publikacja 09.11.2011 00:15
W pierwszą rocznicę śmierci Henryka Mikołaja Góreckiego z jego żoną Jadwigą Górecką o III Symfonii, zasuszonych kwiatkach i pisaniu na umywalce rozmawia Barbara Gruszka-Zych.
Zbigniew Sawicz
Jadwiga Górecka całe życie uczyła gry na fortepianie. Rozmowa z GN jest pierwszym obszernym wywiadem udzielonym po śmierci męża-kompozytor.a
Barbara Gruszka-Zych: Poznaliście się na studiach?
Jadwiga Górecka: – Mąż miał serdecznego przyjaciela Bernarda, a ja przyjaciółkę Zosię. Razem studiowaliśmy w ówczesnej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach, bywaliśmy na koncertach. Przez pewien czas nie bardzo było wiadomo, do kogo skierowane są uśmiechy studenta kompozycji, ale wkrótce sprawa się wyklarowała i tak już pozostało.
Co się Pani spodobało w przyszłym mężu?
– Był wtedy małomówny, spokojny, nieśmiały. Ale przy tym miał w każdej sprawie swoje zdecydowane zdanie i nie było łatwo z nim dyskutować.
Nie myślała Pani, że jako małżeństwo muzyków będziecie ze sobą konkurować?
– Przypuszczenie o jakiejkolwiek „konkurencji” muzycznej jest tutaj zupełnie absurdalne. Mąż już na studiach wyróżniał się wybitnym talentem kompozytorskim i w krótkim czasie osiągnął wysoką pozycję wśród polskich twórców. Ja zostałam nauczycielką gry na fortepianie. Czułam się szczęśliwa, że pracuję w szkole muzycznej i uczę dzieci. Tak było całe życie. I tak było bardzo dobrze.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.