Świta Wolanda

Hanna Karolak

publikacja 20.04.2012 07:42

Na deskach stołecznego teatru Rampa: Adaptacja kultowej powieści „Mistrz i Małgorzata” wymagała od realizatorów nie lada odwagi, błyskotliwości i dobrego pomysłu.

Świta Wolanda Andrzej Karolak/GN Ku uciesze widzów karę ponoszą łajdacy i bezbożnicy, i choć treść powieści znamy, jesteśmy pozytywnie zaskakiwani puentowaniem sytuacji

Michaił Bułhakow ukończył swoją powieść kilkanaście dni przed śmiercią w 1940 r. Druku doczekała się po czterdziestu latach i natychmiast zyskała uznanie, otrzymując miano najważniejszej powieści XX w. Co tak zaniepokoiło władze totalitarnego państwa, że ocen­zurowały „Mistrza...” na całe lata. Co sprawiło, że zawładnęła sercami i umysłami czytelników? Otóż autor w niezwykłej formie, oscylując mię­dzy fantastyką a realizmem, pokazał odwieczną walkę dobra ze złem.

I oto sam spektakl: na wielkim ekranie z woli Stalina wali się w gruzy największy rosyjski Sobór Zbawicie­la. Zapowiedź, że oto znajdziemy się za chwilę w świecie bez Boga. Brzmi to niezwykle aktualnie. Obroną wo­bec tego świata stanie się szyderstwo, którym na scenie szermować będą siły nieczyste, a jednak zdające się być sprzymierzeńcem boskiego ładu.

Lata trzydzieste, Moskwa to bez­karność partyjnych dygnitarzy, ko­rupcja, chciwość, nadużycia władzy, a nade wszystko pewność siebie panów świata, odrzucających jakiekolwiek prawo moralne. I w tym zderzeniu świ­ta Wolanda. Bo gdy człowiek odrzucił Boga, porządek postanawia zaprowa­dzić szatan. Inteligentny, cyniczny, skuteczny. To on wygrywa w pierw­szym pojedynku z partyjnym bossem Berliozem, gdy ten, negując istnienie siły wyższej, twierdzi, że o wszystkim decyduje człowiek.

Reżyser spektaklu Michał Ko­narski prowadzi ten pojedynek bły­skotliwie. Ku uciesze widzów karę ponoszą łajdacy i bezbożnicy, i choć treść powieści znamy, jesteśmy pozy­tywnie zaskakiwani puentowaniem sytuacji. Pierwsze sceny budzą nasze zdziwienie, że gdzieś zniknęli tytuło­wi bohaterowie, Mistrz i Małgorzata, za to finał będzie triumfem ich miłości i wierności. To popisowa rola Dominiki Łakomskiej w roli Małgorzaty. Jej eks­presja przekonuje nas o sile uczucia, które zwycięży wszystkie złe moce. Bo w tym przedstawieniu wyważone są proporcje między groteską a tonem serio. Poruszająca jest wiara skazane­go wyrokiem Piłata Jeszui, który dalej wierzy, że w każdym człowieku tkwi dobro, a tylko tchórzostwo nie pozwa­la go wyzwolić.

Jeśli czegoś zabrakło mi w tym spektaklu, to może tajemnicy, mistycyzmu Bułhakowa, który zapew­ne nie da się wprost przełożyć na język sceny. Za to jego walorem są kostiumy, scenografa, oprawa muzyczna. Moż­na więc uznać, że realizacja spektaklu sprostała wyzwaniu, jakie narzuciła teatrowi trudna materia powieści.