Między sztuką a jarmarkiem

Szymon Babuchowski

GN 50/2011 |

publikacja 15.12.2011 00:15

Talent światowego formatu czy królowa kiczu? W przypadku Violetty Villas rozdzielanie tych określeń nie ma sensu. Ona była jednym i drugim.

Między sztuką a jarmarkiem East News/Polfilm Violetta Villas w filmie „Dzięcioł”

Budziła emocje do końca, choć coraz mniej wiązały się one z muzyką. Tabloidy rozpisywały się o jej nałogach, chorobie psychicznej, kłopotach ze schroniskiem dla zwierząt i konfliktach o pieniądze. Coraz rzadziej zajmowała się tym, co kochała najbardziej – śpiewaniem. A przecież kiedyś występowała u boku takich gwiazd jak Frank Sinatra, Paul Anka czy Charles Aznavour, podbijała Paryż, Broadway i Las Vegas. Dlaczego artystka obdarzona tak wielkim talentem zmieniła się w karykaturę samej siebie?

Od sopranu do barytonu

Kariera Violetty Villas wydawała się wręcz baśniowa, a jednak za jej kulisami od dawna rozgrywał się dramat osoby, która swojego sukcesu nie udźwignęła. Jej wybory artystyczne i życiowe stawały się coraz mniej zrozumiałe. Najbliżsi stracili z nią kontakt, a wokół niej pojawili się ludzie, którzy z całą pewnością nie byli dobrymi doradcami. A miało być zupełnie inaczej. Jej warunki głosowe zapowiadały przede wszystkim wielką karierę operową. Dysponowała najrzadziej spotykanym głosem kobiecym – sopranem spinto, dzięki któremu mogła wykonywać zarówno liryczne, jak i dramatyczne partie koloraturowe. Na tę umiejętność nakładała się niezwykła skala głosu (cztero- – lub pięciooktawowa), pozwalająca na śpiewanie barytonem, tenorem, altem, mezzosopranem i sopranem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.