Piłkarskie hity

Szymon Babuchowski

GN 21/2012 |

publikacja 24.05.2012 00:15

Czy piosenka o piłce nożnej musi być prymitywna? Niekoniecznie. W latach 70. mieliśmy sporo futbolowych przebojów ze zgrabnym, dowcipnym tekstem.

Piłkarskie hity PAP/Przemek Wierzchowski Polską drużynę wspierali piosenkami: m.in. Marek Torzewski

 

Piłka i piosenka od zawsze idą w parze. Odkąd istnieje futbol, kibice zagrzewali zawodników do walki rytmicznym skandowaniem i śpiewem. Przyśpiewki musiały być proste, rytmiczne i łatwe do powtórzenia. Z takiego założenia wychodzą też zapewne twórcy piosenek towarzyszących sportowym imprezom. Tyle że to już nieco inny gatunek.

Olé, Olé, Olé

Obrońcy „Koko Euro spoko” twierdzą, że ta piosenka świetnie nadaje się do śpiewania na stadionach. Śmiem wątpić. Zbyt krótkie, szybko po sobie następujące nuty są, moim zdaniem, nie do powtórzenia przez tłum kibiców, w którym nie wszyscy obdarzeni zostali poczuciem rytmu. O wiele łatwiej powtarza się dłuższe dźwięki, jak w słynnym „Olé, olé, olé”, śpiewanym dziś na stadionach całego świata.

Mało kto pamięta, skąd wywodzi się ów motyw. Narodził się on w Hiszpanii w 1982 r., gdy mistrzem kraju został Real Sociedad. Kibice śpiewali wówczas: „Campeones, campeones, hobe, hobe, hobe”. Pierwsze dwa słowa oznaczają mistrzów, trzy następne wywodzą się z języka baskijskiego i znaczą tyle, co: „jesteśmy najlepsi”. Z czasem „hobe” uprościło się do „oé”, a goście z zagranicy skojarzyli je mylnie z „olé”, sugerując się hiszpańskim pochodzeniem śpiewu. Zaśpiew doczekał się licznych aranżacji, przeróbek na muzykę pop. Bodaj najsłynniejszą, dyskotekową wersję nagrał w 1987 r. zespół The Fans pod tytułem „Olé, Olé, Olé (The Name of the Game)”.

Hiszpania w ogóle ma spory dorobek w dziedzinie piłkarskich przebojów. W tym kraju kibice przywiązują bowiem szczególną wagę do klubowych hymnów, odśpiewywanych nieraz przed meczem przez cały stadion. Wykonanie nowego hymnu Realu Madryt powierzono nawet w 2002 r. słynnemu tenorowi Plácido Domingo, który odśpiewał utwór z towarzyszeniem orkiestry złożonej z 82 muzyków. Podobną tradycję kultywują kibice drużyn z Wielkiej Brytanii – wystarczy przywołać słynne „You’ll Never Walk Alone” w wykonaniu kibiców FC Liverpool.

Piłka jest kanciasta

W Polsce kluby też mają swoje hymny, ale mało kto pamięta ich słowa. Wyjątkiem była w latach 70. piosenka napisana przez Wojciecha Młynarskiego dla Górnika Zabrze. Nagrali ją Skaldowie. W dowcipnej wyliczance wokalista wymieniał nazwiska i pseudonimy zawodników, w utworze pada też nazwisko słynnego komentatora: „By Lubański miał na bramkę zryw szatański,/ Żeby Zyga z piłką zwijał się jak fryga,/ Żeby Florek nie dał sobie wchodzić w korek,/ Cała reszta samą siebie w walce przeszła./ Żeby wreszcie Jan Ciszewski, podenerwowany fest,/ Barytonem grzmiał królewskim: górą Górnik jest!”.

