Tysiąc młodych osób z katechetami obejrzało w teatrze muzycznym brawurowy spektakl o papieżu Polaku.
Jeden z filmów-symboli lat '80. Najbardziej ikonicznych produkcji tamtej dekady.
W piątek na ekrany kin wejdzie polsko-kanadyjski film "Przysięga Ireny".
Dlaczego zniknął zwyczajnie, jakby swoje dzieło pozostawił samemu sobie?
Czy w rodzinie, normalnej rodzinie, wychowującej swojej dzieci rodzice też tak postępują? Ależ skąd. Interesują się nimi, dbają, pomagają, nawet jak są już dorosłe i samodzielne.
Pytam więc prowokacyjnie, a może go nie ma?
Przyznam, to nie jest racjonalna wypowiedź, Twoje stwierdzenie wynika wyłącznie, podkreślam to - wyłącznie z wiary. Jak możesz mi udowodnić, że Bóg był tam gdzie ludzie cierpieli lub cierpią, co to dało/daje, czy dał im ulgę, czy pomógł im realnie, wydobył z cierpień, gdy byli maltretowani fizycznie i psychicznie?
Nie, absolutnie nic nie zrobił, cały czas milczał, jak milczał w ciągu długiej historii cywilizacji, w czasie wojen, epidemii, kataklizmów, krucjat.
To nie jest Beszadzie tzw. "teologia śmierci Boga", ten zwrot jest na użytek ludzi wierzących, aby wytłumaczyć to zawstydzające milczenie, to zaniechanie.
Powtórzę Beszadzie, z całym szacunkiem dla Twojej wiary, jeśli rodzice dbają o swoje dzieci, chronią je przed niebezpieczeństwami w każdym etapie ich życia, poświęcają się dla nich, dlaczego ten Wszechmocny Byt, MOGĄCY WSZYSTKO, nie ratował ludzi z różnych niebezpieczeństw w historii cywilizacji. Proszę Cię, nie tłumacz mi, że był i jest przy cierpiącym człowieku, po prostu go nie było. Jakie jest wytłumaczenie tego fenomenu?
Kiedyś słychałem Radia Maryja, gdzie
spotkania prowadził na żywo jeden z ojców ze słuchaczami, zwierzającymi się ze swoich problemów egzystencjalnych. Jedna ze słuchaczek opowiadała, że ma ciężką sytuację, mąż alkoholik, maltretujący rodzinę, czyli ta kobieta i rodzina cierpieli. Zakonnik odpowiedział tak "dla ulgi": "a nie pomyślała pani, że Bóg wobec pani jakieś plany, i musi pani to przejść?"
O ile znam się na psychologii Beszadzie, postawa tego kapłana wstrząsnęła mną, bo on właściwie tę kobietę dalej wdeptywał w jej ciepienia, pozostawiając jedynie ufność w Bogu, bez rozwiązania jej problemów. A mógł przecież polecić jej aby udała się do odpowiednich ośrodków i instytucji, zajmujących takimi problemami. Ta kobieta była zupełnie bezradna pozostawiona sama swojemu losowi.
Czytałem dużo książek o tym jak ludzie cierpieli, a Boga nie było - bo milczał i nic nie robił, przypominam sobie różne migawki, jak chociażby relację z jednej krucjat do Jerozolimy, zorganizowaną przez papieża, w imieniu Boga. Uczestnik takiej krucjaty opowiadał, że wojska opanowały jedno z miast rzeź była ogromna, mordowano ludzi wszędzie w jakimś amoku, wyciągano z domów i świątyń, w tym "niewiernych", również kobiety i dzieci, ludzi niewinnych, tylko dlatego, że byli inni. Na ulicach były stosy ludzkich ciał a żołactwo brnęło w potokach krwi. Pytam zatem, dlaczego ludzie ludziom zgotowali ten los, i gdzie był Bóg?
Przypominam sobie książki o warunkach życia w obozach zagłady, wspomnienia i relacje. To były fabryki śmierci, gdzie godność człowieka była żadna, robiono też eksperymenty medycznie na ludziach, w wyniku czego cierpienia były niewysłowione, czytałem dokładne raporty z przebiegu tych eksperymentów. Czytałem też z Zofii Nałkowskiej o fabryce mydła z tłuszczu ludzkiego. Tu też ludzie cierpieli, pozostawieni sami sobie, bez żadnej pomocy i nadziei. Pytam kolejny raz, gdzie był Bóg i dlaczego milczał w tym bezmiarze cierpień?
