Licencja na myślenie

Edward Kabiesz

GN 50/2011 |

publikacja 15.12.2011 00:15

Ian Fleming oferuje czytelnikowi licencję na zabijanie, a John Le Carré na myślenie. Chociaż bohaterowie ich powieści są pracownikami tego samego brytyjskiego wywiadu, dzieli ich wiele.

Licencja na myślenie ITI Cinema Kadr z filmu "Szpieg". Pierwszy z lewej Colin Firth - znany aktor brytyjski, zdobywca Oscara za film "Jak zostać królem".

Świat Bonda i świat Smileya stoją na dwóch przeciwległych biegunach gatunku, jakim jest powieść szpiegowska. O ile Ian Fleming podsuwa czytelnikom romantyczną wizję działalności brytyjskich, a szerzej zachodnich służb wywiadowczych, o tyle John Le Carré w swoich książkach brutalnie się z tą wizją rozprawia. Stworzony przez Iana Fleminga przystojny, wysportowany, biegły w sztukach walki i cieszący się wielkim powodzeniem u kobiet agent 007 ma na swoim koncie sporą liczbę trupów. Kiedy uzna to za konieczne, strzela bez wahania, chociaż należy zauważyć, że najczęściej, chociaż nie zawsze, znajduje się wtedy w sytuacji przymusowej.

Niepozorny konkurent Bonda

George Smiley z cyklu powieści Le Carré’a to niepozorny, grubawy mężczyzna noszący drogie, lecz niezbyt dopasowane garnitury. Prawie całe dorosłe życie przepracował w tajnych służbach, w MI6, czyli w wywiadzie zagranicznym. W swoim zawodzie jest mistrzem, w codziennym życiu wiedzie mu się gorzej. Nie używa broni palnej, bo walczy głową. Jego bronią jest błyskotliwy umysł. To tylko podstawowe różnice pomiędzy bohaterami, z których jeden, czyli Bond, stał się ikoną współczesnej popkultury. Agent 007 swoją wieczną młodość zawdzięcza kinu. Popularność filmów z Bondem jest zdumiewająca, mimo że widz z łatwością może przewidzieć, co za chwilę wydarzy się na ekranie. Baśniowe niemal perypetie bohatera przekraczają granice gatunku, zmierzając w kierunku science fiction. Część widzów, która wybrała się ostatnio do kina na znakomitego „Szpiega” Tomasa Alfredsona, oglądała film z pewnym zaskoczeniem, spodziewając się czegoś zupełnie innego. Nie było tu dynamicznej akcji, bójek i spektakularnych pościgów, czyli tego, do czego przyzwyczaiła nas współczesna kinematografia poddana ciśnieniu infantylizacji. Obejrzenie „Szpiega” nawet dla wyrobionego widza wymagało pewnego wysiłku i skupienia. Chwila dekoncentracji w śledzeniu akcji filmu mogła sprawić, że znaczenie kolejnych scen stanie się dla nas zagadką. Wydawało się, że Smiley usiłujący w środku zimnej wojny znaleźć kreta na najwyższym szczeblu kierownictwa Cyrku, czyli brytyjskiego MI6, w interpretacji Gary Oldmana zszedł na ekran wprost z książek Le Carré’a. Twórcy filmu, ekranizując „Druciarza, Krawca, Żołnierza, Szpiega”, jedną z najlepszych książek pisarza, mimo pewnych, chociaż, moim zdaniem, niepotrzebnych zmian, zachowali w pełni ducha literackiego pierwowzoru. A są to powieści, które niełatwo poddają się adaptacji, gdyż najczęściej akcja w nich schodzi na drugi plan. Niewiele z nich odniosło sukces.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.