 
To oczywiście nie jest już piosenka, którą mogą powtórzyć kibice. Zbyt wiele w niej językowych zawijasów, zbyt skomplikowany jest rytm. Ale też cel napisania utworu był zupełnie inny. Chodziło o stworzenie piosenki towarzyszącej rozgrywkom, którą można będzie odtwarzać w mediach. Oczywiście wiele utworów tego typu nawiązuje formą do stadionowych przyśpiewek, jednak mamy tu do czynienia z odrębnym gatunkiem, rządzącym się swoimi prawami. Będzie w nim miejsce na bardziej wyszukany tekst, dlatego w tworzenie piłkarskich przebojów zaangażują się autorzy tacy jak Jonasz Kofta, Ludwik Jerzy Kern czy wspomniany już Wojciech Młynarski. W futbolowych piosenkach z lat 70. i 80 sporo znajdziemy poetyckich porównań („Piłka jest okrągła jak ziemski glob”), słownych zabaw („Uliczkę znam w Barcelonie/ W uliczkę wyskoczy Boniek”) i zaskakujących sformułowań („Piłka nie jest okrągła, piłka jest kanciasta/ Łatwiej stracić gola niż go wbić”). To dlatego hity takie jak „Futbol” Maryli Rodowicz, „A ty się, bracie, nie denerwuj” Andrzeja Dąbrowskiego, „Po zielonej trawie piłka goni” zespołu No To Co czy „Tajemnica mundialu” Bohdana Łazuki kibice pamiętają do dziś.

Orzeł zawalczy jak lew

Ostatnie lata pod tym względem prezentują się znacznie bardziej ubogo. Wśród nielicznych piłkarskich przebojów minionego dziesięciolecia wymienić trzeba na pewno „Do przodu, Polsko” Marka Torzewskiego. Tekst Andrzeja Mogielnickiego nie ma może lekkości poprzedników z lat 70., ale w połączeniu z patetyczną, quasi-operową melodią faktycznie może zagrzewać do walki. Torzewski swoim wykonaniem wpisał się niejako w tradycję zapoczątkowaną w 1990 r. przez trio Carreras – Domingo – Pavarotti. W przeddzień finału piłkarskich mistrzostw świata we Włoszech trzej wielcy tenorzy połączyli masową rozrywkę ze sztuką przez duże „S”, dając znakomity koncert w rzymskich Termach Karakalli.

Jest jeszcze jeden gatunek futbolowych przebojów – piosenki pisane już po mistrzostwach. Turniej z 2002 roku stał się pretekstem do stworzenia dwóch bardzo podobnych w swojej wymowie hitów. Zarówno latynoskie „Mundialeiro” zespołu Püdelsi, jak i autorski utwór Bartka Kalinowskiego „Polska gola” to specyficzne „streszczenia” polskiego udziału w tych mistrzostwach. Jak pamiętamy, potwierdziły one obiegową opinię, że Polacy rozgrywają zwykle trzy mecze: mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Püdelsi ubrali tę historię w ciekawą szatę językową, rymując ze sobą dziwne polsko-hiszpańskie twory zakończone na „-eiro”: „Mundialeiro, mundialeiro/ Treneiro dymisjoneiro i to na serio”. Kalinowski stworzył mini-epopeję o wielu zwrotkach, wplatając w dzieje futbolowych potyczek także wątki poboczne: Edytę Górniak śpiewającą hymn, udział piłkarzy w reklamach czy barowe przygody samego narratora.

Na tym tle tegoroczne wybory hitu na Euro nie powalają. Oprócz osławionego „Koko” przyniosły m.in. piosenkę Feela, która z futbolem ma tyle wspólnego, że pojawia się w niej słowo „zwycięstwo”. Nie popisał się nawet duet twórczy Krajewski – Młynarski, który dla Maryli Rodowicz przygotował banalny utwór o tym, że „dopóki piłka w grze,/ cuda mogą zdarzyć się”. Melodyjnym refrenem porywał jedynie Liber ze swoim „Czystym szaleństwem”. Ślad słownej inwencji można też było znaleźć u Wilków śpiewających, że „polski orzeł zawalczy jak lew”. W porównaniu z dawnymi hitami to jednak naprawdę niewiele. Miejmy nadzieję, że występ polskiej reprezentacji będzie tym razem lepszy niż popisy rodzimych artystów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.