Po dwóch stronach obiektywu

Od czasów kiedy pod koniec XIX wieku pojawił się pierwszy aparat fotograficzny, wiele się zmieniło. Jedno pozostało bez zmian: żeby zrobić dobre zdjęcie, nie wystarczy supersprzęt...

Już niedługo wakacje. Znów w rękach milionów ludzi pojawią się aparaty: od najprostszych, automatycznych kompaktów, po zaawansowane lustrzanki. Karty pamięci oraz facebookowe konta zapełnią się zdjęciami. Nie zabraknie oczywiście coraz bardziej popularnych, zrobionych w przeróżnych miejscach selfie.

Niezliczone rzesze turystów znów będą podpierać krzywą wieżę w Pizie. Może komuś uda się złapać okazję i pstryknąć fotkę z serii: „stałem obok celebryty”. Jednak najtrudniej zrobić zdjęcie, które nie tylko coś pokazuje, ale także, paradoksalnie – mówi. W dodatku nie przestaje mówić nawet po latach, a w niektórych przypadkach, nie przestaje też i pachnieć.

Szczęście, wyczucie, cierpliwość
Grzegorz Funke, znany koszaliński fotografik, wspomina swój pierwszy aparat, słynną radziecką Smienę. Potem były jeszcze inne cudeńka, jak choćby dwuobiektywowy Flexaret, jednak z dzisiejszymi cackami tamten sprzęt nie mógł się równać. Mimo braków sprzętowych młodemu fotografowi pracującemu dla gdańskiej „Kroniki Studenckiej” udało się zrobić „parę” dobrych zdjęć.

– Bo najważniejsze jest to, żeby umieć znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie – mówi Grzegorz Funke. Zdjęcie prezydenta Charles’a de Gaulle’a podczas jego wizyty w Gdańsku w roku 1967 to właśnie takie zdjęcie: zrobione dosłownie z metra, w dodatku z takiej perspektywy, że w jednej linii układają się głowy trzech osób. Jedna z nich to premier Józef Cyrankiewicz, i druga – prezydent Francji. Podobnego zdjęcia nie ma chyba nikt inny. Czasami prawdziwie dobre zdjęcie czeka nie tam, gdzie wszyscy się tego spodziewają. Fotograf musi mieć to coś, pewne wyczucie, które każe mu iść tam, gdzie nikt by nie poszedł, albo zwyczajnie... obrócić się w drugą stronę.

Pan Grzegorz wspomina zdjęcie z Fatimy, które, jak mówi, jest jednym z jego najlepszych. – Byliśmy na placu. Przed bazyliką była procesja ze świecami. Obróciłem się w drugą stronę i udało się uchwycić scenę naprawdę niezwykłą; tych dwoje ludzi idących na klęczkach, krzyż, ptak i księżyc. A główne wydarzenie działo się przecież z drugiej strony – opowiada fotograf. Okazało się, że prawdziwa historia toczyła się jednak za plecami. Wysilając nieco wyobraźnię, na zdjęciu z Fatimy można nawet dojrzeć Trójcę Świętą. Jest krzyż, czyli Syn Boży, niepozorny ptak w lewym dolnym rogu, jak gołębica, czyli Duch Święty i na górze lekko przysłonięty Księżyc, jakby puszczające oczko Oko Opatrzności.

Bywa też, że na dobre zdjęcie trzeba trochę poczekać. Pokazując fotografię z nosorożcami Grzegorz Funke wspomina z uśmiechem: – Siedzieliśmy w tym dżipie ze 40 minut i czekaliśmy, aż się łaskawie obrócą. Wiedziałem, że w końcu to zrobią.

Dwa paznokcie i szklanka bimbru
Sama migawka otwiera się i zamyka w ułamku sekundy. Ale zanim do tego dojdzie, nieraz trzeba... daleko dojść.

– W Bhutanie wspinaliśmy się do słynnego klasztoru zwanego „Tygrysim gniazdem”, dwie godziny w upale z torbą, w której było 5 kg sprzętu. Wszystko po to, żeby zrobić te zdjęcia. Miałem źle zasznurowane buty, więc na koniec zeszły mi dwa duże paznokcie. Ale było warto – opowiada Grzegorz Funke.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości