Język jest sercem

Alina Świeży-Sobel

publikacja 16.08.2012 07:51

Młodziutka piosenkarka z Zaolzia – Ewa Farna – wkrótce rozpocznie w Warszawie studiować prawo. Nie tylko dlatego, żeby zdobyć solidne wykształcenie, ale także by doskonalić swoją polszczyznę.

Ewa Farna – Polka z Zaolzia Alina Świeży-Sobel/GN Ewa Farna – Polka z Zaolzia
Przekonała publiczność, że fajnie być sobą...

– Jestem Polką i chcę jak najlepiej mówić po polsku – tłumaczyła niedawno podczas spotkania w Cieszynie. O tym, że język jest niezwykle ważnym kryterium zachowania narodowej tożsamości, mówili też naukowcy podczas konferencji w Czeskim Cieszynie.

Wprawdzie tytuł tego spotkania w cyklu „Zaolzie teraz” brzmiał: „Fajnie być sobą”, ale zaraz na wstępie pa­dło pytanie: Co to znaczy być Polką w Czechach? Kiedy na takie pytanie odpowiada Ewa Farna, stłoczona młodzież słucha z zapartym tchem każdego słowa. I chłonie opowie­ści o rodzinnym domu, z którego wyniosła swoje poczucie polskości, i o polskiej szkole – kolejnym waż­nym etapie rozwiania narodowej tożsamości, własnej aktywności i talentów.

Na pierwszy rzut oka widać, że wybór Ewy Farnej na twarz, pro­wadzonej przed ubiegłorocznym spisem powszechnym w Czechach, kampanii „Postaw na polskość” był świetnym wyborem i może skutecz­nie budować postawy młodego pokolenia.

Profesor Daniel Kadłubiec ko­mentując zaangażowanie Ewy Farnej w całą akcję, podkreślał: – Dla upowszechnienia wiedzy o polsko­ści Zaolzia zarówno w Czechach, jak i w Polsce zrobiła więcej niż wiele tutejszych organizacji razem wziętych. Nie było przed nią kogoś takiego na cieszyńskiej ziemi.

W polskim domu
Ewa Farna prosto i szczerze tłumaczyła, że w jej domu zawsze mówiło się po polsku, więc nigdy nie wyobrażała sobie, żeby miała uczyć się gdzie indziej niż w pol­skiej szkole. Wspominała początki swojej pasji do śpiewania i występy w zespole folklorystycznym, który prowadził jej tata, a potem pierwsze sceniczne sukcesy, które wraz z ze­społem odnosiła w Czechach.

– Od początku w wywiadach musiałam tłumaczyć się z pol­skiej pisowni swojego nazwiska. To była okazja, by wyjaśniać zdu­mionym dziennikarzom z Pragi, że w Czechach żyją Polacy, którzy znikąd się nie sprowadzili, tylko są tu od pokoleń. Podobnie zresztą dziwili się często moi rozmówcy w Polsce – wspominała, a prowa­dzący spotkanie z Farną red. Mi­rosław Sokół przytoczył na dowód nagranie jej występu w „Szansie na sukces”. Świetnie ilustrował to fragment rozmowy z Wojciechem Mannem, który na wieść, skąd przyjechała, pytał: – Jak się u was mówi na przykład pięćdzie­siąt – i nie rozumiał, gdy odpowia­dała grzecznie: – Pięćdziesiąt.

– Dużo później zdałam sobie sprawę, że spodziewał się wypo­wiedzi w języku czeskim. A ja nie­zbyt dobrze się nim posługiwałam. Zdałam sobie sprawę z tego, gdy zaczęłam śpiewać piosenki także po czesku. Okazało się podczas nagrań, że muszę bardzo mocno skupiać się nad wymową, bo ona w polskim języku jest inna, a w cze­skim inna – tłumaczyła.

