publikacja 16.02.2012 00:15
„Polita” to sztuka zrealizowana z dużym rozmachem. Przypomina jednak bańkę mydlaną – z zewnątrz piękną, w środku pustą.
PAP/Tytus Żmijewski Trójwymiarowe efekty, samochód wjeżdżający na scenę, wspaniała choreografia – to wszystko za mało, by mówić o arcydziele
To miał być przełom. Pierwsze w Polsce i jedno z pierwszych na świecie przedstawień łączących teatr z technologią 3D. Prawdziwych aktorów z komputerowymi fantomami. Rzeczywiste rekwizyty z wirtualną dekoracją. Biografia Poli Negri, jedynej Polki, która zrobiła karierę w Hollywood, świetnie się do tego nadawała. Dzięki nowym możliwościom mieliśmy się przenieść w przedwojenny świat, znaleźć się w filmowym studiu Para-
mount albo pod nowojorską Giełdą na Wall Street w dniu, kiedy wybucha wielki kryzys.
Uczta dla oka
W pewnym sensie to się udało. Trzeba przyznać, że trójwymiarowe efekty, przygotowane przez studio Platige Image (współtwórcę słynnej „Katedry” Bagińskiego), są naprawdę imponujące. Sceny morskiej podróży, budzące skojarzenia z „Titanikiem”, albo obrazy z przelotu nad pustyniami przyprawiają o zawrót głowy. Realizm wygenerowanej komputerowo dekoracji bywa tak silny, że widz musi chwilami wyglądać zza okularów 3D, by odróżnić świat wirtualny od prawdziwego.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.