Pocałować Ponboczka

ks. Jerzy Szymik

GN 13/2012 |

publikacja 29.03.2012 00:15

Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: p o e z j a i d o b r o ć... i więcej nic... C.K. Norwid

Pocałować Ponboczka Roman Koszowski

Niemcy „już kiedyś przeżyli zdejmowanie krzyży ze szkolnych ścian; wtedy bowiem, już następnego dnia, w miejsce krzyży pojawiła się urzędowa fotografia mężczyzny z wąsem i grzywką. Interesujące jest nie tyle zdejmowanie krzyży – ostatecznie my, katolicy, przywykliśmy do tego, że co roku w okresie Postu zasłaniamy krzyże w kościołach. (...) Znacznie ciekawszą rzeczą byłoby postawienie sobie pytania, co pojawia się na opróżnionym miejscu. Jakież to biesiady szykują nam ci, którzy nawołują nas do »postu od chrześcijaństwa«? Być może wartości naszej wiary docenimy dopiero wtedy, gdy porównamy je z tym, co natychmiast wdziera się na ich miejsce” (T. Halik, Dotknij ran, tłum. A. Babuchowski, Kraków 2010, ss. 125).

• • •

W moich rodzinnych stronach obchodzi się w Wielką Sobotę cudowny obrzęd: chodzi się „pocałować Ponboczka” (możliwa jest też wymowa: Pomboczka).

Całuje się wielki krucyfiks rozłożony przed ołtarzem pszowskiej bazyliki, pięć Jezusowych ran: skrwawioną cierniami głowę, przebite serce, rozdarte dłonie, połączone gwoździem stopy.

Jest wczesnowiosenne przedpołudnie. Kolejka wije się długim wężem środkiem kościoła aż poza jego barokowe mury, na schody, na dziedziniec, gdzie blade słońce i wonny wiatr z zapachem parującej po śniegach ziemi oznajmiają, że ani do zimy, ani do śmierci nie należy ostatnie słowo w największej ze spraw: w sprawie naszego życia.

Pamiętam z dzieciństwa, że potem, w drodze do domu, w torebce mojej mamy nagle znajdowała się pomarańcza i czekolada mleczna (nie znosiłem ani deserowych, ani gorzkich, te uwielbiała siostra). To jeszcze nie był „Zajonczek” – to jutro, w wielkanocny poranek, będziemy szukali prezentów wśród krzaków porzeczek, wiklinowych koszyczków pełnych słodyczy, wyściełanych kolorowymi serwetkami, opartych o pochyłe pnie w wiśniowym sadzie, pnie bieluśkie, świeżo pociągnięte przez tatę wapnem, pośród kępek jasnozielonej trawy. I to szukanie prezentów zostawionych przez tajemnicze zające, szukanie pewne szczęśliwego zakończenia, pozostanie dla nas matrycą szczęścia na zawsze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.