Dziś już takich problemów nie ma, z muzykami ze swojego ze­społu rozmawia po czesku – bo oni są Czechami – ale gdy kilka miesię­cy temu zaproponowano jej udział w koncercie kolęd w Teatrze Narodowym w Pradze, zaśpiewała pa­storałkę po polsku.

Kumasz czaczę?
Zaskoczeniem była dla słu­chaczy wiadomość, że postano­wiła studiować akurat prawo. Jak wyjaśniła, z jednej strony ważny w tym wyborze jest zamiar wyko­rzystania zdobytego wykształce­nia do poprawiania prawa, które­mu Polacy na Zaolziu mają sporo do zarzucenia.

– Słabo jest u nas także ze zna­jomością Polski i języka polskiego. Dlatego wybrałam studia w War­szawie, choć to znacznie dalej od domu – tłumaczyła. – Kiedyś przy okazji wyjazdu na koncert do Polski podczas rozmowy rzu­ciłam koledze: – Kumasz czaczę? – a mój rozmówca zdziwił się, że posługuję się tak archaicznym określeniem. Bo polska młodzież już dawno tak nie mówi. Język żyje i wciąż się zmienia, więc żeby na­dążyć za tymi zmianami, trzeba mieć kontakt z żywym językiem, nie tylko takim z gazet czy tele­wizji. Dlatego tak ważne, żeby uczniowie z Zaolzia jak najczęściej na szkolne wycieczki czy waka­cje wyjeżdżali do Polski – uważa Farna.

Gromkie brawa zebrała pyta­na o swoje polskie korzenie i po­czucie przynależności do rejonu zaolziańskiej ziemi. – Mamusia po­chodzi z Trzyńca, tatuś z Błędowic. Babcia pochodziła z Jabłonkowa. Ja traktuję Zaolzie jako jedną ca­łość i nie czuję się bardziej zwią­zana z tą czy inną okolicą. Jest nas tu za mało, żeby się dzielić – mówiła Farna.

Złe przepisy
W ramach projektu „Zaolzie te­raz” odbyła się też międzynarodowa konferencja naukowa na temat praw mniejszości narodowych dawniej i dziś w Europie Środkowo-Wschod­niej. Konferencji towarzyszyła wy­stawa: „Język jest sercem mniejszo­ści narodowej”, ilustrująca językowe działania mniejszości narodowych w różnych krajach: Polaków w Cze­chach, Węgrów na Słowacji, Ukraiń­ców i Słowaków w Polsce czy Niem­ców na Śląsku Opolskim.

W auli Gimnazjum z Polskim Językiem Nauczania w Czeskim Cieszynie uczestników sympo­zjum witał dr Józef Szymeczek, prezes Kongresu Polaków w Re­publice Czeskiej. Kongres był głównym organizatorem tej de­baty, a ze szczególnym zainteresowaniem słuchaczy spotkały się referaty dotyczące sytuacji polskiej mniejszości na Zaolziu.

Dr hab. Krzysztof Nowak z Uniwersytetu Śląskiego w Ka­towicach przedstawił regulacje prawne dotyczące mniejszości narodowych w Polsce i na Czecho­słowacji od roku 1918 do 1989 roku. Jak wskazywał, wiele rozwiązań budziło zastrzeżenia, a długie były okresy, kiedy w ogóle brakowało jakichkolwiek rozstrzygnięć w tym względzie. Nie sprzyjało ideologicz­ne podejście komunistycznych władz, które zupełnie omijały ten problem.

W drugiej połowie lat 90. ubie­głego wieku integracja europej­ska stała się w państwach Europy Środkowo-Wschodniej impulsem do wprowadzania rozwiązań re­spektujących oczekiwania mniej­szości narodowych. W trakcie konferencji Radomir Sztwiertnia i Adam Krumnikl zaprezentowali referaty przybliżające rozwiązania związane z wymogami, jakie po­stawiła Unia Europejska, a dr Szymeczek omówił problem realizacji praw mniejszościowych na Zaolziu po 1989 roku.

Wykłady zakończyła żywa dys­kusja na temat fenomenów polskiej obecności w Czechach: z organizacjami, instytucjami, szkołami, wydawnictwami, audycjami radio­wymi i profesjonalnym teatrem. Wiele mówiono o oczekiwaniach i potrzebach rozwijania polskiego języka.

Język prywatny?
O polski język na Zaolziu wie­lokrotnie upominali się przedsta­wiciele Polskiego Związku Kultu­ralno-Oświatowego, Rady Polaków i Kongresu Polaków.

W 1952 r. zaczęło obowiązy­wać rozporządzenie zezwalające na wprowadzanie dwujęzycznych napisów w miejscowościach za­mieszkiwanych przez mniejszości narodowościowe. Nie dotyczyło to nazw geograficznych, a jedynie nazw urzędów i instytucji oraz ulic. Polskie formy nazw miejscowości były stosowane, ale ograniczały się jedynie do użytku w rozmowach prywatnych. W sferze publicznej wszyscy przyzwyczaili się do sto­sowania języka czeskiego.

Po 1989 r. i zmianach w nazew­nictwie jednostek administracyj­nych na urzędach pojawiły się nowe tablice, z których zniknęły już podwójne wersje językowe. - Paradoksalnie, w realiach demo­kratycznych transformacji doszło do usunięcia ostatnich polskich na­pisów, a wprowadzenie ich na nowo odbywało się nieraz z dużymi trud­nościami. Niekiedy trzeba było mocno o nie walczyć. Najsłynniej­szy bój stoczył Wawrzyniec Fójcik w 1992 r. w Cierlicku - przypomina dr Szymeczek.

Dopiero po 2003 r. udało się bardziej szczegółowo uregulować sprawę praw mniejszości, w tym także procedur, które mocno utrud­niały na przykład wprowadzenie dwujęzycznych napisów. Wcześniej było ono możliwe w tych gminach, w których mieszkało przynajmniej 10 proc. przedstawicieli mniejszo­ści, ale realizowano je dopiero po przedstawieniu petycji w tej sprawie, podpisanej przez 40 proc. Polaków żyjących w danej gminie. Dziś już petycje nie są konieczne i nazewnictwo polskojęzyczne wprowadza się na Zaolziu w gmi­nach, gdy żyje w nich 10 proc. Po­laków. Obecnie jest to możliwe w 31 gminach powiatów karwińskiego i frydeckiego. W latach 50. takich gmin było tu 46.

- Mamy prawo do stosowania własnych imion i nazwisk zapisa­nych w dokumentach po polsku - dodaje dr Szymeczek, ubolewa­jąc, że wielu Polaków z tego prawa nie korzysta. Jak podkreśla, to od ję­zyka zaczyna się narodowa świado­mość.

Zaolziańska witryna
Materiały i nagrania wideo z dotychczasowych spotkań zorganizowanych w ramach projektu „Zaolzie teraz” dostępne są za pośrednictwem strony internetowej projektu: http://www.zaolzieteraz.kc-cieszyn.pl/index.php/content,660/ . Znaleźć tam można informacje o samym projekcie, Zaolziu oraz o ludziach, którzy byli dotychczas gośćmi cyklu spotkań w Książnicy Cieszyńskiej. Warto zajrzeć, by prześledzić debaty które pomagają zdobyć wiedzę o zaolziańskiej współczesności i o historii tej części Śląska Cieszyńskiego.

Mówmy o przyszłości
Dr Józef Szymeczek, prezes Kongresu Polaków w RC: - Problem dzisiejszego prawa wobec polskiej mniejszości w Republice Czeskiej polega na tym, że uzależnia się je od dość wątpliwych danych statystycznych, czyli od wyników spisu powszechnego. W ostatnim, w 2011 r., 3 mln obywateli nie podało żadnej narodowości. Na pewno nie powinno się na tej podstawie ustalać naszych praw narodowych, dla których podstawą jest historia i przywiązanie Polaków do tej ziemi.