O hejnaliście i trzech dobrych wróżkach

Piotr Drzyzga

publikacja 03.03.2012 20:44

Dawno, dawno temu, w odległej krainie, na najwyższej górze, stało ogromne zamczysko. Jego władczynią była stara i zła królowa, która sprawowała rządy wspólnie ze swym okrutnym synem.

O hejnaliście i trzech dobrych wróżkach stevebrownd50 / CC 2.0

Pewnego dnia wpadła na pomysł, by syna ożenić. Rozesłała więc posłańców na cztery świata strony, aby ogłaszali we wszystkich księstwach i królestwach, że poszukiwana jest żona dla królewicza.

Nie minęło wiele czasu, a do zamku zaczął zbliżać się orszak. Jako pierwszy dostrzegł go hejnalista z zamkowej wieży. Gdy tylko orszak wyłonił się z lasu, trębacz zaczął grać, by oznajmić nadejście znakomitych gości.

Chwilę później, gdy jeźdźcy dojeżdżali już do zamkowej bramy, hejnalista zobaczył, że w eskortowanej przez nich karocy znajduje się piękna księżniczka. Od razu zapałał do niej wielką miłością, ale że był zwykłym grajkiem, wiedział, że jego uczucie nie ma żadnych szans. Momentalnie więc spochmurniał i zaczął grać najsmutniejszą melodię, jaką świat słyszał.

Tymczasem w sali tronowej rozpoczęło się przyjęcie na cześć przybyłej właśnie księżniczki. Początkowo bardzo cieszyła się z uroczystości, którą zgotowano na jej cześć. Im dłużej jednak trwała, tym więcej miała wątpliwości.

Bardzo nie podobał jej się sposób, w jaki królowa matka i królewicz, z którym miała się niebawem zaręczyć, traktowali swoich poddanych i służących. Dziwiło ją też, że jej przyszły mąż bardziej interesuje się złotem i klejnotami z jej posagu, niż nią samą. Widząc ich maniery, szyderstwa i kpiny, zdecydowała się opuścić ucztę i jak najszybciej wrócić do swojego królestwa.

- Nigdzie nie pójdziesz! – krzyknęła stara królowa, po czym wypowiedziała dwa tajemnicze zaklęcia. Pierwsze z nich sprawiło, że księżniczka stała się milczącą, posłuszną, jakby nieobecną myślami osobą. Drugie zaklęcie zamieniło natomiast wszystkich rycerzy z jej orszaku w myszy, które od razu rozbiegły się po zamkowych piwnicach i lochach, i słuch po nich zaginął.

Zgromadzeni w sali tronowej dworzanie i służący nie pierwszy raz byli świadkami takiej sytuacji. Z obawy przed czarami królowej nikt rzecz jasna nie zareagował, ale po skończonej uczcie opowieściom o tych wydarzeniach nie było końca.

Usłyszał o nich także hejnalista, kiedy zszedł na posiłek do oberży. Posmutniał wówczas jeszcze bardziej, nie wiedząc, jak sobie ze swoim frasunkiem poradzić...

Gdy wrócił na zamkową wieżę, z mysiej nory wyszedł mieszkający w niej krasnoludek. Zapytał trębacza dlaczego jest taki zmartwiony, a gdy usłyszał o zdarzeniach z sali tronowej i o miłości grajka do księżniczki, tak mu poradził:

- Czas ci ruszać w drogę, gdyż za siedmioma górami, za siedmioma lasami mieszkają trzy dobre wróżki. Już one znajdą sposób, by cię wybawić z kłopotów, muzykancie.

Hejnalista nie mógł tak od razu opuścić zamku. Poczekał więc do wieczora i dopiero wtedy, pod osłoną nocy, wymknął się poza obręb zamkowych murów i ruszył w świat, zabierając ze sobą jedynie trąbkę.

Godziny i dni mijały. Wędrował przez lasy, pola i wsie. Wreszcie przybył do miasteczka, w którym miał odbyć się pogrzeb.

Do młodego trębacza podeszła wdowa i poprosiła go, by zagrał nad grobem jej męża. Jako że była bardzo biedna, nie mogła mu jednak za jego muzykowanie zapłacić.

- Nic nie szkodzi – odpowiedział jej hejnalista. – Mnie też jest bardzo smutno, zagram więc po prostu to, co czuję.

Jak powiedział, tak zrobił, po czym ruszył w dalszą drogę.

Po jakimś czasie napotkał na niej orszak hrabianki, która jechała w karocy niemal identycznej, jak ta, w której kiedyś zobaczył swoją ukochaną księżniczkę. Z radości na to wspomnienie, odegrał fanfary, na które jadąca w karocy hrabianka pięknie mu się ukłoniła i w podzięce rzuciła sakiewkę złotych monet. Nagrodzony w ten sposób grajek ucieszył się jeszcze bardziej, ale postanowił dalej nie zwlekać i kontynuował są wyprawę do krainy trzech dobrych wróżek.

Kiedy wieczorem doszedł do leżącej pod lasem gospody, zdecydował się w niej odpocząć. W końcu miał teraz tyle złotych monet, że zapłacenie za nocleg i ciepły posiłek nie było żadnym problemem. Tak też uczynił.

Rano obudziły go jakieś dziwne hałasy i wielka krzątanina. Kiedy wyszedł z izdebki, w której nocował, dowiedział się, że w gospodzie szykują się do świętowania urodzin córki karczmarza. Karczmarka widząc, że jej ojciec ma za gościa muzykanta, poprosiła go, by został na przyjęciu i zagrał dla niej.

- Nie wypada mi odmówić – odrzekł hejnalista i  postanowił, że jako prezent ofiaruje jej sakiewkę, którą wczoraj go nagrodzono.

Gdy urodzinowe przyjęcie rozpoczęło się na dobre, okazało się, że wśród gości są znane już muzykantowi wdowa i hrabianka. Widząc, że zostały rozpoznane, podeszły do grajka wraz z córką karczmarza, wyznając mu, że to one są trzema dobrymi wróżkami, których szukał.

Wróżki wskazały mu dwa białe rumaki oraz tort. Jak powiedziały: mają to być prezenty na ślub złego królewicza i księżniczki. Jednego konia ma otrzymać królowa matka, drugiego jej syn, tort zaś ma zostać przekazany pannie młodej.

Hejnalista zdziwił się bardzo takim obrotem spraw. Miał nadzieję na pomoc w odczarowaniu i zdobyciu ręki swej ukochanej. Tymczasem wróżki uczyniły z niego zwykłego posłańca, który miał się udać z ich darami na zamek złej królowej. On sam otrzymał jeszcze nowe odzienie, ale cóż mu teraz po tym, że wygląda jak baron?

Zasmucony ruszył więc w drogę powrotną. Gdy przybył na dziedziniec, zgromadziły się na nim już setki weselnych gości i tłumy gapiów, czekających na przybycie młodej pary i królowej matki.

Gdy stara władczyni dostrzegła dwa wspaniałe rumaki, podeszła do hejnalisty, którego nie rozpoznała, i zapytała skąd się tutaj wziął z tak szlachetnymi ogierami. Przygnębiony grajek wyjaśnił, że to konie-prezenty dla niej i pana młodego.

Niecierpliwa monarchini od razu zawołała syna, by jak najszybciej dosiadł podarowanego mu zwierzęcia i dokonał wraz z nią triumfalnego objazdu placu. Jak rozkazała, tak zrobił, zostawiając swą przyszłą małżonkę samą.

Gdy tylko królowa i królewicz wsiedli na konie, te zerwały się i w szalonym pędzie ruszyły przed siebie. Przegalopowały przez plac, wyjechały przez zamkową bramę, porywając złą matkę wraz z synem i wywożąc ich gdzie pieprz rośnie.

Uradowani takim obrotem sprawy poddani zaczęli wiwatować i świętować uwolnienie się od rządów złej królowej. Na plac zamkowy wyniesiono stoły z potrawami przygotowane na wesele i zaczęła się wielka uczta w czasie której pokrojono także podarowany przez wróżki tort.

Hejnalista zaniósł kawałek wciąż otępiałej i osowiałej księżniczce. Kiedy ta skosztowała tortu, momentalnie została odczarowana i padła w ramiona swemu wybawcy.

Widząc to dworzanie i reszta poddanych zadecydowali, że to właśnie hejnalista i księżniczka będą odtąd rządzić ich krainą. Od razu urządzili im ślub i odtąd wszyscy żyli już długo i szczęśliwie.

Koniec