"A zatem wykonanie tego arcydzieła Mozarta w ramach papieskiej pasterki jest zgodne z głębokimi intencjami Soboru."
W imię tego tzw. ducha soborowego, nie mylić z Soborem, uczyniono już Kościołowi wystarczająco wiele złego. Właściwie wszystkie, nawet najbardziej katastrofalne zmiany, uzasadniano tym 'duchem'. Są przepisy liturgiczne i należy się ich trzymać. Albo celebrujemy Ofiarę Chrystusa, albo słuchamy koncertu. Oczywiście niektórzy wiedzą 'lepiej', jak w Niemczech. Jednak tam kościoły świeca pustkami, także wtedy, gdy wykonywane są tego rodzaju 'msze' podczas mszy świętej. Ludzie wolą po prostu pójść na koncert. A ci, co chcą wziąć udział we mszy świętej są zniechęcani, bo im nie chodzi o koncert, ale o coś zupełnie innego.
Franciszek otacza się niemieckimi biskupami. Oby nie kierował nim tak, jak kierowany jest Kościół niemiecki. Skutki będą takie same i wyrażalne w liczbach wystąpień - w N. ok. 100 000 rocznie.
Oglądałam. Wykonanie piękne, ale w liturgii to była strasznie sztuczna wstawka. Przerywa się Credo, papież klęka, pani dłuuuugo śpiewa. Po długich minutach chór podejmuje Credo od przerwanego momentu. Jak można przerywać w połowie wyznanie wiary by urządzić koncert? Po co?
W imię tego tzw. ducha soborowego, nie mylić z Soborem, uczyniono już Kościołowi wystarczająco wiele złego. Właściwie wszystkie, nawet najbardziej katastrofalne zmiany, uzasadniano tym 'duchem'.
Są przepisy liturgiczne i należy się ich trzymać. Albo celebrujemy Ofiarę Chrystusa, albo słuchamy koncertu. Oczywiście niektórzy wiedzą 'lepiej', jak w Niemczech. Jednak tam kościoły świeca pustkami, także wtedy, gdy wykonywane są tego rodzaju 'msze' podczas mszy świętej. Ludzie wolą po prostu pójść na koncert. A ci, co chcą wziąć udział we mszy świętej są zniechęcani, bo im nie chodzi o koncert, ale o coś zupełnie innego.
Franciszek otacza się niemieckimi biskupami. Oby nie kierował nim tak, jak kierowany jest Kościół niemiecki. Skutki będą takie same i wyrażalne w liczbach wystąpień - w N. ok. 100 000 rocznie.