publikacja 02.02.2012 00:15
W „Róży” Smarzowski brutalnie rozprawia się z obrazem powojennej rzeczywistości utrwalanej w filmach w rodzaju „Samych swoich”.
materiały dystrybutora
Perypetie rodziny Pawlaków i Kargulów rozgrywające się w sielankowym krajobrazie tzw. Ziem Odzyskanych bawią widzów do dzisiaj. Jednak filmy Chęcińskiego niewiele miały wspólnego z tym, co działo się tam bezpośrednio po wojnie. Film Smarzowskiego, reżysera znanego z bezkompromisowego i czasem drastycznego przedstawiania współczesności, dotyka tematu, którym rzadko zajmowało się polskie kino. A jeżeli już, to w zupełnie innym kontekście.
Dzieliło ich wszystko
A w „Róży” ten kontekst historyczny jest bardzo ważny. Przejmująca opowieść o wielkiej, prawdziwej miłości pomiędzy ludźmi, których wydawało się dzielić wszystko, zarówno pochodzenie, historia i doświadczenia wojny, rozgrywa się w realistycznie nakreślonym obrazie schyłku wojny i początków pokoju na Mazurach. Film jest też pierwszym obrazem w dorobku reżysera, w którym pokazuje bohaterów budzących sympatię widza. „Róża” gra na uczuciach i wrażliwości widza w sposób w polskim kinie rzadko spotykany. Efekt jest taki, że oglądający wychodzą z kina w milczeniu i zadumie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.