Szewc z pasją

Agata Combik

publikacja 15.07.2012 06:40

Zygmunt Trąbczyński od 32 lat prowadzi zakład rzemieślniczy przy ul. Łokietka we Wrocławiu. Od 11 lat między stertami obuwia toczy się tu „drugie życie”: śpiewają ptaki, płyną łodzie, a święci wysłuchują modlitw. A wszystko dzięki żonie, której kiedyś zamarzyły się… drewniane palmy.

Dzieło pana Zygmunta Agata Combik/GN Dzieło pana Zygmunta
Jako zapalony wędkarz chętnie rzeźbi wodne motywy

Przebłyski rzeźbiarskiego ta­lentu pojawiły się właściwie u pana Zygmunta już wcze­śniej. Dawno, dawno temu, w woj­sku, w czasie pełnienia warty wy­rzeźbił w lipowym drewnie postać dziewczynki stojącej na kwiatku. Wykonał jeszcze kilka prac, chowa­nych w żołnierskim plecaku, w tym piękny różaniec z ciemnego drewna, ale potem przez długie lata co innego miał na głowie. Jako syn szewca od dawna pomagał ojcu w warsztacie. W 1960 r. przyjechał z Częstochowy do Wrocławia, terminował u pana Ślipki, szewca z ul. Poniatowskiego, zdał egzamin i… zaczął długoletnią pracę w świecie butów. Wszystko bie­gło zwykłym torem, dopóki w 2000 r. nie wybrali się z żoną na pielgrzymkę do Ziemi Świętej.

Archanioł, fujarki i ryby
- Przywie­źliśmy stamtąd różne pamią­tki - opowia­da pani Halina. - Figurki świętych, piramidy, szopkę zakupioną w Betle­jem. Pomyślałam, że pasowałyby do tego właśnie palmy, tak dla ozdoby. Poprosiłam męża, żeby je wyrzeź­bił. Wziął patyczek, liście zrobił ze skórki. Patrzę, a tu piękna palma, jak w krajach egzotycznych. Zrobiłam w domu wystawę, a mąż odtąd na dobre zaczął rzeźbić.

- Najpierw, pamiętam, z jałowca chciałem zrobić Mojżesza. Ostatecz­nie wyszedł św. Piotr. To były począt­ki - wspomina. - Sam lubię wędko­wać, więc spod mojego dłuta wyszło wiele postaci z wędką, rybaków. Ten na przykład, proszę zobaczyć, jaki uśmiechnięty…

I rzeczywiście, spomiędzy butów w zakładzie szewskim „wypływa” łódka z wędkarzem. Wynurzają się postać Żyda z sakiewką, rzeźbione głowy różnych ludzi, ale też Pieta, wielki Michał Archanioł depczący smoka czy Pan Jezus wychodzący z grobu. Są i figura Ojca Świętego, relikwiarz, Orzeł w koronie.

Uwagę przykuwa rzeźba z ptasim gniazdem pośród misternie wykona­nych dębowych gałązek. - To praca pt. „Nauka śpiewu” - tłumaczy pan Zygmunt. Zajęła pierwsze miejsce w Ogólnopolskim Konkursie na Grafikę i Rzeźbę o Tematyce Mu­zycznej organizowanym w Lesznie. Z. Trąbczyński już po raz dziewiąty bierze w nim udział i wciąż otrzy­muje kolejne nagrody. Wśród jego „muzycznych” prac jest jedna taka z przymrużeniem oka. - To „Ukryty talent” - wyjaśnia. - U stóp kaszta­nowca widać pozostawione buty, drabinę opartą o pień drzewa. A wy­żej, przysłonięty liśćmi, siedzi sobie „ukryty talent”: grający skrzypek.

- A tu taka trochę inna praca, któ­rą różnie można interpretować, „Mu­zyczny sen” - pokazuje pani Halina. Stara wierzba, taka, z której robi się fujarki, prawie już usycha, ale jeszcze wypuszcza zielone listki. Pod nią śpią muzykanci ze swoimi instrumenta­mi, a wierzba gra na fujarce swoją ostatnią może pieśń.

Pan Zygmunt nigdzie się rzeźbiar­stwa nie uczył, ale cała jego rodzina ma w genach talenty plastyczne.

- Babka kończyła Akademię Sztuk Pięknych. Pięknie haftowała i malo­wała. Brat rzeźbił - opowiada. A bra­tanica zajmuje się ceramiką, którą sama wypala w specjalnym piecu i maluje. - Ja ciągle muszę coś robić - mówi szewc, pokazując pniaki, na których naszkicowany jest zarys ja­kiejś twarzy, a także liście akantu.

- Jak mam trochę drewna i czasu, zaraz biorę się do roboty. Wykorzy­stuję lipę, twardy jak skała orzech, jabłoń, gruszę, olchę... Zgromadzi­łem sobie stopniowo cały zestaw dłutek. Ale one same nie wy­starczą. Potrzeba jeszcze dużo cierpliwości.

Taką cierpliwość i zręczność palców na pewno pomaga uzy­skać praca przy butach. Pan Zyg­munt nie tylko je naprawia, ale od kilku-dziesięciu lat także robi na za­mówienie. A to praw­dziwa sztuka. Taki but, elegancki i solidny, posłużyć może nawet i ze 20 lat. - Nie brak ludzi, którzy je za­mawiają - mówi pani Halina (sama ubrana w dzieła swojego męża). -   I to również młodych.

Jeden student architektury już chyba 2 czy 3 pary zamówił. Porządny but też jest prawdzi­wym dziełem sztuki. Niestety szewc to zawód ginący, a szkoda, bo do za­kładu na Łokietka co rusz ktoś zaglą­da z pilną potrzebą, prosząc o ratu­nek. Stali bywalcy wiedzą, że warto tu wpaść także dla rzeźbiarskich arcydzieł. Wiele osób gromadzi się przed witryną zakładu zwłaszcza w okresie bożonarodzeniowym, bo wówczas zobaczyć tam można piękną, podświetloną stajenkę, pełną drewnianych figurek. Za tę ekspozycję pan Zygmunt otrzymał nawet specjalne wyróżnienie z Urzę­du Miasta. Dyplomów i nagród ma mnóstwo. W grudniu 2011 r. miał swoją wystawę w Infopunkcie przy ul. Łokietka – wystawę cieszącą się ogromnym powodzeniem.

Swoich rzeźb nie sprzedaje, a oglądać je można zwykle tylko w jego zakładzie. Solidna praca i sztuka są tu blisko siebie. A drew­niani grajkowie i wielcy święci wi­dać dobrze czują się wśród porządnie zrobionych butów.