draheima, bo o nim mowa, widzi każdy, kto wejdzie do wnętrza usteckiego kościoła. Wszystko jest podparte drewnianą konstrukcją. Z uwagi na to, że rze­mieślnik budował najpierw statki, znajdu­jące się w świątyni nawy przypominają kli­matem XIX-wieczne żaglowce. Sam Draheim był szlachetnym i przyzwoitym człowiekiem. Po śmierci cały swój majątek przepisał na rzecz gminy.