Wolę iść w góry

Mirosław Jarosz

publikacja 27.07.2012 07:52

Są takie miejsca, w których z przypadkową osobą możemy całą noc przegadać o życiu. Miejsca, gdzie nie męczy cywilizacja, gdzie ludzie szukają czegoś więcej niż medialnej papki.

Chwila nieuwagi Mirosław Jarosz/GN Chwila nieuwagi
Piosenki tego zespołu również znalazły się na VIII kompilacji „W górach jest wszystko, co kocham”

W pierwszych dniach wakacji, w malow­niczo położonej miejscowości Pa­sterka niedaleko Kudowy-Zdroju, odbyła się pierwsza edycja Festiwa­lu Sztuk Niebanalnych „Pasterskie Anioły”, dedykowanego miłośni­kom gór i podróży. Obok głównego motywu, czyli piosenki turystycz­nej, pojawiła się muzyka alterna­tywna, modyfikująca brzmienia dobrze znanych utworów z gatun­ku poezji śpiewanej. Przez trzy dni wystąpiło kilkanaście znakomitych zespołów. Uzupełnieniem były warsztaty muzyczne i kabaretowe, wystawy, pokazy slajdów i filmów podróżniczych. Można też było spróbować swych sił w konkursie wykonawców. Kim są ludzie słu­chający muzyki, której na co dzień nie usłyszymy w żadnym komer­cyjnym radiu ani telewizji?

Więcej niż piwo i kiełbaski
Na takiej imprezie raczej nie ma ludzi przypadkowych. Już samo do­tarcie do Pasterki, miejscowości, do której nie dojeżdża żaden au­tobus, stanowi pewne wyzwanie. Przybywają więc ci, którym się chce po coś sięgnąć. Nie konsumu­ją tylko tego, co mają podane. Mu­zycy, inżynierowie, nauczyciele, sportowcy, studenci, cały przekrój społeczny. Ludzie w każdym wie­ku. Charakteryzuje ich jednak to, że mają pasję. Na festiwalu takim jak „Pasterskie Anioły” odnajdują poczucie jedności.

cytryna70 Chwila Nieuwagi "Pedziała mi matka"

– To, że nie ma nas w mediach, wcale nie oznacza, że jesteśmy bandą nawiedzonych ludzi biegających po górach – mówi Wojciech Heliński, od 20 lat zajmu­jący się animacją kultury na ziemi kłodzkiej. – Tu czujemy, że jesteśmy sporą grupą. Mamy świadomość, że większość rzeczy, które pokazu­jemy, funkcjonuje poza oficjalnym nurtem medialnym. Ci wykonawcy dysponują zazwyczaj skromnymi funduszami, a po drugie – są to po­dobno rzeczy mało popularne. Kiedyś faktycznie wydawało się nam, że jest nas zaledwie garstka zapa­leńców. Ale okazuje się, że w Polsce jest dużo ludzi, którzy chcą czegoś więcej. Nie tylko piwa, kiełbasek i festynu.

Wyrzuciłem telewizor
Dlaczego w takim razie poezji śpiewanej, piosenki turystycz­nej i niebanalnej muzyki nie ma w mediach? Bo w mediach jest to, co się dobrze sprzedaje. Dobrze, czyli w masowej ilości. A słuchacze piosenek poetyckich i turystycz­nych nie są klientami masowy­mi.

– Nie ma tych wykonawców, bo są układy – mówi, nie do końca żartując – Wojciech Szymański, je­den ze współorganizatorów. – Trze­ba też zauważyć, że dziś to media kształtują gusta. Nie puszcza się takiej muzyki, bo ludzie jej nie słu­chają, a nie słuchają jej, bo nikt jej nie puszcza. To zamknięte koło. Myślę jednak, że dzięki internetowi jest szansa, by częściowo przerwać ten dyktat mediów. Ludzie sami za­czynają sobie wybierać, czego chcą słuchać. Polecają sobie piosenki na portalach społecznościowych. I tak jeden od drugiego zarażają się tą muzyką.

– Niestety, internet to ograni­czone medium, tylko dla ludzi za­awansowanych technologicznie – stwierdza Jarosław Poniatowski, biorący udział w konkursie wyko­nawców. – Cała reszta osób, szcze­gólnie tych podatnych na reklamy, ze względu na łatwość przekazu dalej ogląda przysłowiową „Modę na sukces”. To nie geny determinują nas do pewnych działań, lecz środo­wisko, w którym żyjemy. Jeżeli ktoś ciągle słucha komercyjnego radia i ogląda taką telewizję, to sam sobie szkodzi. Dlatego ja konsekwentnie od 15 lat nie mam telewizora. – Ja również od kilku lat nie oglądam telewizji – dodaje W. Szymański. – Zdecydowanie wolę iść w góry.

Trzeba edukować
To, co proponuje się klientowi masowemu, ma coraz niższą war­tość. Media zaczęły nagminnie produkować celebrytów. – Wystarczy, że ktoś pojawi się w elimi­nacjach do jakiegoś „talent show”, a już jest kreowany na „gwiazdę” – przekonuje W. Heliński. – Nie trze­ba być już artystą. Wystarczy pokazywać się na przyjęciach i w odpowiednich programach. To całkowite nieporozumienie. Wszystko jest postawione na gło­wie. Ale mamy dobry przykład za granicą, u naszych sąsiadów, z którymi się często spotykamy.

W Czechach każda miejscowość powyżej 5 tys. mieszkańców ma szkołę muzyczną, ma dom kul­tury, a w nim kilka muzycznych zespołów. Jest tam masowa edu­kacja kulturalna. U nas cały czas na kulturze się oszczędza i ciągle zmniejsza jej fundusze. Tam na fe­stiwale takie jak nasz przyjeżdża po kilkadziesiąt zespołów. Jednak tam są dobrze wyedukowani odbiorcy. W Polsce głównym elemen­tem edukacji są media. Brakuje kontaktu z ludźmi. My robimy to, za czym ludzie zawsze będą tęsk­nić. Chodzi o spotkanie z drugim człowiekiem. To chyba nadrzędny cel każdej sytuacji.

Wartościowa prowincja
– Góry Stołowe ciągle są jesz­cze nieodkryte do końca – mówi Wojciech Heliński. – Nawet mieszkańcy niedalekiej Kudowy nie za bardzo się orientują, gdzie jest taka miejscowość jak Pasterka.

Faktycznie jest sporo osób, które np. dopiero po obejrzeniu amerykańskiej superprodukcji „Opowieści z Narnii” przekonały się, jak niesamowite i baśniowe miejsca są Górach Stołowych. Kie­dy tkwimy w jakimś miejscu przez wiele lat, przestajemy dostrzegać piękno i wartość tego, co wokół. Przychodzą marazm i narzeka­nie: „nic się nie dzieje, nie da rady, nie uda się”. Wtedy potrzebny jest ktoś z zewnątrz, kto świeżym spojrzeniem zobaczy rzeczywi­stość. W Pasterce cztery lata temu pojawił się taki człowiek.

– Kiedy tu przyjechałem, spo­tkałem się z wielką niemożnością i narzekaniem na wszystko – mówi Maciej Sokołowski z Gdańska. – Ale zobaczyłem Szczeliniec i wydał mi się on turystycznym eldorado. Poprzednikowi kończyła się umo­wa dzierżawy tamtego schroniska. Pomyślałem: jemu się nie opłacało, może mnie się opłaci.

Pasterka była wtedy smutnym dodatkiem do odremontowanego schroniska na Szczelińcu. To miej­sce okazało się jednak wspaniałym azylem dla tych, którzy chcą się na jakiś czas wyłączyć.

Jak opowiada Maciej Sokołow­ski, na ziemi kłodzkiej spotkał wie­lu fantastycznych ludzi, dzięki któ­rym wszystko ruszyło z miejsca. - Próbowałem robić taki ośrodek w centralnej Polsce, ale tam trakto­wano mnie jak obcego. Tutaj, gdzie wszyscy są ludnością napływową, nowi witani są z dużą otwartością. Doświadczyłem wielu życzliwych gestów, pomocy i wsparcia. Oczy­wiście nie wszyscy są świetni, tak jak w życiu nie wszystko jest super. Jednak ciągle uważam, że żyją tu znakomici ludzie.

To miejsce jest położone z daleka od ośrodka władzy, jakim jest choćby Wro­cław. Jest tu prawdziwa prowincja w dobrym tego słowa znaczeniu, gdzie ludzie żyją według jakichś zasad i wartości. Jest też naturalnie trochę wspomnianej już prowin­cjonalnej niemożności, ale przy odrobinie starań okazuje się, że można nawet tutaj pewne spra­wy załatwić.

Maciej Sokołowski postanowił ożywić śro­dowisko. Zaczął robić różne multidyscyplinarne spotkania, na które przychodzili znajomi. Ci z kolei zaczęli przyprowadzać swoich przyjaciół. Stopniowo było coraz więcej osób przyjeżdżających specjalnie tutaj z całej Polski. Wtedy pojawił się pomysł na „Pasterskie Anioły”

Jedyne takie miejsce
Jedną z integralnych części Festiwalu Sztuk Niebanalnych była premiera VIII części płyty „W górach jest wszystko, co ko­cham”. Pomysłodawca tego pro­jektu muzycznego i szef fundacji pod tą samą nazwą to Wojciech Szymański. Wyjaśnia, że dla nie­go góry są tak samo ważne jak lu­dzie, których tam spotyka.

- Góry to oprócz wędrówki, której każdy z nas potrzebuje, przede wszyst­kim spotkania z wyjątkowymi ludźmi - wyjaśnia. - Owocują one przyjaźniami, rozmowami, które później często dają niesamowite­go kopa w życiu. Góry to pewne wartości, które wyznają ludzie po nich chodzący. To spotkania, które rozwijają człowieka. Góry to nie tylko pewna harmonia z ludźmi, ale również z Bogiem. Dla mnie jest ona niezwykle ważna i bardzo ją sobie cenię.

W podobnym tonie wypowiada się Maciej Sokołowski. - Tym, co kocham w górach, są ludzie - mówi. - To nie są osoby przypadkowe. Przyjeżdżają tu ci, którzy chcą coś znaleźć, bo albo coś w życiu zgubili, albo nigdy tego nie mieli. W schronisku górskim istnieje przestrzeń społeczna, jakiej nie ma nigdzie indziej. Przychodzą różni ludzie, mówią sobie cześć i rozmawiają całą noc o życiu. Tego nie zrobimy w pubie. Na ulicy nie pozdrawiamy się tak jak na górskim szlaku.

Tylko dla wrażliwych
Ci, którzy przyjeżdżają posłu­chać muzyki, której nie ma w te­lewizji i radiu, poszukują czegoś w życiu. Odpowiedzi na pytania szukają również w niebanal­nej muzyce i tekstach.

- Mówią one o marzeniach oderwanych od mechanizmów cywilizacji - przekonuje Jarosław Poniatow­ski. - Zresztą same góry są takim oderwaniem. Tam często nie ma prądu czy nawet zasięgu telefonów komórkowych. Nic nam nie prze­szkadza. A w poezji śpiewanej od­krywamy swoje alter ego. W gó­rach ludzie szukają tego, czego w gruncie rzeczy szuka każdy w głębi duszy - wolności. Bo wol­ność jest wpisana w ludzkie istnie­nie. A niestety mechanizmy, w ja­kie wtłacza nas życie, cywilizacja, kapitalizm i socjalizm odzierają nas z tej wolności. Ludzie, którzy są bardziej świadomi albo bardziej wrażliwi, próbują w górach, w tej muzyce, choć na chwilę wolność odnaleźć.