• gosc12
    07.12.2009 16:01
    Ech, łza się w oku kręci...
    Podczas wojennej zawieruchy moi rodzice poznali się właśnie tam.
    Ojciec- jeniec wojenny w niewoli radzieckiej, podał się za Niemca( choć słowa po niemiecku nie znał) i dzięki wymianie jeńców pomiędzy Niemcami i Rosjanami trafił już nie jako jeniec wojenny, ale robotnik przymusowy III Rzeszy.
    Mama, zabrana z majątku w Łęczycy, również robotnik przymusowy.
    Wojenne losy ludzi...
    Z opowiadań rodziców wiem, że ów Pałac Sanssouci był w tym trudnym okresie czasu dla nich odskocznia od pracy i trudów codzienności. Trudno to dziś zrozumieć, ale na potwierdzenie tych faktów są jeszcze zdjęcia. Wiadomo, że ci robotnicy mieli "zawężony obszar działania" - mogli się poruszać w wytyczonych obszarach, bowiem wielki znaczek "P" działał jak płachta na byka dla policjanta. Aby oszukać owe służby porządkowe zdejmowali ów emblemat i z duszą na ramieniu mogli "harcować".
    Mimo otwarcia granic nie udało się odwiedzić powtórnie tego Pałacu. Życie zbyt krótkie, niedostatek, lęk przed przeszłością, choć rodzice mieli dobrych "szefów".
    Ale to zupełnie odrębna historia.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości