Nie da się zagrać C hrystusa

Barbara Gruszka-Zych

GN 09/2012 |

publikacja 01.03.2012 00:15

Z Wojciechem Pszoniakiem o byciu Chrystusem, lwowskich dywanach i cierpieniu rozmawia Barbara Gruszka-Zych.

Nie da się zagrać C hrystusa Henryk Przondziono Wojciech Pszoniak wybitny aktor teatralny i filmowy. Przeszedł do historii filmu rolami Morica w „Ziemi obiecanej”, Robes-pierre’a w „Dantonie” i Korczaka w filmie pod tym samym tytułem

Barbara Gruszka-Zych: Grał Pan ze sławami: Depardieu, Ullmann, Piccoli. Jacy oni są?

Wojciech Pszoniak: – Są normalni. Nie muszą odgrywać wielkości. Takim przykładem na normalną wielkość był nasz papież Jan Paweł II,
jeden z największych, których wydała nasza planeta. Urzekały jego prostota, ogromne poczucie humoru, pomimo że na plecach dźwigał cały świat. Bo najważniejsze jest poczucie humoru. Sam lubię się z siebie śmiać i nie obrażam się, gdy inni śmieją się ze mnie.

To Pana nie dotyka?

– Mam zbyt dobre zdanie o sobie (śmiech). Poza tym poczucie humoru to przejaw inteligencji. Ludzie, którzy potrafią się śmiać, są wolni. Ci groźni dla świata są śmiertelnie poważni.

Od początku mieszkania w Paryżu poznawał Pan sławy.

– No tak, między innymi Józefa Czapskiego, Jerzego Giedroycia, Konstantego „Kota” Jeleńskiego, Janka Lebensteina, Jana Nowaka-
-Jeziorańskiego. Spotykaliśmy się w słynnym Centre de Dialogue Ojców Pallotynów. Miałem szczęście, że poznałem takich ludzi. Przecież ci, których spotykamy, nieustannie nas kształtują.

Dziś najważniejsze, żeby aktor był znany.

– Aktor popularny przez wielu automatycznie postrzegany jest jako dobry. W każdej z dziedzin sztuki działają artyści, którzy potrafią zrobić sobie doskonały marketing i są genialnymi biznesmenami. Z drugiej strony wielu wybitnych artystów, którzy mają wiele do powiedzenia, jest mniej znanych, bo nie mają żyłki marketingowej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.