Do prawdy Beszadzie, nie ma na to żadnego wytłumaczenia, pozostaje jedynie sofistyka, aby to milczenie jakoś wytłumaczyć. Nie ma teologi tzw. śmierci Boga, jest ciemna historia rodzaju ludzkiego, gdy od zarania jego istnienia, praw człowieka nie było jak dziś. Potrzeba było tysięcy lat aby ludzkość zrozumiała, że ludzkie życie jest wartością samą w sobie, i zaczęto tworzyć prawa chroniące życie ludzkie przed cierpieniem ze strony innych, przed wszelką dyskryminacją. Ale za nim myśliciele, humaniści doszli do tego na naszej planecie wyginęło miliony niewinnych ludzi.
Gdzie był Bóg, dlaczego milczał i milczy?
Jeśli znasz historię cywilizacji, chcę przypomnieć Beszadzie, że w dawnych kulturach istnieli bogowie, opiekujący, się ludźmi, w kulturach sumeryjskich, egipskich, greckich, indyjskich etc. Gdzie oni dziś są? Po nich pozostały wspomnienia w postaci legend i mitów. Nie ma ich.
Jeśli Bóg-Jahwe w/g Starego testamentu tworzył Przykazania i mówił, że jest Bogiem zazdrosnym i człowiek nie może mieć innych Bogów przed nim, to oznacza, że obok niego byli inni Bogowie - konkurencyjni, i Bóg-Jahwe na to pozwalał? Więc jak to jest, istnieje jeden wyłącznie Bóg Wszechświata, czy też inni obok niego?
Proszę Beszadzie, tylko nie tłumacz mi, że ci inni to szatan wielopostaciowy, bo oznaczałoby to, że Bóg nie jest taki wszechmocny, i wszystkiego nie może.
Przeczytaj uważnie co napisałem i głęboko zastanów się co napisałem.
Jeśli Twoja wiara pomaga Ci w życiu to dobrze...
I jest to trudno do zrozumienia, dlaczego Bóg nie interweniował widzialnie i bezpośrednio, ratując ludzi z obozów. Ale wierzę, że dał nam wolną wolę. Być może to ma z tym jakiś związek?
Jednak wierząc, że celem tego życia jest prawdziwe życie z Bogiem w Niebie, wierzę także, że Bóg był z Jego dziećmi także w obozach. Jak inaczej wytłumaczyć śmierć o. Maksymiliana Kolbego czy poświęcenie wielu osób dla ratowania życia innych? Czy da się to wytłumaczyć biologiczną chęcią zachowania gatunku? Przecież nawet, gdyby życie było wartością najwyższą, to czy Polacy mogliby ryzykować życia swoje i swych dzieci na rzecz jednego Żyda?
Wierzę lub walczę o to, że Bóg był na Kołymie i na Majdanku, także przez ludzi. Tych, którzy poświęcali się dla innych z miłości do Niego i czerpiąc siłę do tego z Jego miłości do nich. Nie umiem sobie wytłumaczyć, skąd brałoby się bohaterstwo i miłość. Z praw człowieka? Są one ważne, ale tylko ze względu na Boga, który człowieka ukochał.
Skupiłeś się jedynie na obozach i o. Kolobe. Ja nakreśliłem historię rodzaju ludzkiego, jak ona kształtowała się, jak Kościół w imieniu Boga niszczył ludzi bezpardonowo, zadałem szereg ważnych pytań, na które nie jesteś w stanie odpowiedzieć i nie odpowiesz.
Pozostała Ci jedynie wiara, to bardzo mało, powielasz stereotypy myślenia człowieka religijnego. Bóg w długiej historii naszej cywilizacji, w szczególnych jej momentach, dramatach i tragediach nie był obecny - powtórzę - milczał wobec cierpień milionów ludzi. I dlatego część nich przestała w niego wierzyć, bo okazał się niedoskonały. Dziś świadomość społeczeństw jest o wiele większa niż kiedyś, ludzie są bardziej światli, wiedzą wiecej niż kiedyś, to jest ogromny postęp w samoświadomości, gdzie człwoiek dokonuje wyborów egzystencjalnych na własną rękę.
