Okna do nieba

Ilona Migacz

publikacja 22.03.2012 08:31

Ikonografia. Mówi, że malując ikony, czuje się niczym ludzie, którzy przynieśli paralityka do Jezusa. To jest jej droga do Boga. Teraz wspólnie z kapłanami swojej parafii wskazuje tę drogę wrocławianom.

Scena Zwiastowania NMP   Archiwum A. M. Budzińskiej/GN Scena Zwiastowania NMP
Ikona autorstwa wrocławskiej ikonopisarki
Miłość do ikon Anna Małgorzata Budzińska odziedziczyła po swoim ojcu. – Tata pochodził z Kresów. Z zachwytem opowiadał o cudnych ikonach, jakie widział w cerkwiach i w domach swoich ukraińskich kolegów. W jego wspo­mnieniach Kresy jawiły się jako kraina bogata wielokulturowością i tolerancją. Już po wojnie, mieszkając we Wrocławiu, próbował mi przeka­zać, że prawosławni to nasi bracia, że wszyscy jesteśmy z jednego pnia. A uczył mnie tego, właśnie pokazu­jąc wschodnie obrazy – wspomina artystka.

Modlitwa pędzlem
Pani Anna prezentuje swoją pierwszą ikonę – podarunek od taty. – To reprodukcja wycięta z albumu

kupionego jeszcze w latach 60. XX w., w ówczesnej radzieckiej księgarni, na rynku we Wrocławiu. Nalepiona przez tatę na deskę i zalakierowana. Matka Boża Gruzińska. Musiało jednak minąć 30 lat, bym urok ikon odkryła w pełni – zaznacza. Syno­wie zaprosili ją i męża na wycieczkę do Grecji.

– Szczególne wrażenie, choć niekoniecznie pozytywne, zro­biła na mnie pracownia pisania ikon w jednym z klasztorów w Meteorach – opowiada dalej. – Ze zdziwieniem patrzyłam, jak artystom wystarcza 10 minut na prezentację techniki pisania świętych obrazów. Deska, szablon, farby… i ikona gotowa. Bar­dziej to przypominało fabrykę niż pracownię. W głowie pojawiła się myśl: „Mogą oni, mogę i ja”.

Już w Polsce pani Anna zaczę­ła szukać informa­cji o ikonach, ich symbo­lice, zasadach przygotowywania, duchowości ikonopisów. Po trzech miesiącach wręczyła synom ikony. - O, podarunek z Grecji! - ucieszyli się. - Nie, namalowałam sama. - Ty? Niebywałe! - Nie mogli wyjść z po­dziwu - śmieje się malarka. Od tam­tej pory minęły cztery lata, a kolek­cja ikon pani Anny nie mieści się na ścianach niedużego mieszkania.

Zanim chwyci za pędzel, wyko­nuje długą i żmudną pracę. - Gdy ikonę przygotowuję dla konkret­nej osoby, zastanawiam się, czego ta osoba potrzebuje. Na przykład dla zaprzyjaźnionego kapłana przygotowałam ikonę z obrazem Przemienienia Chrystusa na górze Tabor. Z życzeniami dokonania się w jego życiu podobnej przemiany. Pracę poprzedza modlitwa, a sa­memu malowaniu towarzyszą roz­myślanie i refleksja -wyznaje malarka Pani Anna oglą­da reprodukcje, porównuje wcze­śniejsze realizacje danego tematu. Analizuje zastosowanie kolorów, ułożenie rąk, obecność symboli.

- Dla odczytania ikony ma to fun­damentalne znaczenie - tłumaczy. - Zastanawiam się, które elementy użyte przez dawnych ikonopisów powinnam wykorzystać, co włożyć swojego. Ikony przez wieki pełniły rolę katechizmów. Tworzenie tych obrazów to wielka odpowiedzialność - podkreśla, dodając, że pisanie ikon wychowuje ją. Zwraca przy tym uwagę, że to przede wszystkim lek­cja cierpliwości.

Prace przygotowawcze - przy­cięcie, osuszenie i oszlifowanie drewna - są zadaniem męża pani Anny. Następnie deskę trzeba po­kryć kilkoma warstwami farb, kle­ju, lakieru, werniksu. I tu nie wol­no się spieszyć. Gdy choćby jedna z warstw nie wy­schnie wystarczająco, na obrazie pojawią się pęknięcia lub wybrzu­szenia. - Co gorsza, ujawnią się one po jakimś czasie na obrazie, który uznaliśmy już za gotowy - wzdycha ikonopisarka. No właśnie, ikony uczą po­kory i w metaforyczny sposób pokazują znaczenie solidnego fundamentu. Zupełnie jak w ży­ciu - dodaje.

Okienko do nieba
„Ikona to okno do nieba” - tak mówią prawosławni teolodzy (...) Dlatego pani Anna ucieszyła się na propo­zycję przygotowania w swoim ko­ściele parafialnym wystawy ikon.

- Parafianom pomysł się spodobał, widać, że zatrzymują się przy nich, podziwiają - uzupełnia ks. Eryk Dobrzański, wikariusz wrocławskiej parafii pw. NMP Nieustającej Pomo­cy (…).