Księgi, książki...

Tworzyły się jakieś więzy, uczyli się ludzie wspólnie szukać, rozmawiać ze sobą, szanować rozmówcę. Wiele przyjaźni pewnie się wtedy zrodziło.

Wracałem z kolędy. Radio w samochodzie co chwila nadawało komunikaty o dramatycznej sytuacji na drogach. Dramat, zaśmiała odwożąca mnie Ewa. Parę centymetrów śniegu, żadnych zasp, widoczność na dwieście metrów. Jaki ten zaśnieżony świat jest piękny. A że łopatę trzeba wozić w samochodzie. Przecież u nas to normalne. Jak się zaspy porobią i chleb trzeba będzie ciągnikami po domach rozwozić, to już będzie zima. Ale i to jeszcze nie dramat. Oj, potrafią Polacy robić z igły widły.

Tak rozmawiając i śmiejąc się dojechaliśmy pod plebanię. Na schodach czekał już kościelny. Paczka z książkami nadeszła. Wziąłem i z namaszczeniem postawiłem na stoliku w gabinecie. Czasu na rozpakowanie nie było, choć pokusa wielka. W drodze do kościoła stare opowieści rodzinne kołatały mi się po głowie. Jak to pradziad Chabiera, w gnieździe rodowym pod Węgrowem, w zimowe wieczory chłopów zbierał i książki im czytał. Albo pisać uczył. Przychodzili sąsiedzi chętnie, bo mało kto miał księgi pod strzechą. A i nauczyć się czegoś można było.

W czasach mojej młodości też o książkę nie było łatwo. Pamiętam jak chodziliśmy z ojcem do znajomego kierownika księgarni i handel wymienny tata uskuteczniał. Dzięki temu wzbogacała się co jakiś czas domowa biblioteka o klasyków. Dziś czytać i pisać każdy potrafi, do księgarni jeździć nie trzeba, bo przez Internet można zamówić, a nawet niektóre tytułu w całości przeczytać. Gorzej z czytającymi...

Pewnie też i ze świecą nie znajdzie domu, gdzie gromadzą się sąsiedzi, by wspólnie czytać i o lekturze rozmawiać. Szkoda, bo przecież nie o samą wiedzę w tym zwyczaju chodziło. Tworzyły się jakieś więzy, uczyli się ludzie wspólnie szukać, rozmawiać ze sobą, szanować rozmówcę. Wiele przyjaźni pewnie się wtedy zrodziło. Trwalszych zapewne od tych zawiązanych przy piwie. Ech, jakoś mało pobożne były te rozmyślania w drodze do kościoła. Ale kapłan też człowiek i do swoich słabości ma prawo.

O paczce z książkami na szczęście podczas Mszy św. już nie myślałem, a chęć zajrzenia do nowości mnie nie rozpraszała. Nabożeństwa nie skróciłem. Za to w domu, ledwie próg przekroczyłem, zapomniałem o zimnych kaloryferach i za opróżnianie pudełka się zabrałem. Jaka radość. Śnieg za oknem, cisza i tyle wspaniałej lektury. W sam raz na zimowe wieczory. O, chociażby ten fragment mniszych przypowieści o miłości i przyjaźni.

„Był pewien starzec w Sketis, w zewnętrznej surowości życia bardzo wyćwiczony, ale w sprawach ducha niezbyt pilny. Poszedł on do abba Jana poradzić się co do swego zapominalstwa; a usłyszawszy od niego wskazówki, wrócił do swojej celi, ale po drodze zapomniał co mu powiedział abba Jan. Więc poszedł go zapytać znowu, i jeszcze raz usłyszawszy wskazówki powrócił. A kiedy był już blisko swojej celi, znowu zapomniał. I często tak się działo, że szedł, a kiedy wracał, bezmyślność znów go pokonywała. W końcu kiedyś, spotkawszy starca, tak mu powiedział: Wiesz, abba, że znowu zapomniałem, co mi mówiłeś? Ale nie przyszedłem, żeby ci się nie naprzykrzać. Odpowiedział mu abba Jan: Idź, zapal kaganek. Więc zapalił, a starzec powiedział znowu: Przynieś inne kaganki i zapal je od tego – i tak uczynił.

Wtedy abba Jan powiedział do starca: Czy coś zaszkodziło pierwszemu kagankowi, że od niego zapaliłeś inne? On odrzekł: Nie. A starzec na to: Tak jest i z Janem: choćby cała Sketis zeszła się do mnie, nie oderwie mnie to od miłości Chrystusa. Przychodź więc kiedy chcesz, i niczym się nie przejmuj! I tak, dzięki wytrwałości ich obu, oswobodził Bóg tamtego starca od bezmyślności. Tak to powstępowali mnisi w Sketis: dodawali odwagi tym, którzy cierpieli pokusy, i zadawali sobie trud, żeby innych dla dobra pozyskać.”

Księgo, książko, książeczko – przychodź kiedy chcesz.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości