wg mnie to bardziej chrześcijańskim piszarzem był CL Lewis. Jego Narnia jest to powieść o chrześcijaństwie, gdzie ani razu nie pada słowo chrzescijaństwo, a powieści wręcz kipią prawdą ewangeliczną, wartościami, wzorcami, postawami, a "dalej wzwyż, dalej w głąb" to najpiękniejszy i najbardziej syty opis wieczności jaki słyszałem :) Listy starego diabła... to majstersztyk demaskujący sposób działania złego, każde zdanie waży. Niby nic, bo wszytko zostało objawione i jest w Ewangeliach, jednak czyanie o "socjotechnikach diabła" było to dla mnie prawie takim samym "objawieniem" jak "Wywieranie wpływu na ludzi" Cladiniego. Sposób obnażenia i podania tych prawd jest zdumiewający, niepodważalna logika, wywody, sens, przykłady, szacunek. Jednak Bóg dba o nas zsyłając co jakiś czas poetów, pisarzy, filozofów, którzy (jakie to nie trendy), którzy zamiast odkrywać nowe prądy, przypominają stałe moralne prawdy i przykazania. Dla mnie to Lewis, Exupery (b kontrowersyjna postać), Norwid, Osiecka, Sokrates, Czechowicz, Sting (Perhaps this final act was meant To clinch a lifetime's argument That nothing comes from violence and nothing ever could...)
Co to znaczy bardziej chrześcijańskim? Zawarł więcej bezpośrednich odniesień do wiary w swoich dziełach? Czy o to chodzi? Bo jeśli mówimy o jego życiu osobistym, to proszę pamiętać, że choć Clive Lewis w Boga uwierzył, to niestety nie został członkiem Kościoła łacińskiego.
"że choć Clive Lewis w Boga uwierzył, to niestety nie został członkiem Kościoła łacińskiego" tak sobie właśnie myślę, ze może mógł być bardziej obiektywny dzięki temu :)
"Co to znaczy bardziej chrześcijańskim?" - tu miałem na myśli, że jego odniesienia były bardziej czytelne, faktycznie niefortunny zwrot.
Z jednej strony to cieszy, ale z drugiej... bardzo źle się dzieje. Dziś literatura Tolkiena jest szanowana i chętnie czytywana w bardzo szerokich kręgach, dzięki czemu wielu niewierzących lub zobojętniałych odnajduje w swoim życiu wartości chrześcijańskie. Łatwo przewidzieć co się stanie, kiedy na okładce "Władcy pierścieni" obok nazwiska autora znajdzie się skrót "bł.". Człowiek niewierzący nigdy nie sięgnie po powieść naznaczoną takim "piętnem" Kościoła Katolickiego. W efekcie Tolkien będzie usilnie promowany przez środowiska kościelne, ale bezwzględnie zwalczany przez wszystkie inne. Uniwersalna twórczość Mistrza zostanie - zupełnie bezpodstawnie - zaszufladkowana jako "ta kościółkowa". Obym w moim czarnowidztwie się mylił! :)
Chyba nie, dla zbyt wielu podmiotów jest to kura znosząca złote jaja, a miłośnicy autora o jego religijności wiedzą na pewno. No i "błogosławiony" to słowo które wcale nie musi znaleźć się na okładkach.
małą uwaga na marginesie - nie został członkiem Kościoła Katolickiego (przynajmniej widocznym) - nie ma "Kościoła łacińskiego" - jest "Kościół Katolicki obrządku łacińskiego". Zaś Kościół ma wiele obrządków...
Panie Easterling, idąc tym tropem to do nawracania najlepiej nadają się Ci, którzy nie afiszują się ze swoją wiarą? Jeżeli niewierzący mieliby nie sięgnąć po twórczość Tolkiena to jest marna pociecha, że przynajmniej jej nie zbrukają (patrz: agnostyk Jackson i nowy "Hobbit")
"Błogosławiona Trójco... ...Twojego Syna" Kto to tłumaczył?
Ale to piękne. Cieszyłbym się niezmiernie, chociaż nie bardzo chce mi się wierzyć, by mogło dojść do beatyfikacji. Brakuje nam wielkich pisarzy trochę, mamy rzeczywiście Chestertona (ale to nie ten kaliber), mamy (poniekąd) Tołstoja, mamy Dantego (ale ten szelma załatwiał partykularne interesy w poezji), w sumie jednak poważna i pokorna wiara rzadko idzie w parze z wielką literaturą.
a mój znajomy dziś powiedział, że hobbit i władca pierścieni to "magia" i "zło", i postawił te dzieła na równi z Harrym Potterem. Smuci mnie ten nurt w Kościele, że ludzie wierzący mówią takie rzeczy i szukają wszędzie zła i zagrożenia. Dobra nowina nie mówi "uważaj, zło czai się wszędzie" - tylko "nie bój się, Bóg zwyciężył zło"...
zestawienie takie byłoby nadmiernym zaszczytem dla harry'ego "powieści o którym są artystycznie cały wszechświat poniżej twórczości Tolkiena" http://wiadomosci.onet.pl/tablica/nowy-straszliwy-wrog-kosciola-harry-potter-do-rozw,1666,270154,41314343,watek.html
Otóż Tolkien był bardzo prawą i pracowitą osobą, która dbała o wiarę swoją i swojej rodziny. Nigdy wiary się nie zaparł nawet w kręgach akademickich. Stworzył piękną literaturę przepełnioną wartościami na wskroś chrześcijańskimi. Zachęcam przeczytania w szczególności Simariliona pięknej mitologi źródłach dobra i złą, o ludzkiej naturze, o cnotach, o ufności w plan stwórcy. Ja mam lat 40 twórczość Tolkiena towarzyszy mi 30 lat za każdym razem gdy ją czytam w sercu mym zakwita nadzieja
Listy starego diabła... to majstersztyk demaskujący sposób działania złego, każde zdanie waży. Niby nic, bo wszytko zostało objawione i jest w Ewangeliach, jednak czyanie o "socjotechnikach diabła" było to dla mnie prawie takim samym "objawieniem" jak "Wywieranie wpływu na ludzi" Cladiniego. Sposób obnażenia i podania tych prawd jest zdumiewający, niepodważalna logika, wywody, sens, przykłady, szacunek.
Jednak Bóg dba o nas zsyłając co jakiś czas poetów, pisarzy, filozofów, którzy (jakie to nie trendy), którzy zamiast odkrywać nowe prądy, przypominają stałe moralne prawdy i przykazania. Dla mnie to Lewis, Exupery (b kontrowersyjna postać), Norwid, Osiecka, Sokrates, Czechowicz, Sting (Perhaps this final act was meant
To clinch a lifetime's argument
That nothing comes from violence and nothing ever could...)
"Co to znaczy bardziej chrześcijańskim?" - tu miałem na myśli, że jego odniesienia były bardziej czytelne, faktycznie niefortunny zwrot.
Obym w moim czarnowidztwie się mylił! :)
...Twojego Syna"
Kto to tłumaczył?
Ale to piękne. Cieszyłbym się niezmiernie, chociaż nie bardzo chce mi się wierzyć, by mogło dojść do beatyfikacji. Brakuje nam wielkich pisarzy trochę, mamy rzeczywiście Chestertona (ale to nie ten kaliber), mamy (poniekąd) Tołstoja, mamy Dantego (ale ten szelma załatwiał partykularne interesy w poezji), w sumie jednak poważna i pokorna wiara rzadko idzie w parze z wielką literaturą.