Sonata

Czyli debiut jak marzenie. Do tego spełnione!

Więc nic tylko gratulować Bartoszowi Blaschke, bo wyreżyserowana przez niego „Sonata” to ten rodzaj filmu, który ogląda się z ogromną przyjemnością, satysfakcją, a przecież nie jest to obraz lekki, łatwy, czy przyjemny właśnie. Wszak to opowieść wstrząsająca. Dramatyczna. Co gorsza, oparta na faktach.

To historia o ogromnie utalentowanym, acz upośledzonym chłopcu, którego latami... źle diagnozowano. Kolejni specjaliści twierdzili, że cierpi na autyzm, tymczasem Grzesiu miał głęboki niedosłuch. A mimo to, słysząc muzykę (a właściwie tylko drgania, czy jakieś dziwne, harmonijne szumy), coś się w nim zmieniało. Odżywało. Reagował wtedy zupełnie inaczej.

Determinacja rodziców sprawiła, że w końcu trafił do doktora Skarżyńskiego. Wszczepiono mu implant i mógł zacząć grać na fortepianie. Ba, publicznie, znakomicie wykonał nawet słynną „Sonatę księżycową” Beethovena. Zanim jednak do tego doszło… No właśnie. I o tym jest ten film. O zmaganiach, cierpieniu, emocjach.

Coś podobnego oglądaliśmy już chociażby w „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy. Tam w roli niepełnosprawnego błysnął Dawid Ogrodnik – tu fantastyczną (i kto wie nawet, czy nie lepszą) rolę, zagrał Michał Sikorski. Te wszystkie tiki, jęki, nietypowe ruchy… - jakże łatwo byłoby tu o kiks. O jakąś nieszczęsną parodię. Tymczasem młody aktor wcielił się w tę postać bezbłędnie.

Kapitalne są także role jego rodziców, w których wcielili się Małgorzata Foremniak i Łukasz Simlat. Że Simlat jest aktorskim kameleonem, wiemy nie od dziś, ale że Foremniak potrafi tak zagrać, i to taka rolę (zmęczoną życiem, nieco zaniedbaną, starzejącą się kobietę) – to już odkrycie i wielki, wielki wyczyn tej aktorki. No i te relacje między nimi!

Tu znowu na myśl przychodzi „Ostatnia rodzina”. Bo „Sonata” to podobna psychodrama, gdzie emocje sięgają zenitu. Czasem członkowie rodziny chcą się nawzajem pozabijać, czasem padają sobie ze szczęścia w ramiona. Chce się żyć, lub chce się wyć. A wszystko to zagrane niesamowicie prawdziwie, wiarygodnie. Bez jednej fałszywej – nomen omen – nuty.

Nie dziwi więc fakt, że na festiwalu w Gdyni „Sonata” zdobyła Nagrodę Publiczności. Nagrodzono także Michała Sikorskiego za profesjonalny debiut aktorski. Gdybym mógł, sam przyznałbym twórcom tych nagród dużo, dużo więcej.

Jednego tylko szkoda. Plakatu promującego film. Polska Szkoła Plagiatu. Grafik płakał jak projektował… - wszyscy znamy te hasła i niestety, poster „Sonaty” wpisuje się, moim zdaniem, w ten niezbyt ciekawy „trynd”, o którym pisze się nawet w przypadku plakatów do wybitnych i ważnych filmów Smarzowskiego np.

Cóż, polscy filmowcy od lat nie mają się czego wstydzić, ale polskie działy promocji muszą się jeszcze dużo, dużo nauczyć…

Sonata

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| FILM, KINO, RECENZJA

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości