GOSC.PL |
publikacja 22.06.2012 07:17
O wielkiej tęczy, ciszy, w której słychać muchę, i koncercie dla Pana Boga z ks. Mirosławem Ładniakiem, pomysłodawcą i organizatorem imprezy, rozmawia Agnieszka Gieroba.
Gospel Rain
To zespół, który przygotowuje festiwal od jego pierwszej edycji
Agnieszka Gieroba/GN
Agnieszka Gieroba: Kiedy organizował Ksiądz pierwszy Koncert Chwały 10 lat temu, myślał Ksiądz wtedy, że będzie to impreza cykliczna?
Ks. Mirosław Ładniak: – Nie. Kiedy myśl o koncercie pojawiła się w mojej głowie, miało to stać się jednorazowym wydarzeniem. Moim marzeniem zawsze było zrobić plenerową imprezę, w której da się połączyć nabożeństwo z dobrą muzyką i do tego jeszcze przedstawieniem teatralnym. 10 lat temu odwiedzał Lublin krzyż Światowych Dni Młodzieży, więc pretekst do zorganizowania czegoś takiego był doskonały. Po Bożym Ciele na placu Litewskim zostawała ustawiona scena, na której po południu nic się nie działo. Szukałem pomysłu, jak ją zagospodarować. Pan Bóg sam nam go podsunął poprzez peregrynację krzyża ŚDM. Nie marzyłem wtedy, że impreza będzie powtarzalna i zyska renomę na całą Polskę, i to na tak wysokim poziomie.
Pomysł Koncertu Chwały, który dziś odbywa się w różnych miastach w Polsce, zrodził się więc w Lublinie?
– Dokładnie tak. Potem przejął go od nas Rzeszów, który dysponuje na ten cel dużo większymi środkami, a po nim kolejne miasta. Wszystko jednak zaczęło się u nas.
Z jakimi reakcjami ludzi spotkał się Ksiądz, kiedy swoim pomysłem podzielił się z innymi?
– Ha… już tego dobrze nie pamiętam. Wiedziałem tylko, że jeśli mam to zrobić, to muszę do pomocy mieć ludzi, którzy znają się na takich rzeczach. Zwróciłem się więc do Grześka Głucha, lidera zespołu Gospel Rain. On popatrzył na mnie trochę jak na szaleńca i powiedział, że w tak krótkim czasie to raczej niemożliwe, ale jeśli to dzieło Boże, to spróbujmy. Wtedy też przypadkiem spotkałem w Lublinie pana Janka Pospieszalskiego, którego znałem tylko z telewizji. Stał na ulicy. Podszedłem do niego, przedstawiłem się i powiedziałem mu, że mam taki pomysł, aby zrobić koncert w mieście, i chciałbym zaprosić go do współpracy. On popatrzył na mnie, po czym powiedział: „Wie ksiądz co, jestem chwilowo bezrobotny, pomogę księdzu”.
Gospel Rain - Wojna
KlubDobrejMuzykiKDM
Od tej pory poszło już łatwo?
– I tak, i nie. Janek Pospieszalski z Grześkiem Głuchem ułożyli scenariusz, dopinali wszystkie szczegóły, pracowali bez wytchnienia. To właśnie Janek pokazał mi, że my, ludzie Kościoła, też mamy możliwość robienia świetnych masowych imprez, nie mamy się czego wstydzić czy grać w drugiej lidze. Ale na początku łatwo nie było. Pamiętam, jak dzień przed koncertem poszedłem z Jankiem na Plac Litewski zobaczyć, czy wszystko jest gotowe. Patrzymy – scena stoi, nagłośnienie jest. Byłem zadowolony. Wtedy jednak mnie zapytał: „A na czym mam grać? Gdzie masz suspicjenta? A dyrektora, producenta?”. Ja mu na to, że tym wszystkim jestem ja. Usłyszałem: „Mirek, tak nie można”. W ten sposób Janek uwrażliwił mnie, żeby nie bać się brać zawodowców, bo „katolickie” ma też oznaczać „na najwyższym poziomie”. Każdy kolejny koncert był już przygotowany przez profesjonalistów.
Nie oberwało się Księdzu za to?
– Trochę oberwało. Znaleźli się ludzie, którzy pytali, po co wydawać pieniądze na takie rzeczy – można je przecież przeznaczyć na inne cele. Wiedziałem jednak, że my, jako katolicy, mamy prawo być dumnymi z faktu, że robimy coś naprawdę poważnego, na poziomie zawodowym, z pełnym profesjonalizmem. Wiara, Pan Bóg, życie chrześcijanina to nie jest byle co. Teraz o naszych koncertach mówi się w mediach i naprawdę możemy czuć się dumni.
Na koncertach występuje ogromny Chór dla Jezusa, do którego może dołączyć każdy, ale są też i wielkie gwiazdy. Jak reagują na zaproszenia, by w Boże Ciało zaśpiewać na ulicy w Lublinie na chwałę Pana Boga?
– Każdy koncert ma swoje hasło i pewną wizję. Kiedy to ustalimy, szukamy pasujących do danego tematu artystów. Większość z naszych gości to ludzie wierzący. To, co robimy, to nie tylko koncert, to uwielbienie na chwałę Pana Boga. Na scenie jest przecież w finale Najświętszy Sakrament i jest modlitwa, więc ludziom odrzucającym Pana Boga byłoby trudno zagrać na takiej imprezie. Ci, których zapraszamy, żyją z Nim w przyjaźni.
Czy podczas każdego Koncertu Chwały czuje Ksiądz rzeczywiście obecność Pana Boga?
– Tak, doświadczam wtedy Bożej obecności. Pamiętam koncert sprzed kilku lat, gdy lał deszcz. Byliśmy załamani i wielu z nas miało wątpliwość, czy impreza w ogóle się odbędzie, czy ludzie przyjdą i czy wytrzymają do finału. Pomyślałem wtedy: uspokójmy się, na pogodę wpływu nie mamy. Pan Bóg się o wszystko zatroszczy. Ludzie przyszli, stali pod parasolami, koncert trwał. W pewnym momencie przestało padać, spojrzałem na niebo, a tam nad naszymi głowami pojawiła się wielka, piękna tęcza. Przerwaliśmy koncert, by na nią popatrzeć, bo tęcza w Starym Testamencie to znak Bożego błogosławieństwa. Boża obecność jest też szczególna wtedy, gdy na scenę w finale wprowadzany jest Najświętszy Sakrament. Przed chwilą śpiewający, rozbawieni ludzie milkną. Robi się taka cisza, że muchę słychać. Wszyscy patrzą na Hostię i z ich serc płynie modlitwa. Pan Bóg jest wśród nas.