Gdzie jesteś, Adamie?

Hanna Karolak

publikacja 18.07.2012 07:20

„Syrena” sumiennie realizuje obietnice. Oprócz spektakli muzycznych i znakomicie granych komedii, co jakiś czas pojawia się w repertuarze pozycja prowokująca do głębszych przemyśleń, a przy tym wcale nieoczywista w przesłaniu.

Przebudzenie Andrzej Karolak/GN Przebudzenie
Wbrew wszystkim Lia (Danuta Stenka, w środku) wciąż wierzy w to, że Adam żyje, ale jej życie zamienia się w udrękę

Ostatnia premiera warszawskiego teatru „Syrena” – „Prze­budzenie” – ze znakomitą rolą Danuty Stenki pozostawia wi­dza bezradnym w próbie określenia, z jakim gatunkiem mamy do czynie­nia. Niektórzy ze względu na sensa­cyjną akcję przypinają jej etykietę thrillera, inni widzą w niej dramat psy­chologiczny. Trudność bierze się także stąd, że „Przebudzenie” cechuje pewne pęknięcie: pełna napięcia pierwsza część sztuki koncentruje się na pró­bie dotarcia do przyczyn zaginięcia syna bohaterki, Adama.

Lia powoli przestaje wierzyć w powrót swojego dorosłego dziecka. Jak się zresztą oka­zuje, niewiele w gruncie rzeczy o nim wie. Nawet tego, jaki był dokładnie cel jego podróży do odległych krajów. I w tej warstwie jest to istotnie dramat psychologiczny, zwłaszcza że Danuta Stenka ze wszystkimi niuansami ukazuje stan ducha kobiety przeży­wającej tragedię jako matka, ale też dojrzewającej jako człowiek. Jej nie­pokój wewnętrzny kontrastuje z ra­cjonalną oceną sy­tuacji przez męża, wspaniale granego przez Wojciecha Malajkata. Halu­cynacje bohaterki nie są niczym innym jak intensywnym pragnieniem happy endu, nic więc dziwnego, że pojawiają się głównie w majakach sennych.

Sztuka jest zręcznie napisana i, jak zwykle w przypadku brytyj­skiej dramaturgii, obok gęstych w atmosferze scen, pojawiają się w niej dialogi humorystyczne. Taką rozłado­wującą napięcie postać, posiadającą dar jasnowidzenia (czy raczej kontaktowania się ze światem pozaziemskim) gra zabawnie, wręcz finezyjnie, Kry­styna Tkacz. Dzięki niej ta rola prze­staje być jednoznaczna.

Niestety, druga część spektaklu, która powinna stanowić kulminację intrygi, zawodzi na tyle, że z zagma­twanymi sytuacjami, wymyślonymi przez autorkę Shelagh Stephenson, nie radzą sobie ani aktorzy, ani in­teligentny i doświadczony reżyser, jakim jest Redbad Klinstra. W miej­sce zaginionego syna pojawia się jego rówieśnik, co dziwne, z plecakiem Adama. Chłopak, który stracił pa­mięć, jest przekonany (tak się przy­najmniej zdaje), że dom, do którego został skierowany przez poszukują­ce syna Lii służby, jest jego domem, a nierozpoznani przez niego ludzie są w istocie jego rodzicami. Stresz­czanie dalszego ciągu akcji byłoby brakiem lojalności wobec teatru, który nie bez powodu wybrał sztukę zawierającą nieodkrytą do samego finału mroczną tajemnicę.

Rzeczywiście jednak z określe­niem charakteru drugiej części sztuki sama miałabym nie lada kłopot.