Jeszcze o cierpieniu z innej strony. Według wiary Bóg stworzył na Ziemi świat ożywiony, rośliny i zwierzęta z człowiekiem. Jeśli tak, to dlaczego ten ożywiony świat podlega chorobom, jest tak niedoskonały, że sam człowiek musi poprawiać to dzieło? Bo przecież zwierzęta i ludzie cierpią.
Zastanów się dobrze co napisałem Megarionie, dokładnie wczytaj się w moje przemyślenia.
Samą wiarą niczego nie wyjaśnisz, skoro ona ogranicza Twoje poznanie rzeczywistości tak ziemskiej jak i ewolucji Kosmosu.
Zadając oskaarżające pytanie "gdzie był Bóg?" pozwalasz zdemaskować jednego z bożków, którego uczyniła sobie ludzkość (także w majestacie religii!). Bóg tworzony wedle naszych wyobrażeń to nigdynie będzie Bóg pojmowany jako Tajemnica, która odsłania się każdemu z nieco innej strony i która przez wieki pozostawiła tylko ŚLADY obecności Boga. Z tego powodu Izraelitom nie wolno było zapisywac Jego imienia, pozostawiając miejsce dla Transcendencji, która wymyka się naszym słowom i logicznemu myśleniu. Współczesny myśliciel, Martin Buber wskazał, że każde mówienie o Bogu w trzeciej osobie będzie jakimś rozmijaniem się z Jego żywa OBECNOŚCIĄ. Dopiero wejście w przestrzeń "Ty" daje tą niewyrażalną bliskość. Jeśli więc pytamy o jakiegoś boga, który miałby grać nami na szachownicy losów świata, kierując sytuacją w ten sposób, aby każdy był szczęsliwy, to pytamy jedynie o bożka naszych projekcji. Tutaj ateizm oddaje ogromna przysługę ludziom wierzącym, ba - wobec tak postawionego pytania nawet niewierzący zaczyna wchodzić w świat wiary, rozumianej jako nieustanne przełamywanie horyzontów...
Mam świadomość, że przestrzeń tego miejsca z przyczyn technicznych nie daje sposobności na pełniejszy dialog. Dlatego proponuję, byś napisał do mnie na adres prywatny: sz-adam@wp.pl lub skorzystał z forum, na którym codziennie się pojawiam: www.koinonia.slowo.pl Poleciłbym Ci również goraco lekturę Tomasa Halika - "Cierpliwość wobec Boga", "Teatr dla aniołów" lub "Dotknij ran" - tylko niech Cię nie zraża, że autor jest księdzem. To sa książki, w których padają dokładnie takie pytania, jak Twoje - i nikt tu nie udziela łatwych i "pobożnych" odpowiedzi, znajdziesz w tych pozycjach prawdziwie intelektualne zmaganie się z tematem na przestrzeni dziejów. Ufam, że Twoje poszukiwania zaprowadzą Cię tam, gdzie odnajdziesz przestrzeń żywego SPOTKANIA. Tylko się nie poddawaj w stawianiu trudnych pytań! :) Pozdrawiam serdecznie.
Napisałeś tak:
"...w Twojej wypowiedzi znajduję autentyczny ból egzystencjalny, który traktuję jako najważniejszy krok w kierunku wiary, a właściwie nieodłączną składową każdej żywej wiary. Wiem, wiem, obruszasz się teraz - ale to tylko wynika z naszej różnicy w rozumieniu słowa "wiara"."
Nie ma we mnie bólu egzystencjalnego, bo nie podążam w kierunku wiary jaką Ty reprezentujesz. Tak więc Beszadzie, nie obruszam się, bo nie obrażasz mnie jak inni zapiekli "wierzący", kiedy im brak argumentów. :-)
Masz jednak prawo przypuszczać co się dzieje we mnie i to wyrażasz na podstawie tego co napisałem. Otoż jest tak, i na pewno nie jestem oryginalny w tym, że posługuję się własnym umysłem jaki otrzymałem od Matki-Natury. Nie jestem jednak mędrca szkiełkiem i okiem. Mam na podstawie zdobytej wiedzy na różne tematy, oraz na podstawie własnych przeżyć natury odmiennych stanów świadomości spotanicznie, własne spojrzenie na rzeczywistość w jakiej jesteśmy, a także patrząc na nią z punktu widzenia ewolucji Wszechświata. To trudne tematy i to bardzo.
Te przeżycia towarzyszą ludziom na całym świecie od zarania ludzkości, we wszystkich kulturach, w jakim im przyszło żyć. Przeżycia te można też osiągnąć przez ćwiczenia na różne sposoby. Opierają się one na rozwiniętej intuicji, dzięki której człowiek jest w stanie wyczuwać różne zdarzenia, tak przeszłe, teraźniejsze, jak i przyszłe. Te ostatnie są trudniejsze, a zależą od wielu okoliczności i mogą być zmienne. Intuicja pozwala też wyczuwać nastroje innych ludzi, ich przeżycia. To tak w wielkim skrócie.
Jeśli Beszadzie śledzisz tu niektóre dyskusje, dałem już niektóre przykłady. Znajdź je. Myślę, że rozwój intuicji należy do przyszłości rodzaju ludzkiego, w większym stopniu niż dziś. Ale to temat na inną okazję.
Przemyślę propozycję szerszej dyskusji z Tobą oddzielnie, zapisałem adresy. Nie oczekuj jednak od razu na kontakt, bądź cierpliwy.
Kłaniam się i pozdrawiam :-)
Tak jak już wczesniej pisałem, trudno jest mi dłużej prowadzić dialog w tym miejscu, bo to bardzo niewygodne. Tak więc ze swej strony gorąco Ci już dziękuję za okazaną szczerość i uwagę , cierpliwie oczekując Twojej obecności w nieco innej przestrzeni... :)
Osobiście jeśli się obracam na gruncie nauk przyrodoznawczych, staram się stosować taki język i narzędzia poznawcze, jakie przystają do badanego przedmiotu poznania. Przykładanie języka metafizycznego do natury - i odwrotnie - języka empirii do ontologii i metafizyki jest fatalną pomyłką (zarówno ze strony ludzi zaangażowanych po stronie życia wiecznego, jak i przeciw). Przypomina mi się naiwne stwierdzenie Chruszczowa po locie radzieckich kosmonautów w kosmos: "nasi ludzie byli w niebie, niestety Pana Boga tam nie spotkali".
Zmieszałeś empirię z wiarą, jest to nie do pogodzenia i wyklucza się.
Wiara jest przyjęciem określonych idei nie do udowodnienia metodami naukowymi, przy pomocy określonych narzędzi.
Ontologia w filozofii klasycznej dotyczy "teorii bytu, zajmującą się badaniem charakteru i struktury rzeczywistości jaka nas otacza.". Idea nie jest bytem, jest abstraktem, na którym tworzy się określone wzorce myślowe do uwierzenia, bądź praktyczne rozwiązania dla człowieka.
Wiarę "udowadnia" się sofistyką i scholastyką, czyli po prostu wierzy się i już. Nie myl nauk kościelnych z naukami empirycznymi, bo dojdziesz do absurdów, to dwa oddzielne bieguny.
Nauka odkrywa prawa istniejące w Kosmosie aby w praktyce je stosować dla ludzi, i końca tych odkryć nie widać, albowiem wielkość Wszechświata jest niewyobrażalna, jak jego wiek, 14,5 mld lat, które dla nas są wiecznością.
Zanim przemyślę Twoją propozycję, spytam, czy oglądałeś w październiku na Discovery Chanel pierwszy film z cyklu curiosity (ciekawość), w którym słynny astrofizyk-kaleka (sparaliżowany) Stephen Hawking odpowiadał na pytanie "Kto stworzył Wszechświat?", opisując w wielkim skrócie rozwój umysłowy człowieka od czasów starożytnych, gdzie na wiele zjawisk przyrodniczych, ludzie nie znając ich, przypisywali je Bogu/Bogom. Dopiero gdy te zjawiska zostały wyjaśniane sukcesywnie naukowo, okazało się, że kierują nimi prawa fizyczne, które odkrywamy, a Bogowie już w tym nie mają udziału.
Stephen Hawking jest po Einstenie drugim takim umysłem jaki zna świat, wpływając znacząco na rozwój nauki.
To chyba tyle Beszadzie na tym forum:-) Odezwę się. Trzymaj się :-)
Kiedy raz czytałem książkę „Milczenie” (a było to jakieś 30 lat temu), poczułem po raz pierwszy, że Kościół to nie tylko precyzyjnie stworzony system i bogata tradycja, ale Kościół to przede wszystkim żywe świadectwo. Bardzo się cieszę, gdy teraz czytam o zamiarach ekranizacji tej wspaniałej książki - tym bardziej, że jest ona w całości oparta na faktach!