Jo, cłek wolny... po chińsku

Jan Głąbiński

publikacja 15.06.2012 07:30

W swojej bogatej karierze przeżyli kolejne artystyczne doświadczenie. Zobaczyli Wielki Mur i Zakazane Miasto.

Chicago KrzYszToF Trebunia-TuTKa/gn Chicago
Patriotyczna parada na ulicach miasta z udziałem zespołu Trebunie-Tutki

Chińscy organizatorzy wy­łonili zespół Trebunie-Tutki jako jeden z dwóch z Europy i skontaktowa­li się z góralską grupą za pośrednic­twem polskiej ambasady w Pekinie. Zespół wystąpił tam na dwóch festiwalach – ChaoYang Pop Music Festival i Strawberry Music Festival. Pierwszy odbywał się na stadio­nie, a drugi – w ogromnym parku za miastem.

– Wielkie sceny i telebimy nie onieśmielają nas, bo grywamy na ta­kich w Polsce i w Europie, ale to była dla nas wyjątkowa przygoda i eg­zotyka – opowiada Krzysztof Trebunia-Tutka. Chińscy realizatorzy dźwięku i ekipy techniczne raczej nie mówią po angielsku, więc to też dla muzyków było ciekawe doświad­czenie. – Zobaczyliśmy, że Chińczycy szybko gonią gospodarki Zachodu, a ostatnio chcą też podglądać nowe kierunki w muzyce światowej – za­uważa lider zespołu.

Muszą jeszcze poćwiczyć
– Do dalekiej i trudnej podróży zachęcała nas też perspektywa ujrze­nia Wielkiego Muru i Zakazanego Miasta – wspominają członkowie zespołu.

Choć nie mieli okazji wspólnie muzykować z Chińczykami, tamtejszą publiczność oceniają bardzo wysoko. – Są wspaniali, reagują spontanicz­nie i żywiołowo. Próbowali nawet śpiewać z nami niektóre bardziej „onomatopeiczne” refreny po pol­sku. „Jo, cłek wolny” muszą jeszcze poćwiczyć... – śmieje się Krzysztof Trebunia-Tutka. Dodaje, że Chińczy­cy, zwłaszcza młodzi, żywo reagowali na taniec i wszelkie interakcje.

zdravoselma Trebunie Tutki - Jo cłek wolny

– Po­trafią też słuchać w skupieniu. Może dlatego, że nie widzieliśmy na żadnej z imprez nikogo pod wpływem alko­holu – zastanawia się. – Miejscowa młodzież chłonie wszelkie nurty muzyczne, płynące do Chin z Europy i Ameryki. Młodzi ludzie ubierają się i zachowują bardziej swobodnie niż ich rodzice. Widać to nie tylko na uli­cy, ale właśnie na koncertach – żywo reagują, tańczą, bawią się – ocenia Anna Trebunia-Wyrostek.

Pomiędzy próbami i koncertami zespołowi udało się zobaczyć Wielki Mur. – W miejscu, gdzie byliśmy – niedaleko Pekinu, trzeba wspinać się na najwyższy wierzchołek cztery ki­lometry po bardzo stromych scho­dach. Oczywiście, z tego wierzchołka można iść na następny, i kolejny... – wspomina Anna.

Najlepiej w Europie
Dotychczas najbardziej znany zespół góralski grał w wielu miej­scach na świecie, m.in. w Emiratach Arabskich, na Orkadach Szkockich, w Kirgistanie, Japonii, Azerbejdża­nie. - „Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. I tak my chyba najlepiej czujemy się w Europie - twierdzi Krzysztof. Uważa, że z perspekty­wy dalekich, egzotycznych krajów łatwiej dostrzec wiele spraw.

- Widzi­my, jak Polska rozwija się i pięknieje, tęsknimy do niej i wracamy z radością w rodzinne strony. Takich gór jak na­sze Tatry nie ma nigdzie! W Polsce czujemy się naprawdę wolni i poprzez muzykę staramy się świadczyć o na­szej ojczyźnie jak najlepiej. Wspólne granie z muzykami z innych krajów zachęca do przyjrzenia się z dystan­su swojej kulturze i daje inspirację do tego, by szukać sposobów na cie­kawe i atrakcyjne dla współczesnego człowieka formy jej prezentowania - mówi Krzysztof Trebunia-Tutka.

Z podróży do Chin muzycy nie wrócili prosto do Polski, pole­cieli bowiem do Ameryki na kolej­ne koncerty. Dziesięć lat temu grali już w Toronto, New Jersey, Detroit i Chicago, ale tym razem to była bar­dzo daleka podróż, prawie dookoła świata, przez strefy czasowe i konty­nenty. - Jak obecnie żyje się Polakom góralom za wielką wodą? Niektórym nieźle, inni narzekają - jak to często bywa u naszych rodaków... Tęsknią do rodzinnych stron, ale mają znie­kształcony przez politykę obraz na­szego kraju dzisiaj. Spotkaliśmy wielu życzliwych i uśmiechniętych ludzi, były i wzruszenie, i nostalgia. Zachę­caliśmy ich do częstego odwiedzania swojej pierwszej ojczyzny, by widzie­li, że coraz szybciej gonimy Amerykę. A w wielu aspektach jest u nas o wiele lepiej - opowiada Krzysztof.

Orłem być - to jest wyzwanie
Na ostatniej płycie z jamajskim zespołem Twinkle Brothers „Songs of Glory/Pieśni chwały” zespół zawarł uniwersalne przesłanie dla świata.

- Szanujmy się wzajemnie i rozma­wiajmy, poznajmy się i pozostańmy sobą, nie udawajmy nikogo, zacho­wajmy tożsamość, bogactwo kultury - podkreśla Krzysztof. - Pamiętajmy, że nad wszystkim czuwa jeden Bóg, którego możemy wielbić każdy we­dług własnej tradycji i religii. Od za­wsze robimy swoje, nie sugerując się komercyjnym terrorem mediów.

Muzyk napisał w jednej z pieśni: „Orłem być - to jest wyzwanie - pto­kiem dumnym i szlachetnym...”. -Na Podhalu przeraża nas wszechobecność pseudogóralskiego disco polo, ale wrażliwy słuchacz wie, co dobre. Bardzo cenimy naszą publiczność i zapewniamy, że nie ulegniemy chwilowym modom - podkreślają członkowie zespołu Trebunie-Tutki.

Jakie plany ma przed sobą zespół? Czym nas jeszcze zaskoczą? - Naj­bliższe plany to koncerty. Zwłasz­cza te z Twinkle Brothers - 7 lipca w Brodnicy na reaktywowanym fe­stiwalu Muzyczny Camping, który kiedyś dorównywał legendą Jaroci­nowi, i 8 lipca w Milówce. Oba zapo­wiadają się jako wielkie wydarzenia artystyczne w 20-lecie ukazania się w Londynie pierwszej wspólnej płyty. W październiku świętujemy jubileuszowo z Twinkle Brothers w Luk­semburgu - zapowiada Krzysztof Trebunia-Tutka.

TAGI: